„Czarna” linia produktów, zapoczątkowana przez Markbass headem Little Mark 250 Black Line, doczekała się w końcu kontynuacji, i to jakiej! Włosi weszli teraz na całego do segmentu entry level, nie rezygnując rzecz jasna z jakości wykonania i brzmienia swoich produktów. W ich przypadku to norma – nie zapominajmy, że włoski producent nie bez przyczyny jest z jednym z najpopularniejszych wśród basistów na całym świecie. Jak wyjaśniają: „Rozumiemy, jak ważne jest, aby uczniowie i początkujący mieli dobre brzmienie podczas codziennych ćwiczeń, pomagające lepiej wyrażać siebie”. Sprawdźmy z czym mamy tu do czynienia.
Zacznijmy od tego, że Markbass rozszerzając swoją ofertę o produkty dla początkujących, postawił sobie zadanie, by użytkownicy nie byli w najmniejszym stopniu stratni w kwestii jakości brzmienia. Dla muzyków zaznajamiących się dopiero z gitarą basową, powinien to być idealny wybór, bo zyskując słynny sound Marbassa, nie odczują jednocześnie znaczącego uszczerbku w finansach. A ponieważ atrakcyjne brzmienie jest tak samo ważne (a może nawet ważniejsze) dla doświadczonych basistów, seria Black Line przyda się także osobom, które będą używać tych komb jako wzmacniaczy domowych, uzupełniających ich główny setup.
Zaprezentowana niedawno przez firmę Markbass seria komb basowych Black Line obejmuje na chwilę obecną dwa modele różniące się m.in. gabarytami, mocą, średnicą głośnika i kilkoma dostępnymi funkcjami. Nie bez przyczyny nazwano tę linię Black Line – pomijając logotypy na zdejmowanych maskownicach, jedynie na panelu widać żółte elementy charakterystycznego markbassowego designu. Prostota, klasyka, nowoczesność.
Co pisze sama firma Markbass o tych wzmacniaczach? „Kiedy zaczynaliśmy, naszym głównym celem było zapewnienie, że możesz kupić coś, dzięki czemu będziesz cieszyć się dźwiękiem. Prawie wszyscy nasi konkurenci budują tani sprzęt, nie biorąc pod uwagę, że młodzi i utalentowani instrumentaliści, którzy będą z niego korzystać na co dzień, mogą popaść w frustrację i stracić pasję z powodu słabego dźwięku.”
W firmie Markbass zawsze darzyliśmy głębokim szacunkiem wszystkich artystów, początkujących i profesjonalistów, a przede wszystkim młode talenty, które starają się stać kolejnym pokoleniem wspaniałych artystów. Potrzebują i zasługują na wspaniały wzmacniacz o doskonałym dźwięku – a nasza propozycja to dla nich najlepszy wybór!
Markbass CMB 101 Black Line
Pierwszy z modeli to mały CMB 101 Black Line. Zastosowano w nim jeden 10-calowy głośnik, zamieniający na ciśnienie akustyczne moc 40 Wattów. Wzmacniacz wyposażony jest w regulację czułości wejściowej Gain, 4-pasmowy korektor z regulacją basu, niskiego i wysokiego środka oraz pasma wysokiego. Na końcu panelu, po prawej stronie mamy regulację poziomu wyjściowego Master. Potencjometr Gain z obydwu stron flankują małe przyciski. Pierwszy z nich to SCOOPED, będący tak naprawdę presetem (filtrem) brzmienia „marcusowego”, ale na poziomie ogólnym, czyli zapewniającym po prostu podbicie dołu i górki z podcięciem odpowiednich częstotliwości w środku spektrum. Z kolei przycisk BOOST skokowo dodaje przyjemnego nasycenia głównie niskiemu przedziałowi pasma. Pojedyncza czerwona dioda LED informuje po prostu o pracy wzmacniacza.
Poza wejściem instrumentalnym na panelu górnym pieca, zamontowano stereofoniczne wejście AUX i wyjście słuchawkowe (oba typu jack 1/8”). Z tyłu skrzyni znalazło się jeszcze jackowe gniazdo PREAMP OUT, dzięki czemu wyjdziemy z naszego Markbassa sygnałem liniowym „po preampie”. Jednym słowem, jeśli chodzi o możliwości, mamy tu absolutne minimum. Może i przydałoby się jeszcze kilka udogodnień, jak choćby gniazdo Speakon na liniowe podłączenie drugiej opcjonalnej paczki, czy LEDowa „informacja” dotycząca aktywacji filtrów SCOOPED oraz BOOST, ale gdy sprawdzimy jaka jest cena tego piecyka, szybko stwierdzimy, że… ma on wszystko co trzeba.
Wymiary tego wzmacniacza to 375 × 365 × 270 mm, a jego ciężar wynosi 9.7 kg.
Markbass CMB121 Black Line
Tutaj żarty się kończą. Ten piec to większe combo oferujące moc 150 W – moim zdaniem idealny wybór dla tych, którzy chcą zacząć od dźwięku na wysokim poziomie i mieć wystarczającą moc zarówno na próby, jak i małe, kameralne koncerty. CMB 121, podobnie jak jego młodszy brat, także posiada wyjście słuchawkowe i wejście Aux do podłączenia odtwarzaczy multimedialnych w celu domiksowania do naszego basu jakichś backing tracków, czy „play alongów”. Pozwoli to ćwiczyć i bawić się w domowych warunkach, bądź też w „próbowni”.
Oprócz tego mamy tu, podobnie jak w CMB 101, wybitnie skuteczny 4-pasmowy korektor z dwoma regulatorami środka, a także wspomniane już przełączniki SCOOPED i BOOST dodające rumieńców naszemu brzmieniu. Do tego wzmacniacz posiada zbalansowane wyjście liniowe XLR umożliwiające podłączenie komba do jakiegoś „frontowego” wzmacniacza mocy (PA), co raczej jest niezbędnym rozwiązaniem na większe koncerty. Dodatkowo pętla efektów FX Send/Return do której podłączamy pedalboard lub pojedyncze kostki.
Wymiary tego comba to 440 × 440 × 362 mm, a jego ciężar to 16.5 kg.
Lekkie kombinacje wzmacniacza i kolumny, jeśli mają charakteryzować się „nieskalanym” soundem, są zazwyczaj drogie. Nie tylko ze względu na wysokiej jakości komponenty niezbędne do uzyskania jakości sygnału, kultury brzmienia i wydajności, jaką zapewniają, ale także dlatego, że koszt głośników i lekkiego drewna na kolumny jest dość wysoki. Wydaje się, że włoscy producenci komb (skrzynie CMB wykonano prawdopodobie ze stosunkowo lekkiej włoskiej odmiany topoli) rozwiązali te problemy, niwelując jednocześnie problem ceny.
Komba obite są tolexopodobnym materiałem, narożniki oczywiście metalowe, stópki i rączki solidne, a maskownice dają się ściągnąć, bo tradycyjnie są mocowane na rzepy. Ta ostatnia informacja jest dość istotna, o czym zaraz się przekonamy.
Przeznaczenie, brzmienie, porównanie…
Na początek kilka uwag generalnych. Obydwa piece, gdy grają na małych głośnościach, posiadają niemal identyczne brzmienie. Owszem, praca głośnika 12-calowego jest minimalnie inna od 10-calowego, ale jest to odczuwalne dopiero po wstępnym rozkręceniu wzmacniacza do mniej więcej 1/4 mocy, co w przypadku pieca CMB 121 jest już poziomem wystarczającym do domowego grania.
W poprzednim akapicie wspominaliśmy o maskownicach na rzepy. Otóż piecom tym (w ich obydwu wersjach) przy rozkręceniu poza – powiedzmy – połowę ich możliwości, „przytrafia się” przydźwięk wynikający z drżenia tychże maskownic. Może gdyby poświęcić ich przylepieniu więcej czasu i zrobić to mocno oraz dokładnie, problem by zniknął, ale szybszym sposobem będzie po prostu zdemontowanie ich na czas pracy pieca. Tak, zapisujemy to na minus, ale od razu uspokajamy – nie jest to jakaś kwestia krytyczna, od której powinna zależeć decyzja o kupnie tytułowych Markbassów.
Im głośniej się robi, tym różnica pomiędzy CMB 101 a CMB 121 robi się naprawdę znaczna. Pomimo 40W mocy, wydaje się, że mniejsze combo nie ma w ogóle startu do większego, 150-watoweo brata. Tam gdzie kończy się akustyczna skuteczność CMB101 tam zaczyna się dopiero przygoda z CMB 121. Jest to szczególnie odczuwalne, gdy postawimy je na większej salce. Tam okazuje się, że mniejsze kombo jest świetne, ale w warunkach domowych. Brzmi wówczas jak przysłowiowy „milion dolców” – ciepły, miękki, głęboki ton niskich pasm, czysta, kryształowa górka przy slapie i funkowy, twardy środek, gdy mocniej zaatakujemy palcami. Tyle, że aby CMB 101 wziął efektywny udział w próbie z bębnami, musielibyśmy go rozkręcić na maksa – zarówno Gain, jak i Master. W takim przypadku brzmienie nie będzie już zachwycające, co oznacza, że mijać się to będzie z jego przeznaczeniem. A zatem jeszcze raz – 40 Watt mocy jest po prostu idealne do domowego grania (także z innymi instrumentami typu gitara czy klawisz) lub ćwiczenia, i niech tak zostanie.
Pora na kombo CMB 121, czyli brzmienie Markbassa poparte sporą skutecznością w kilku podstawowych okolicznościach muzycznych. Tymi okolicznościami są domowe muzykowanie, próby z zespołem (niezbyt hałaśliwym, aczkolwiek w tym przypadku jak najbardziej z perkusją), czy mniejsze, klubowe koncerty. W tych przypadkach mocy nie powinno nam zabraknąć. Co do brzmienia, to mamy tu ewidentnie tytułową „prestiżowość” podaną w formie plug and play. Już na ustawieniach neutralnych sekcji EQ, tonalne niebo nachyla się ku nam. Na złotej (czarnej) tacy mamy bowiem podane wszystkie elementy dźwięku, które tak w Markbassach kochamy. A zatem mocny, solidny fundament, oparty o specyficzny, „markbassowy” zakres tonów. Brzmienie jest jednocześnie klarowne, umożliwiając projekcję każdej nuty, nawet przy szybkiej grze. Czuć równowagę między ciepłem a definicją, potęgą a precyzją. Trochę gorzej jest z utrzymaniem naturalności brzmienia naszej gitary basowej, bo Markbass bezwzględnie czyni ją lepiej brzmiącą, niż jest w rzeczywistości…
Ceny:
CMB 101 – 1 189 PLN
CMB 121 – 1 789 PLN
Strona Producenta: www.markbas.it
Strona dystrybutora: www.konsbud-audio.pl
Strona dystrybutora: www.konsbud-audio.pl