Robert Keeley założył swoją firmę na początku lat dziewięćdziesiątych. Od tego czasu stał się wręcz ikoną branży dzięki swoim znakomitym kompresorom. Dziś Robert Keeley Engineering gra już w ekstraklasie producentów pedałów gitarowych. Spotkaliśmy się z samym Robertem, by usłyszeć historię jego wzlotów i upadków.

Cała produkcja firmy odbywa się w Oklahomie. „Bob” Keeley przyjechał tutaj po studiach w Niemczech, gdzie stacjonował jego ojciec. W tamtych czasach grywał w różnych hipisowskich zespołach i jamował z innymi, czasami też pogrywał country. Miał szczęście pracować na kilku stanowiskach związanych z elektroniką: naprawiał i modyfikował wieże hi-fi, drukarki, sprzęt fotograficzny, a nawet medyczny. Zakochał się jednak we wzmacniaczach. Zbudował nawet kilka kopii i zafascynował się książką „Kieszonkowy przewodnik po starych wzmacniaczach lampowych” napisaną przez Geralda Webera (założyciela firmy Kendrick Amplifiers). Niestety, założenie firmy produkującej wzmacniacze było w tamtym momencie zbyt drogie, a sam rynek był już nasycony. Jednak w ramach swojego końcowego projektu na studiach inżynierskich Robert skonstruował pedał delay z wbudowanym tunerem. Kiedy zaś pracował jako nauczyciel uniwersytecki, jego klony kompresora Ross i inne zmodyfikowane pedały schodziły na eBayu jak świeże bułeczki. Robert zatrudnił zatem jednego ze swoich studentów, by produkować ich więcej. Pierwsze całkowicie oryginalne projekty pojawiły się wraz z modelem Katana Boost (podbijającego dźwięk o znaczące +35 dB). O obwodach i oryginalnych pomysłach Robert mówi: „Wszystko to powstawało już wcześniej, analogowe obwody nie są aż tak trudne. Klony i modyfikacje są dobrym miejscem, by wystartować i zbliżyć się do tego, czego oczekują muzycy. Jednak jak powstaje DSP (cyfrowe przetwarzanie dźwięku), jest już większą tajemnicą. Ja chciałbym tworzyć brzmienia, które mogą być używane podczas na żywo i są przekonujące na tyle, żeby ludzie chcieli jeszcze raz zagrać i wsłuchać się w detale dźwięku”. By osiągnąć ten cel, Robert zawsze zaglądał na różne fora internetowe i pytał o wrażenia i preferencje muzyków. Od pierwszych lat funkcjonowania współpracował z przeróżnymi firmami i wieloma prestiżowymi muzykami (pośród nich byli między innymi Peter Frampton, Bob Weir, Larry LaLonde z Primus czy Dweezil Zappa).

Drugi początek
Po tym, jak firma rozrosła się w pierwszej dekadzie nowego milenium, linia produkcyjna Keeley została zniszczona podczas pożaru w 2009 roku. Jednocześnie hamulce Robertowi zaciągnął rozwód i inne osobiste problemy. Ale Keeley się nie poddał. Zaczął jeszcze głębiej eksplorować cyfrowe i analogowe realia, by wytwarzać jeszcze bardziej złożone brzmienia – nawet takiej jakości i różnorodności, jakich nigdy wcześniej nie można było uzyskać za pomocą pedałów. Najlepszym przykładem takich produktów jest seria „studyjnych” pedałów, które odnoszą się do charakterystycznych brzmień konkretnych studiów nagraniowych (np. Abbey Chamber Verb, 30 ms Double Tracker, Memphis Sun). Albo pedały z wieloma efektami, jak BubbleTron Dynamic Flanger Phaser, Monterey Rotary Fuzz Vibe, czy multifunkcjonalne stacje pracy. To właśnie kombinacja analogowych i cyfrowych technologii tak naprawdę otworzyła przed Keeley Electronics nowe możliwości. Ostatni pokaz geniuszu, jaki wyszedł z deski kreślarskiej Keeley’a, to „Eddie Heinzelmann” Verb o Trem – stacja robocza, która reprodukuje analogowy reverb i brzmienia tremolo klasycznych wzmacniaczy (i oferuje też kilka fajnych nowych dźwięków). Zespół Keeley opracował własne zaawansowane metody przechwytywania, analizowania i reprodukowania wszelkiego rodzaju brzmień przeróżnych urządzeń i źródeł sygnału. Obecnie w firmie jest czterech inżynierów, a jednym z nich jest Aaron Tacket, syn nowej żony Roberta. Aaron zajmuje się programowaniem cyfrowo produkowanych dźwięków, przeważnie w językach assembler i C.

Zawsze innowacyjne produkty
Poza działem Research & Develompement, montowanie komponentów, wiercenie obudów, malowanie proszkowe, projektowanie graficzne, druk UV, jak również ostateczne testy i wysyłka – wszystko to odbywa się na miejscu, w nowej siedzibie Keeley. Ostatnio firma została nawet poszerzona o sąsiadujące budynki. Obecnie dwadzieścia pięć osób produkuje tutaj tygodniowo około osiemset pedałów. Dodajmy, że pracują trzydzieści sześć godzin tygodniowo, ale mają płacone za czterdzieści. A to dlatego, że po tym, jak Robert sam się wypalił, stwierdził, że musi pracować w nieco bardziej zrelaksowanej atmosferze, a byłoby nie fair, gdyby jego podopieczni pracowali podczas, kiedy on ma przerwę. Czasami też zaprasza całą załogę firmy na jam sessions do własnego domu.

Robert Keeley swoje dotychczasowe doświadczenia podsumowuje w prosty sposób: „Jak już wszystko funkcjonuje, to okazuje się, że budowanie pedałów to masa frajdy, jest o wiele lepsze niż normalna robota!”. To dość skromne, biorąc pod uwagę pionierską rolę, jaką w ostatnich dekadach odegrał w trwającym nieustannie renesansie efektów muzycznych. Po tym, jak dzięki wielkiej sile woli udało mu się odbudować warsztat, stał się przykładem tego, jak mała firma może odnieść i utrzymać sukces na światowym rynku sprzętu muzycznego. Pomiędzy erami analogów i cyfry udało mu się przechować brzmienia ze „starych dobrych czasów” i dodać branży audio wiele nowych dźwięków, szalonych kombinacji i innowacyjnych funkcji. Niektóre z obwodów Keeleya stały się klasykami i teraz są klonowane przez mniejszych producentów na całym świecie. Aż do dziś jego kompresory (zarówno dla basistów, do studyjnej pracy, jak i połączone z przesterem czy możliwością zmiany toru sygnału) są pośród najlepiej sprzedających się produktów w swojej kategorii. Ale również i te bardziej wyrafinowane nowe pomysły z praktycznie każdej kategorii efektów są warte sprawdzenia na www.robertkeeley.com.
Tekst i zdjęcia: Alexander Kern