Trzeba przyznać, że Joe Satriani dba o to, by nie osiąść na laurach, cały czas aktywnie działa na wielu polach, koncertuje, nagrywa, bierze udział w klinikach, warsztatach i udziela indywidualnych lekcji. Nie dziwi więc fakt, że początek roku 2018 upływa nam pod znakiem Satrianiego. Oprócz tego, że poprzez Sony Music Polska wydaje swoją szesnastą płytę, to jeszcze przybywa do Polski z projektem G3 na koncert organizowany przez agencję Go-Ahead. A wszystko to dodatkowo zbiega się z trzydziestą rocznicą wydania doskonałego, kultowego albumu „Surfing with The Alien”. Zapytaliśmy Joe o jego polskie show G3, a także płytę „What Happens Next”, która naszym zdaniem jest świetnym, najlepszym jego albumem od wielu lat i ma szansę stać się sporym wydarzeniem w na świecie i w Polsce.
Maciej Warda: Powiedziałeś kiedyś, że nie za bardzo lubisz prowadzić kliniki czy grupowe warsztaty, ponieważ preferujesz format spotkań jeden na jednego. Czy masz na myśli również masterklasy? Jak się domyślam, chodzi ci o naukę grania, a nie na przykład prezentacje sprzętu?
Joe Satriani: Tak, cały czas wierzę w format spotkań jeden na jednego. Z perspektywy czasu widzę, że jest to najlepszy model i sposób nauczania. Jeszcze lepszą rzeczą i kolejnym wciągającym doświadczeniem byłyby spotkania dużej grupy zmieniających się nauczycieli i uczniów.
Okej. Dwadzieścia jeden lat temu, w 1996 roku po raz pierwszy odpaliłeś projekt G3. Jak to wspominasz? Czy było to wówczas dla ciebie zupełnie nowe doświadczenie?
Instynktownie wiedziałem i czułem, że to będzie mocny strzał, jeśli weźmie się pod uwagę gitarowych fanów i muzyków w to zaangażowanych. Było to niesamowicie ekscytujące obserwować, jak to wszystko się naturalnie rozwija, wieczór za wieczorem, noc za nocą, przed publicznością praktycznie w każdym wieku i o zróżnicowanych zainteresowaniach muzycznych.
Skąd wziął się pomysł na skrzyknięcie po latach zespołu z czasów płyty „Surfing with The Alien” i skompletowania z niego obecnego składu G3, z którym właśnie koncertujesz?
Było tak. Stuart Hamm [wieloletni basista Joe – przyp. MW], Jeff Campitelli [perkusista grający z Joe jeszcze przed „Surfing with The Alien” – przyp. MW] i ja przesłuchiwaliśmy perkusistów, kiedy mieliśmy akurat chwilę wolnego podczas pracy w studiu. Poprosiłem wówczas Jeffa, by odłożył na chwilę gitarę, na której akurat grał, i zasiadł za zestawem perkusyjnym. W ten sposób zrobiliśmy sobie eksperyment jako trio podczas oczekiwania na kolejnego w kolejce perkusistę. Pojamowaliśmy tak bez żadnych większych oczekiwań i zaskakująco okazało się, że zabrzmiało to świeżo i po nowemu! Powiedziałem im o tym, zgodziliśmy się, że to by miało sens, gdybyśmy ruszyli dalej jako trio. Ani Jeff, ani Stu nie grali w ten sposób ze sobą w ten sposób…
A jak skompletowałeś dalszą obsadę trasy G3, szczególnie jej polski etap? Od czego to zależało – liczył się przede wszystkim grafik muzyków i ich dostępność czy może brałeś pod uwagę styl gry poszczególnych muzyków?
Nowy polski lineup G3 będzie zawierał dwóch gitarzystów, którzy po czasie wracają na scenę do G3. Są nimi John Petrucci i Uli Jon Roth. Co ciekawe, oni nigdy razem nie dzielili sceny ze sobą, ale obydwaj koncertowali ze mną wcześniej. To było moim marzeniem zebrać ich razem na tegoroczną trasę G3! Myślę, że ich indywidualne podejście do gry i oryginalny styl stworzą podczas tego koncertu wspaniałą muzyczną magię na scenie!
Biorąc pod uwagę rocznicę wydania „Surfing with the Alien”, domyślam się, że w setliście koncertu znajdą się kawałki zarówno z tej płyty, jak i z twojej najnowszej, zatytułowanej „What Happens Next”?
Tak, zmieszamy materiał nowy ze starym. Takie coś zawsze wywołuje moją radość, kiedy mam możliwość odważnie posunąć się naprzód i zanurzyć w przeszłość, a wszystko to podczas jednego wieczornego show.
Pomówmy zatem o twoim najnowszym albumie „What Happens Next”. Zdążyłeś już go nazwać swoim „wewnętrznym artystycznym odrodzeniem”. Możesz wytłumaczyć tę myśl?
Jasne, to proste – jest to materiał, który pokazuje mnie jako powracającego do moich najwcześniejszych korzeni, które wywodzą się hard rocka, muzyki funk i soul. Żadne inne nagrania nie dały mi tyle radości i zabawy co płyta „What Happens Next” – naprawdę cały zespół miał świetny czas w studiu!
Jeśli miałbym podać moje dwa ulubione kawałki z tej płyty, to jednym z nich byłby „Smooth Soul”. Powiedz, co sprawiło, że osiągnąłeś tak dobre brzmienie gitary, która gra taką chwytliwą melodię?
To mój Ibanez JS ART #47 wpięty do starego heada Peavey 5150. Podciąłem po prostu trochę treble w tym wzmacniaczu, by uzyskać łagodniejszy i miękki ton. Ten utwór dla mnie ma coś z zakrzywienia czasoprzestrzeni… On brzmi tak, że mógłby w zasadzie być nagrany w 1968, czyli zanim w ogóle zacząłem grać na gitarze! Uwielbiam ten okres w muzyce i to chyba dlatego „Smooth Soul” celebruje tę muzyczną epokę.
Drugim utworem, który z innych przyczyn zwrócił moją uwagę, jest tytułowy „What Happens Next”. Ma on wszystko, co powinien mieć najlepszy instrumentalny utwór – klarowną formę, atrakcyjny aranż, wspaniały temat, melodię, zmienną dynamikę… Czy zgodnie z tytułem oznacza to dokładnie to, co wydarzy się w twojej twórczości w najbliższej przyszłości?
Dzięki za miłe słowo. Ta piosenka to, jakbym pytał się samego siebie: co jest prawdopodobne, że stanie się w mojej najbliższej przyszłości? I jednocześnie od razu w tym samym czasie odpowiadał sobie, grając ten kawałek na gitarze. Kluczem do tej kompozycji była taka swoista niewinność w grze na gitarze oraz to, by odnaleźć balans w warstwie rytmicznej, melodii i brzmieniu. Wszystko, by ostatecznie stworzyć głęboki sens tęsknoty, rozpaczy, ale i nadziei, a wszystko to w jednym utworze.
Czy to prawda, że nigdy nie używałeś looperów – ani na scenie, ani w studiu? Tym razem jeden z kawałków ma właśnie tytuł „Looper”…
Faktycznie, użyłem zapętlonej frazy w utworze „Looper”, ale to oczywiste, jak sądzę… Jeśli chodzi o kliniki czy prezentacje sprzętu, to po prostu zamiast looperów używam wcześniej przygotowanych podkładów.
Domyślam się, że na „What Happens Next” znalazło się kilka rzeczy, których wcześniej nigdy nie wykonywałeś, choćby rola gitary we wspomnianym kawałku „Looper”. Mając na uwadze twój gigantyczny gitarowy dorobek, zastanawia mnie, czy jest w ogóle coś, czego jeszcze nie grałeś?
Odpowiedź jest prosta – w graniu jest jeszcze tyle do zrobienie, do osiągnięcia, do eksperymentowania… Ta artystyczna podróż nigdy się nie skończy.
Czy mógłbyś opisać ścieżkę sygnału twojej gitary, jaką najczęściej stosowałeś podczas nagrywania „What Happens Next”? Mam na myśli urządzenia, jakie napotykał sygnał startujący z twojej gitary i lądujący gdzieś w okolicach platformy DAW…
Jeśli chodzi o nagrywanie demo do płyty, od którego cały proces się zaczął, to najpierw otwierałem sesję w ProToolsie, zapiąłem pluginy Native Instruments oraz dopasowałem odpowiednie loopy perkusyjne, by stworzyć szablon utworu. Rejestracji gitar dokonywałem zawsze przez preamp Millennia Media HV-37, a brzmienie monitorowałem dzięki pluginowi Sans-Amp. Gdy już wraz z całym zespołem przenieśliśmy się do studia, analizowaliśmy moje ślady z demo, konfrontując je ponownie z żywą gitarą, którą nagrywam w studiu, zazwyczaj przepuszczając ją mniej więcej przez mój koncertowy zestaw efektów, wzmacniaczy i kolumn. Po nagraniu wszystkich moich podstawowych śladów na czysto zabieramy się za… ponowną robotę z gitarami. Niektóre partie nagrywam jeszcze raz, niektóre pobieram nawet z demo, jeśli uznamy, że pasują najlepiej, poddając je jeszcze wcześniej re-ampingowi. Czasami te tracki robią naprawdę najlepszą robotę!
Kontynuując wątek sprzętu… Wszyscy znamy twoje graty, jak sygnowane gitary Ibanez, wzmacniacze Marshalla, modulacje z Fractala Axe FX II lub z Voxa, ale może byłeś ostatnio na jakichś zakupach? Jeśli tak, to co nabyłeś?
Tak się składa, że ostatnio kupiłem kilka kostek ColorSound Tone Bender, a także combo Fender Concert z 1961 roku.
Ciągle jesteś zainteresowany nowymi efektami i brzmieniami?
Tak, można powiedzieć, że zawsze szukam kolejnego fajnego brzmienia!
Ostatnio pojawiły się informacje o reaktywacji Chickenfoot. Czy powinniśmy już cieszyć się na nowe nagrania tego składu?
Tak, mogę potwierdzić, że mamy nadzieję nagrać nowy materiał w tym roku. Nie jestem pewien, kiedy dokładnie to się stanie, ale być może wejdziemy do studia w letnich miesiącach.
Byłoby cudownie! Za zakończenie powiedz, proszę, o twoim synu Zachariaszu Satrianim. Wiem, że jest młodym filmowcem, ale czy widzisz może u niego jakieś większe zainteresowanie gitarą?
Mój syn ZZ Satriani faktycznie jest dobrze rokującym filmowcem z Los Angeles, którego pierwszy film dokumentalny „Beyond The Supernova” będzie puszczany w tym roku przez telewizje kablowe na całym świecie, a także przez Internet. To film, który skupia się na mojej artystycznej drodze, czasowo umiejscawiając się pod koniec „Surfing to Shockwave Tour”. Poza tym mój syn jest multitalentem muzycznym, twórcą i edytorem filmowym, który właśnie zaczyna swoją karierę.
Życzymy mu w takim razie sukcesów co najmniej takich, jakie były twoim udziałem. Dzięki za tę rozmowę!
Dziękuję i pozdrawiam czytelników TopGuitar!
Kup magazyn z wywiadem tutaj.