Bartek Jończyk współpracuje na stałe z Wojtkiem Cugowskim, Patrykiem Kumórem i zespołem Azyl P., a jako muzyk sesyjny występował między innymi z Patrycją Markowską, czy jako gitarzysta projektu Made in Poland u boku Kasi Kowalskiej, Małgorzaty Ostrowskiej, Igora Herbuta, Artura Gadowskiego i Muńka Staszczyka.
Bartek Jończyk jest laureatem konkursu Silesia na gitarowe solo, kilkukrotnym finalista Solo Życia i bardzo aktywnym zawodowo muzykiem. Od kilku lat zajmuje się supportem i prezentacjami urządzeń firmy Line6, między innymi flagowym produktem, czyli Line6 Helix.
Zna się także na gitarach i jak mówi, Les Paul oraz Stratocaster to baza, a obok niej mamy między innymi Yamahy, które na tle konkurencji wyróżniają się wygodą gry, wysoką jakością wykonania, powtarzalnością tejże jakości w ramach jednej serii i jednego modelu a także dobrym brzmieniem, wynikającym z bardzo dobrych parametrów sygnału, generowanego przez instrument.
Czy gdy 11 lat temu wygrywałeś konkurs Śląskiego Festiwalu Gitary Elektrycznej w Katowicach, to był to dla ciebie punkt zwrotny? Pamiętasz na co wydałeś pieniądze z nagrody?
Przez cały okres mojego grania na gitarze podchodzę do swoich umiejętności bardzo krytycznie. Tak jest do dziś. Wielokrotnie startowałem w różnych konkursach – między innymi w Solo Życia gdzie do finału udało mi się dojść trzykrotnie. Potrzebowałem takich bodźców, które sprawiały, że czułem się pewniej i wiedziałem, że idę w dobrą stronę. Zwycięstwo na festiwalu Silesia było na pewno jednym z takich momentów, ale grałem już wtedy w zespole Wanda i Banda – a myślę, że to był właśnie taki punkt zwrotny. Dokładnie nie pamiętam na co wydałem nagrodę – ale na pewno na sprzęt muzyczny – byłem i w sumie nadal jestem, choć bardziej „ustatkowanym”, totalnym świrem gitarowych gratów i wszystkie oszczędności wkładałem w sprzęt…
Co kształtowało cię jako muzyka i gitarzystę? Jakieś lekcje, ćwiczenia, kursy, warsztaty lub inne inspiracje? A może były jakieś płyty lub koncerty, które usłyszałeś/zobaczyłeś, a które zmieniły u ciebie wszystko?
To chyba dość typowe bo myślę, że ukształtowała mnie przede wszystkim muzyka, której słuchałem od dziecka. Po pierwsze miałem to szczęście, że moje dzieciństwo przypadło na lata ’80 i ’90 a także, że moi rodzice jak i mój starszy brat lubili słuchać dobrej muzyki. W domu zawsze było sporo dobrych płyt, które tata przywoził zza granicy. Ale codziennie od samego rana w domu słuchaliśmy radia. Pamiętam doskonale pierwsze utwory, które jeszcze za czasów przedszkola wryły mi się w pamięć – były to „Final Countdown” Europe i „Tacy Sami” Lady Pank. W czasach szkoły podstawowej byłem totalnym fanem Gunsów, a później starszy brat przyniósł do domu płytę Satrianiego „The extremist”. To był dla mnie jakiś gitarowy nieznany dotąd świat, który mnie fascynował, choć wtedy jeszcze nie grałem.. Po gitarę sięgnąłem bardzo późno bo w lczasach iceum i pierwszym kursem, który wpadł mi w ręce był „Blues Rock Guitar Workshop” Leszka Cichońskiego. Tam poznałem pentatonikę i wydawało mi się, że to wystarczy! Ale to dzięki tej szkole zrobiłem największy postęp. Ogromny wpływ mieli również ludzie, których poznałem na początku swojej już zawodowej drogi – przede wszystkim Wanda Kwietniewska i Marek Raduli bo to od nich miałem przyjemność czerpać garściami. To duże szczęście trafić w młodym wieku pod skrzydła tak doświadczonych artystów.
Grasz obecnie z Wojtkiem Cugowskim, a wcześniej współpracowałeś m.in. z Wandą Kwietniewską i Patrycją Markowską oraz byłeś muzykiem projektu Made in Poland. Co uważasz jednak za swoje największe artystyczne osiągnięcie?
Największym jest chyba to, że w czasach, gdy dostęp do sprzętu i edukacji muzycznej jest tak prosty i co chwilę pojawiają się młodzi niezwykle utalentowani gitarzyści, cały czas ktoś chce jeszcze ze mną grać. Nie ukrywam, że współpraca z każdym z artystów, których wymieniłeś, choć oczywiście również z innymi, z którymi grałem, była i jest dla mnie czymś wyjątkowym i nie jestem w stanie wymienić jednego wydarzenia odpowiadając na Twoje pytanie. Do Wandy jak już wspomniałem trafiłem po dosłownie kilku latach gry więc było to dla mnie coś niewyobrażalnego – grać w zespole, który znam z nagrań z młodości i w którym grali wcześniej tak wyjątkowi gitarzyści jak Marek Raduli, Jacek Krzaklewski, czy Zbyszek Krebs. Patrycja była ogromnym wyzwaniem – od zawsze towarzyszą jej wybitni muzycy a pierwszy koncert, który z Nią zagrałem był chyba najbardziej stresującym w całej mojej „karierze”. Nie ukrywam, że to dla mnie zaszczyt mogąc czasem stanąć z Nią i Jej zespołem na scenie. A Wojtek… To jest artysta, którego śledzę od czasów gdy powstawał zespół Bracia. Ich pierwsza płyta to do dziś obowiązkowa pozycja w moim aucie i chyba nigdy mi się nie znudzi! Jest tak samo świetnym gitarzystą i wokalistą jak i człowiekiem i nie ukrywam, że mam ogromną satysfakcję z tej współpracy!
Widziałem w twoim lineupie zarówno Straty, Les Paule, ale także Yamahy. Powiedz jak te ostatnie wypadają na tle dwóch gitarowych klasyków.
Dobre Strato i Les Paul to moim zdaniem pozycje obowiązkowe u każdego gitarzysty. Ale ja zawsze lubiłem szukać również innych inspirujących barw. Przerzuciłem setki gitar z różnych półek. Po rozpoczęciu współpracy z firmą Yamaha jako prezenter Line6 miałem możliwość testować wszystkie ich instrumenty. Okazało się, że bardzo dużo modeli, których wcześniej nie znałem – jak chociażby seria Revstar, czy gitary takie jak AES1500B czy SA2200, mają coś, co sprawia, że po prostu muszę je mieć!
Przerzuciłem setki gitar z różnych półek. Po rozpoczęciu współpracy z firmą Yamaha jako prezenter Line6 miałem możliwość testować wszystkie ich instrumenty. Okazało się, że bardzo dużo modeli, których wcześniej nie znałem – jak chociażby seria Revstar, czy gitary takie jak AES1500B czy SA2200, mają coś, co sprawia, że po prostu muszę je mieć!
Polubiłem je na tyle, że zacząłem szukać również starych modeli Yamahy. Pierwszym zakupem był strat z 79 roku, a ostatnim rzadki model SA503TVL, który jest bardzo inspirujący dzięki ciekawej elektronice opartej na trzech przetwornikach p90 sterowanych za pomocą dwóch 3-pozycyjnych przełączników. Poza oczywiście Stratem – każda z tych gitar jest zupełnie inna niż wspomniane klasyki. I właśnie dlatego je mam – jakość wykonania jest na równie świetnym poziomie ale pozwalają mi osiągnąć praktycznie każdy rodzaj gitarowej barwy jaki sobie wymyślę.
Powiedziałeś kiedyś, że polecasz Yamahy Pacifiki jako najlepszy wybór przy zakupie pierwszego instrumentu. Dlaczego?
Przez kilkanaście lat pracowałem w różnych sklepach muzycznych. Myślę, że pozwoliło mi to dość dobrze poznać gitarowy rynek i ofertę instrumentów dostępnych w naszym kraju. Pacifica była dla mnie zawsze instrumentem, który w naprawdę niewysokiej cenie oferował jakość wykonania znaną ze sporo droższych instrumentów, nigdy nie trafiłem na wadliwy egzemplarz dlatego bardzo lubiłem je sprzedawać. Do tego model 112 – bo to właśnie gitara, którą polecałem, jest bardzo uniwersalną konstrukcją, która początkującym i nieznającym jeszcze swoich preferencji gitarzystom pozwoli odnaleźć kierunek i jednocześnie nie zmusi ich do szybkiej zmiany instrumentu spowodowanej zwiększeniem oczekiwań.
Jak przedstawia się aktualna oferta Yamahy jeśli chodzi o modele Pacifica? Jest dużo nowinek, czy raczej wszystko opiera się na sprawdzonych wzorcach?
Seria Pacifica produkowana jest już ponad 30 lat. Przez ten czas konstruktorzy próbowali różnych rozwiązań, sporo eksperymentowali i wyciągali wnioski. Dzięki temu aktualnie Pacifica opiera się na sprawdzonych konstrukcjach – modele co prawda przechodzą metamorfozy – ale są to raczej drobne udoskonalenia. Myślę, że Yamaha świetnie rozumie, że zwycięskiego składu się nie zmienia – więc np. skoro przez tyle lat modele 112 cieszą się niesłabnącą popularnością nie można ich zbyt mocno modyfikować. Pojawiają się oczywiście nowe kolory i rodzaje wykończeń ale są to raczej zmiany kosmetyczne. Podobnie najwyższa obecnie seria 600 – przetworniki Seymour Duncan, osprzęt firm Grover, Graph-Tech czy Wilkinson to sprawdzone i lubiane przez użytkowników rozwiązania, które możemy znaleźć w dużo droższych instrumentach. Myślę, że tu nie trzeba rewolucji.
Rozjaśnisz nam jak klasyfikujemy modele Pacifica i czy istnieje jakaś systematyka nazewnictwa tych modeli? Co oznaczają cyfry, a co literki w nazwie danego modelu?
Pewnie! Yamaha zrobiła w naprawdę przemyślany i logiczny sposób – co wcale nie zdarza się często u producentów gitar. Dzięki temu widząc jedynie symbol możemy już sporo wiedzieć o danym modelu. Każda z gitar ma w oznaczeniu 3 cyfry. Pierwsza z nich oznacza serie – im większa cyfra tym wyższy model gitary. Druga to ilość humbuckerów a trzecia singli – czyli np. model 112 to instrument z pierwszej – podstawowej serii, wyposażony w dwa single i jeden humbucker. Czyli to bardzo proste! Następnie pojawiają się litery – i tu również każda ma swoje znaczenie – obecnie występują:
M – Maple – czyli klon – (podstrunnica)
QM – top Quilted Maple
FM – top Flame Maple
H – hardtail – czyli stały most
L – wersja leworęczna
X – wersja specjalna/limitowana
V – przetworniki z magnesami alnico-V
Litera J oznacza palisandrową podstrunnicę ale Yamaha przyjęła, że jeśli nie ma literki M oznaczającej klon, oczywistym jest, że podstrunnica jest palisandrowa – dlatego literkę J znajdziemy obecnie tylko w jednym modelu.
Warto również wspomnieć o modelu sygnowanym przez Mike’a Stern’a – 1611MS – tu wyjątkowo literki MS są skrótem od Jego nazwiska a cyfry oznaczające pickupy nie do końca mówią prawdę – przetworniki to klasyczny humbucker Seymour Duncan ’59 oraz Seymour Duncan Hot Rail czyli również humbucker choć w rozmiarze singla.
Jak mają się Pacifiki do np. linii Revstar? Można jakoś porównać te dwa instrumenty?
Na pewno możemy porównać je jakościowo a także pod względem oznaczeń. Jednak są to zupełnie różne konstrukcje. Odnosząc się do gitarowej klasyki Pacifica jest wariacją Yamahy na temat strata/superstrata a Revstarowi bliżej do konstrukcji w stylu gitar Gibsona.
Odnosząc się do gitarowej klasyki Pacifica jest wariacją Yamahy na temat strata/superstrata a Revstarowi bliżej do konstrukcji w stylu gitar Gibsona
Revstar to bardzo ciekawe instrumenty i warto zaznaczyć, że jednym z projektantów tych gitar był Polak – Piotr Stolarski. Miałem przyjemność kilkukrotnie z Nim rozmawiać i opowiedział mi o założeniach jakimi kierowali się przy projektowaniu Revstarów. Yamaha chciała stworzyć instrument, który wizualnie i konstrukcyjnie sprawiałby wrażenie gitary, która powstała w latach, gdy pojawiły się pierwsze gitarowe i znane nam doskonale konstrukcje i przez lata jak one ewoluował ale był jednocześnie zauważalnie inny. To idealny instrument dla tych, którzy wiedzą czego chcą i jednocześnie są znudzeni znanymi od lat rozwiązaniami.
Powiedz proszę na koniec, jak radzisz sobie w pandemii? Grałeś coś w 2020 roku? Jakie widzisz perspektywy w 2021?
Od kwietnia niestety gram bardzo mało. Niedawno udało nam się zagrać z Wojtkiem radiowego sylwestra a teraz gramy na finale WOŚP – co nas cieszy bo jak wiadomo to inicjatywa, którą warto wspierać! Ale perspektywy na ten rok nie wydają się być dobre – z jednej strony jest plan na wydanie wiosną pierwszej solowej płyty Wojtka i nie ukrywam, że bardzo na to czekam, jednak w całej tej pandemii muzycy są chyba najbardziej zapomnianą grupą zawodową i myślę, że nasza branża wstanie ostatnia, co jest bardzo trudną sytuacją dla wielu moich kolegów. Próbuję wierzyć, że od wakacji sytuacja ulegnie zmianie ale mam pewne obawy obserwując obecną sytuację w kraju – ale to już temat na inną rozmowę!
Dzięki za rozmowę!
Również dziękuję! Było mi bardzo miło!