Guthrie Govan o początkach współpracy ze Stevenem Wilsonem
Jak zaczęła się wasza współpraca? Czy byłeś w zespole Stevena już dwa lata wcześniej, gdy zaczynał obecny solowy projekt?
Guthrie Govan: Nie, nie koncertowałem ze Stevenem, zanim weszliśmy do studia i zaczęliśmy rejestrować materiał na płytę. Proste fakty są tutaj następujące: Marco Minnemann grał już od jakiegoś czasu w zespole Stevena. Steven przyszedł kiedyś, by zobaczyć The Aristocrats, kiedy graliśmy w Londynie, i sadzę, że poszukiwał wówczas gitarzysty. Niedługo potem skontaktował się ze mną i tak się to potoczyło…
Jest tak wiele projektów i zespołów, w które jesteś zaangażowany… Czy masz w ogóle czas na jakiś relaks, kiedy możesz z ulgą zasiąść w swoim fotelu ze szklanką dobrej szkockiej?
Guthrie Govan: Nie za bardzo… W każdym razie nie w tej chwili. Przypuszczam, że najbliższa chwila dłuższego oddechu nastąpi dopiero za około pięć miesięcy!
Przy okazji: czy grasz jeszcze te słynne czwartkowe niewielkie koncerty z zespołem The Fellowship?
Guthrie Govan: Niestety… Bassment Club w Chelmsford [W Zjednoczonym Królestwie – przyp. MW], czyli w mieście, w którym mieszkam, został nie tak dawno temu zalany podczas powodzi i do tej pory nie został ponownie otwarty… Faktycznie, graliśmy tam w każdy czwartek od około trzynastu lat, więc to było smutne, ale… Patrząc realnie, nie jestem obecnie zbyt często w domu. The Fellowship kontynuuje okazjonalnie granie koncertów zawsze, gdy spotkamy się razem w UK. Jednak nasz duchowy dom, miejsce, gdzie regularnie graliśmy, już nie istnieje…
Twoja pierwsza solowa płyta, „Erotic Cakes”, została wydana w 2007 roku. Czy coś się zmieniło w temacie drugiej? Przeczytałem ostatnio na twoim forum, że druga solowa płyta ma się ukazać w miesiącu o nazwie „Movember”… Tę zupełnie nową nazwę stworzyli fani, bo jak widać, nie mogą się już doczekać albumu i chyba nie wierzą, że kiedykolwiek się ukaże.
Guthrie Govan: Nie czuję żadnej potrzeby, by wykonywać teraz jakieś ruchy w temacie następnego solowego albumu. Będzie gotowy, kiedy będzie gotowy. [śmiech] Myślę, że funkcjonuję najlepiej, kiedy dążę do najbardziej interesującej mnie pracy związanej z muzyką w danym momencie. Czasami po prostu wolę robić inne rzeczy, niż siedzieć nad solowym albumem dla publiczności, która ma wyłącznie atencję do gitarzystów. Co do terminu – to się wydarzy pewnego dnia, obiecuję!
Arystokraci nagrali ostatnio swój drugi album nazwany „Culture Clash”. Jest tam dziewięć utworów, z których każdy z muzyków skomponował i wyprodukował po trzy. Jesteście wręcz modelowym przykładem zespołowej demokracji – czy to był dla was naturalny pomysł na funkcjonowanie?
Guthrie Govan: Totalnie! Bardzo podoba mi się fakt, że The Aristocrats to prawdziwe trio i każdy z muzyków jest tak samo ważnym ogniwem jego brzmienia. Dla mnie jest tu o wiele więcej zabawy, niż gdy się jest gitarzystą-frontmanem grającym z anonimową sekcją rytmiczną. Myślę, że najfajniejszą rzeczą w tym trio, jest sposób, w jaki współpracujemy ze sobą muzycznie, dlatego staramy się odzwierciedlać te nasze wibracje, dzieląc wszystko po równo, począwszy od pisania utworów po decyzje biznesowe.