Guthrie Govan, oprócz bycia totalnym wirtuozem gitary elektrycznej, od jakiegoś czasu jest także jednym z najbardziej zapracowanych muzyków w gitarowym świecie. Od czasu swego solowego debiutu („Erotic Cakes”) nie ma dosłownie czasu nawet pomyśleć o drugiej płycie. Obecnie działa aktywnie przede wszystkim w dwóch zespołach: wirtuozerskim trio The Aristocrats oraz kapeli Stevena Wilsona.
Zespół, oprócz lidera koncertuje w składzie: Guthrie Govan (gitara), Adam Holzman (klawisze), Theo Travis (saksofon, flet), Nick Beggs (bas, chapman stick) oraz Chad Wackerman (perkusja). Steven Wilson to niedawny lider progresywnej kapeli Porcupine Tree, a obecnie autor solowego albumu, który zebrał jak najlepsze recenzje krytyków i fanów.
Guthrie Govan odpowiada na nim za partie gitar, które – jak to u niego – momentami zapierają dech w piersiach.
W swoim napiętym grafiku znalazł chwilę, by opowiedzieć nam o tych nagraniach, o demokracji wśród Arystokratów oraz o przejściu do teamu Charvela.
Maciek Warda: Guthrie, jak fajnie ponownie oczekiwać twojego pobytu w Polsce! Jak tam twoje sprawy?
Guthrie Govan: Cały czas jestem bardzo zajęty. Przez niemal cały ten rok byłem na trasie ze Stevenem Wilsonem, starałem się ogarnąć i wcisnąć gdzieś do mojego kalendarza kliniki, jakie ostatecznie prowadziłem w Brazylii. Obecnie jestem w trakcie trasy z The Aristocrats. [Rozmowa odbyła w sierpniu – przyp. MW] Myślę, że to dobrze być zajętym, dlatego na pewno nie będę się na to skarżył! [śmiech]
Jak mamy rozumieć słowa Stevena, który powiedział, że album „The Raven That Refused to Sing” został skomponowany specjalnie pod zespół, który go później nagrywał? Jak oceniasz partie twojej gitary, które musiałeś na nim zagrać? Czy odczułeś, że były napisane pod ciebie?
Guthrie Govan: Cóż… Myślę, że obecna wizja Stevena, jeśli chodzi o jego solową karierę, polega na pisaniu muzyki o smaku rocka progresywnego, ale potem ważne jest dla niego, by wykonywać ją z zespołem muzyków, którzy posiadają również podstawy w muzyce jazz-fusion. To umożliwia pewien stopień wzajemnej spontaniczności, która nie jest zazwyczaj słyszalna w gatunkach muzyki progresywnej. Tak się przypadkowo złożyło, że bardzo mi ten koncept odpowiada!
Poza tym, szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, ile elementów partii gitar na „The Raven” było napisanych specjalnie dla mnie – mógłbym zgadywać, że Steven czynił więcej generalnych uwag do zespołu jako całości, a obecny zespół zapewnił mu wolność pisania względnie złożonej i progresywnej muzyki bez potrzeby obawiania się, czy będziemy w stanie zagrać coś takiego.
Jaki był zakres swobody, jaką dał wam Steven przy kreowaniu melodii, fraz i solówek?
Guthrie Govan: Demo Stevena, jakim dysponowaliśmy na początku, zawierało dużo detali, dlatego w przypadku większości melodyjnych linii gitary jedyną rzeczą, jaką musiałem zrobić, było znalezienie najbardziej właściwego brzmienia – chodziło o wiele grup nut, które już istniały. Przypuszczam, że miałem duży osobisty wpływ w teksturę utworu, no i oczywiście przy solówkach.
Czy czujesz jakąś różnicę, gdy nagrywasz „zwykłe” utwory i koncept-album? Czy potrzebujesz wówczas innego podejścia do tematu?
Guthrie Govan: Nie, nie czuję różnicy. Zawsze staram się grać to, co czuję, że będzie najlepsze dla danej piosenki, bez różnicy, z jakiego wywodzi się gatunku lub idei.