Podczas lock downu los jest tak samo niełaskawy dla znanych muzyków, jak dla amatorów. Muszą szukać innych źródeł zarabiania, z grania i koncertowania przerzucają się na nauczanie i kursy online. Gorzej, gdy przytrafiają się jeszcze jakieś wypadki, a taką sytuację właśnie miał wielki Mike Stern.
Jak by mało było pandemii, Mike miał wypadek, podczas którego połamał sobie kilka kości! Pomimo tego nieszczególnie miłego czasu, Mike Stern dał się ostatnio namówić na wywiad online, którzy przeprowadził z nim redaktor magazynu Jazz Guitar Today, Bob Bakert. Przypomnijmy jeszcze szybko, dlaczego Mike Stern cały czas jest jednym z czołowych gitarzystów współczesnej sceny jazzowej i fusion.
Zaczął grać w wieku 12 lat, kopiując zagrywki Claptona i Hendrixa, ale w 1971 roku przeszedł na jazz w Berklee College of Music, który wiele zmienił w jego życiu. Przez dwa lata grał z Blood, Sweat & Tears i Powerhouse Fusion Band Billy’ego Cobhama, by później dołączyć do Milesa Davisa. Wyżej się nie dało, więc w zasadzie od tamtej pory miał z górki, bo jako muzyk Milesa, awansował do najbardziej cenionych gitarzystów na świecie.
Dzięki temu grał później z samymi najlepszymi, w 1986 roku wydał debiut solowy, w 1993 roku został okrzyknięty „Najlepszym Gitarzystą Jazzowym Roku” przez magazyn Guitar Player w 1993 r., a następnie otrzymał nominacje do nagrody Grammy w 1994 i 1996 r.
Dodajmy, że Mike Stern gra na gitarach Yamaha, które są jego osobistymi wariacjami na temat modelu Telecaster. Yamaha Pacifica 1611MS została stworzona, aby odpowiedzieć na wszystkie jego potrzeby, m.in. takie jak „brak potrzeby długiego sustainu” i „piękny dźwięk, który rozbrzmiewa muzycznie”.

We wspomnianym wywiadzie dowiadujemy się, jak doszło do wypadku. „Cóż, spadłem na jakąś konstrukcję. Ona nie powinna znajdować się w tamtym miejscu w Nowym Jorku i była bardzo zamaskowana. Szedłem z żoną przez ulicę dość szybko, jej udało się to ominąć, a ja potknąłem się o to. Trochę leciałem, bo potknąłem się poruszając się szybciej i próbując złapać równowagę, więc uderzyłem dość mocno i złamałem obie moje kości, które znajdują się pod kośćmi ramion.”
„I to było oczywiście dla mnie utrapieniem, ale najgorsze jest to, że uszkodziłem nerw w mojej prawej ręce. Więc nie mogłem grać. Miałem kilka operacji, żeby odzyskać moje ręce, żeby móc się uszczypnąć i poczuć to, żeby utrzymać kostkę do gry. Przeszedłem także kilka dodatkowych operacji wzmacniających. Chociaż mój uścisk dłoni jest już dość mocny, to nadal nie mogę utrzymać kostki do gry. Więc muszę używać kleju.”
Chociaż mój uścisk dłoni jest już dość mocny, to nadal nie mogę utrzymać kostki do gry. Więc muszę używać kleju
Na sugestię, że muzyka jest jak język, Mike odpowiada tak: „West Montgomery, który nie umiał nawet czytać nut, ale grał niesamowicie, czytał trochę ale niewiele. Po prostu słyszał. I wiesz, Dennis Chambers, który jest niesamowitym perkusistą, on też nie czyta licków. Chodzi mi o to, że gra trochę bardzo poważne rzeczy, zwłaszcza z Johnem McLaughlinem. Wszystkie te rzeczy powstawały w dziwnych czasach i były świetne, a Dennis grał to po prostu ucząc się wszystkiego na pamięć i słuchając. Tak więc ostatecznie uczysz się muzyki. To jak nauka języka. Możesz nauczyć się pewnej ilości rzeczy w szkole i to pomoże ci w życiu. Ale koniec końców to metoda prób i błędów, dużo grania i słuchania ludzi, którzy naprawdę biegle władają językiem”.

„Jeśli wrócisz do analogii języka, możesz nauczyć się trochę francuskiego w szkole francuskiej w Stanach. Ale kiedy jedziesz do Francji, naprawdę się tego uczysz. Nagle pojawia się to w twojej głowie i można do niego podejść na różne sposoby. Tak więc w przypadku każdego języka naprawdę się go uczysz kiedy po prostu słuchasz, a potem próbujesz, kombinujesz, popełniasz mnóstwo błędów i zawstydzasz siebie. I muzyka to jest właśnie język…”
Możesz nauczyć się trochę francuskiego w szkole francuskiej w Stanach. Ale kiedy jedziesz do Francji, naprawdę się tego uczysz. Nagle pojawia się to w twojej głowie i można do niego podejść na różne sposoby. Tak więc w przypadku każdego języka naprawdę się go uczysz kiedy po prostu słuchasz, a potem próbujesz, kombinujesz, popełniasz mnóstwo błędów i zawstydzasz siebie. I muzyka to jest właśnie język…
Zapytany o swoje ulubione grania, Mike odparł: „Trudno powiedzieć, ponieważ wszystkie mają swoje zalety. Ale jedną rzeczą, która mam nadzieję, pozostaje otwarta, to 55 Bar, bo to po prostu fajna gra. Nie ma presji. Po prostu zabawa. To mały klub w Nowym Jorku i tam gram. Gram tam od lat, w poniedziałki i środy. Dużo byłem w trasie, ale za każdym razem, gdy byłem w domu, grałem tam. Tak więc byłem naprawdę bardzo szczęśliwy z tego powodu. Kiedy jesteś w trasie, dany festiwal może być świetny, ale bardziej moim prawdziwym faworytem są prawdopodobnie kluby i koncerty, na których możesz poczuć publiczność, a publiczność może naprawdę poczuć zawiłość tego, co grasz.”