Wiemy, że rok 2020 jeszcze trwa, ale chyba nic się przez jeden miesiąc nie zmieni na tyle, by ktoś miał dołączyć do czołówki tej listy. Prezentujemy Wam naszą dziesiątkę gitarzystów, którzy najlepiej „dali radę” w tym koszmarnym roku.
Powiedzieć, że dziwny był to rok, to jak nic nie powiedzieć. Takiego czasu nie było od zakończenia II Wojny Światowej. Cała kultura pozamykana na cztery spusty, ewentualnie działania w internecie, które przypominają bardziej podziemie niż oficjalny nurt.
W tych warunkach dało się jedynie pracować w domu lub w studio i dzielić się efektami w postaci kolejnych filmików/streamów/klipów lub płyt, których wydania podjęli się nieliczni śmiałkowie. Albo grzać się w świetle własnych dokonań z 2019 roku, które były na tyle istotne, że zaważyły na roku 2020.
Dlatego ten topguitarowy ranking gitarzystów 2020 jest inny niż wszystkie – nie bierzemy pod uwagę tylko płyt i pułapu „wymiatania” artystów, ale wagę dokonań w 2020 roku i wysiłek twórczy w nie włożony.
Kryteria redakcyjnego wyboru były jak zwykle subiektywne, oparte na ocenie dokonań gitarzystów i ich aktywności w mijającym roku. Zdajemy sobie sprawę, że takich gitarowych kocurów wartych wymienienia było co najmniej 10 razy więcej, ale postanowiliśmy ograniczyć się do dziesięciu artystów.
Oto nasza propozycja najlepszej dziesiątki, kolejność przypadkowa.
Kuba Żytecki
Tak, zaczynamy od Polaka, który jest już doceniany na całym świecie. Był wg. nas nadzieją na 2020 rok i te oczekiwania spełnił. Chodzi głównie o jego ostatnią płytę „Nothing Lasts, Nothing’s Lost” (2019), która cały czas odbija się echem w całym gitarowym środowisku. Piszą o nim entuzjastycznie na całym świecie, a Kuba staje się naszym gitarowym towarem eksportowym, który… właśnie zapowiedział wydanie kolejnego albumu, tym razem koncertowego, ale z nowym kawałkiem. Brawo!
Andy James
Tak, tak, ten wspaniały gitarzysta, który do tej pory sam pracował na swoje, w 2020 roku dostał się w końcu w światła większych fleszy. Może nie dosłownie, bo koncertów nie było, ale po raz pierwszy z solowego gitarzysty stał się członkiem zespołu, i to jakiego! Five Finger Death Punch docenili jego talenty i przyjęli go w swoje szeregi za Jasona Hooka. Andy zdążył już zagrać całe tournee z 5FDP i nagrać solówkę do utworu „Broken World” z drugiej płyty wydanej w 2020 roku „A Decade Of Destruction Volume 2”. Jednocześnie nie odpuszcza grania solowego. Brawo Andy!
Devin Townsend
W ciągu 48 lat spędzonych na tym łez padole Devin Townsend w jakimś cudem wydał około… 25 albumów studyjnych. Tegoroczne koncerty streamingowe „Empath Live Volume 1: Order of Magnitude” oraz „Empath Live Volume 2” to tylko część jego aktywności. Prowadził jeszcze podcasty, kolaborował z wieloma artystami (m.in. Steve Vaiem, z którym jest w stałym kontakcie) i robił nową muzykę do Quarantine Project. Podziwiamy ten zapał!
Plini
Bez wątpienia jest to dla nas największe spełnienie oczekiwań. Długo zapowiadany drugi „pełnowymiarowy” album tego gitarzysty, „Impulse Voices” okazał się dziełem na najwyższym poziomie artystycznym i wykonawczym, a Plini potwierdził swoją obecność w gitarowej pierwszej lidze. Coś nam się wydaje, że gdy pandemia się skończy to australijski gitarzysta zacznie koncertami podbijać świat.
Joe Bonamassa
Kolejny pracuś w branży. Joe to człowiek, dzięki któremu blues ma się świetnie i wcale nie zamierza odchodzić do lamusa. Jest wybitnym gitarzystą i także podczas pandemii nie zasypywał gruszek w popiele wydając swój najnowszy album „Royal Tea”. Publikował jednocześnie utwory do pobrania za darmo z internetu, realizował teledyski, a zatem jest jednym z tych genialnych gitarzystów, którzy pomagali nam przejść przez ten koszmarny rok.
Mark Morton
Jeden z najlepszych w metalu, cały czas i bezdyskusyjnie. Niezwykle kreatywna dusza i płodny talent. Jego macierzysta formacja Lamb Of God wykorzystała czas pandemii najlepiej jak umiała, wydając w czerwcu 2020 album „Lamb Of God”, a Mark położył w nim jak zwykle całe mnóstwo siarczystych riffów i blaskomiotnych solówek. Poza tym, jak sam ostatnio przyznał „Pisałem trochę rzeczy dla Lamb of God, trochę dla innych ludzi, trochę dla mojego solowego projektu, więc teraz wychodzi ze mnie dużo nowej muzyki.”
Al Joseph
W ciągu ostatnich kilku lat, jako lider projektu HYVMINE Al Joseph wyrobił sobie markę siedmiostrunowego wirtuoza . Jego najnowsza płyta „Labyrinth” (2020), wydana w końcu pod własnym nazwiskiem, jest jednak gitarocentrycznym powrotem do korzeni. Al, absolwent Berklee, dokładnie tego chciał. Z tą płytą Al Joseph jest kolejnym gitarzystą, który podczas lockdownu wkroczył do gitarowej ekstraklasy. Zupełnie na to zasługuje.
Dave Grohl
To może byś dla wielu zaskoczeniem, ale jeśli sprawdzimy, co działo się w obozie Foo Fighters, którym dowodzi Dave w 2020 roku, okaże się, że panowie mieli tak samo aktywny czas jak przed pandemią. Premiera płyty „Medicine At Midnight” została wprawdzie przesunięta na 2021 rok, ale nie przeszkodziło to Dave’owi występować gdzie się da (występy telewizyjne – „Saturday Night Live”, filmy dokumentalne – „Times Like Those”, single „Times Like This” i „Shame Shame”). Bez wątpienia był on jedną z wiodących postaci w showbusinessie w tym porąbanym roku.
https://youtu.be/Dh_vJ-E337g
Tom Mish
Jazz także potrzebuje odświeżenia i od czasu do czasu trafia się taki artysta, który potrafi swoją twórczością przewietrzyć trochę ten gatunek. Do takich młodych asów zalicza się niewątpliwie Tom Misch, młody ale już z opinią innowatora. Jego (i Yussufa Dayesa) płyta „What Kinda Music” (kwiecień 2020) to właśnie takie olśnienie dla wielu – jak otwartym na świat można być gitarzystą i jednocześnie jak ta otwartość pomaga w kreowaniu rzeczy muzycznie wspaniałych.
Angus Young
Jeśli uzmysłowimy sobie, z czym musiał zmagać się klan Youngów przez ostatnie lata, ile trzeba było determinacji i siły, by ponownie poskładać ten zespół do kupy, dojdziemy do wniosku, że Angus jest gitarzystą nr. 1 w 2020 roku. Wystarczy posłuchać „Power Up” (2020), by stwierdzić, że ten gość jest fenomenem a płyta jest wyborna, niektórzy twierdzą, że najlepsza od „The Razor’s Edge”, my pozostajemy przy zdaniu, że od „Stiff Upper Lip”. We salut you Angus!