Joscho Stephan to obecnie najwybitniejszy przedstawiciel gitarowego gipsy jazzu i gipsy swingu. Jego technika już dawno stała się nieosiągalna dla większości zwykłych śmiertelników, ale niespotykane, wirtuozowskie umiejętności to nie wszystko.
Joscho jak mało kto potrafi zaadaptować dowolny utwór do stylistyki manouche czy gipsy, tak by stał się porywający, energetyczny i świeży. Właśnie ten wykonawczy witalizm i wolna, nieprzerwana energia twórcza przepływająca przez jego tria czy kwartety, czyni z ich koncertów wręcz manifesty nowej artystycznej jakości. Muzyczna tradycja przepuszczona przez współczesną optykę i przyozdobiona talentem wykonawców – oto dlaczego wszystko, czego dotknie się Joscho nabiera nowego sensu. Przypominamy o tym bo zbliża się kolejny koncert tego artysty w Polsce – Joscho Stephan wystąpi wraz z zespołem 23 kwietnia w ramach X edycji Lotos Siesta Festival w gdańskim klubie Stary Maneż.
EDIT: Cały festiwal został przeniesiony na wczesną jesień ze względu na pandemię koronawirusa

Wielu fanów porównuje cię do Django, ale raczej nikt nie wspomina Oscara Allemna, który przecież stoi tuż obok Django jeśli chodzi o czysty gipsy jazz. Czy jego twórczość jest dla Ciebie równie ważna?
Uwielbiam zarówno Django, jak i Oscara Allemna, ale faktycznie ten drugi jest nieco mniej znany szerszej publiczności. Czasami gramy z moim zespołem stary standard „You Made Me Love you” z aranżacją wykonaną właśnie przez Oscara. Bez wątpienie był naprawdę świetnym muzykiem.
Potrafisz określić swoje miejsce na mapie gipsy jazzu? Jak to wygląda jeśli chodzi o współczesne kierunki jego rozwoju?
Ogólnie można powiedzieć, że są dwa rodzaje gitarzystów. Ci bardziej tradycyjni, tacy jak Stochelo Rosenberg, lub bardziej otwarci na inne style i kierunki, jak Bireli Lagrene. Z jednej strony czuję, że nie mogę się porównywać z tymi artystami, ale z drugiej strony oczywiście jest mi bliżej do pomysłu łączenia gipsy swingu z różnymi gatunkami, które nadają się do stylizacji w tym duchu. Nie jestem więc gipsy jazzowym purystą, tylko raczej progresywnym.
Odbiorcy mojej muzyki to fani gitary, niezależnie od stylu i gatunku muzycznego jaki preferują. Pamiętam o tym i to dla nich zawsze staram się tworzyć. Moje działanie to przede wszystkim wykonywanie muzyki mocno opartej na stylu gipsy swing, ale podanej w sposób przystępny, atrakcyjny, dzięki czemu szeroko otwartej dla większej, ogólniejszej publiczności.
Nadal mieszkasz w Niemczech w Mönchengladbach. Czy zastanawiałeś się kiedyś nad przeprowadzką do innego miasta lub kraju?
Nie. A to dlatego, że mieszkam bardzo blisko Düsseldorfu i Kolonii, więc do lotniska lub autostrady mam rzut beretem, w zasadzie są tuż za rogiem. I to jest dla mnie najważniejsze, ponieważ dużo podróżuję, a Mönchengladbach jest doskonale skomunikowane. Zawsze grałem z własną grupą, moimi przyjaciółmi, więc nigdy nie miałem powodu, by opuszczać moje rodzinne miasto.
Czy nadal grasz ze swoim ojcem? Zauważyłem, że jeśli chodzi o nagrania studyjne, wybierasz innych gitarzystów…
Ależ oczywiście, nadal gram dużo koncertów z moim ojcem… jeśli tylko występuję w Niemczech. Wyobraź sobie, że w przyszłym roku świętujemy razem 25 lat na scenie, więc myślę, że mój ojciec może ostatni raz pojawić się na nowej płycie, a jego gitary staną się jej pełnoprawnym elementem. Ponieważ, jak już powiedziałeś, ja oczywiście muszę iść dalej i gram obecnie z wieloma różnymi muzykami, więc nie wiem jak to będzie z nami w przyszłości. Obok mojego ojca mam przecież świetnego gitarzystę Svena Jungbecka, który często gra z moim trio. Jest wybornym gitarzystą rytmicznym i zastępuje mojego ojca podczas zagranicznych koncertów tudzież przy innych okazjach, abym mógł czasami trochę ulżyć ojcu w trudach tras koncertowych.
Wydaje mi się, że format trio jest dla ciebie najlepszy do grania i wyrażania siebie. Mam rację?
Nie jestem pewien, czy jest to dla mnie najlepszy format, ale na pewno jest bardzo wszechstronny i pozwala na wiele muzykom, jednocześnie sporo od nich wymagając. Jeśli, tak jak w trio, nie masz drugiego solisty, musisz popracować nad aranżacjami i specjalnymi pomysłami, aby każdy utwór i przez to cały koncert był interesujący. Myślę więc, że musisz więcej pracować z trio, co dla niektórych może myć jakimś kłopotem. Na pewno więcej niż z kwartetem, ponieważ drugi solista pomaga sprawić, by cała myśl muzyczna, a przede wszystkim melodyka była bardziej interesująca. Oczywiście podczas koncertów wykorzystuję często format kwartetu, a wtedy gramy na klarnecie, skrzypcach lub wibrafonie, które pięknie koloryzują naszą muzykę.
Album „Paris Berlin” nagrałeś tak jak kiedyś robił Django – przed prawdziwą publicznością i z rejestracją, realizacją bezpośrednio na płytę! Skąd wziął się ten pomysł i czy było to dla ciebie i twojego zespołu duże wyzwanie?
Pomysł zrodził się w wydawnictwie muzycznym „Berliner Meisterschallplatten”. Widzieli nas kiedyś na koncercie i poprosili później o nagranie specjalnie dla nich, które byłoby zrealizowane bezpośrednio na płytę! To był bardzo interesujący i faktycznie w dzisiejszych czasach niespotykany sposób nagrania, ponieważ musieliśmy zagrać 5 piosenek pod rząd na stronę A płyty, potem trochę przerwy, a potem kolejne 5 piosenek dla strony B albumu. Wyobraź sobie kompletny brak edycji podczas realizacji sesji, jakie brzmienie ustawisz, takie będzie nagrane – dźwięk jest wgrywany bezpośrednio na płytę i nie ma powrotu, czy postprodukcji na śladach! Przyznaję, że to było naprawdę trudne, ale także okazało się świetną zabawą. Trzeba było być dobrze przygotowanym, ale naprawdę podobała nam się ta sesja nagraniowa.
Wyobraź sobie kompletny brak edycji podczas realizacji sesji, jakie brzmienie ustawisz, takie będzie nagrane – dźwięk jest wgrywany bezpośrednio na płytę i nie ma powrotu, czy postprodukcji na śladach! Przyznaję, że to było naprawdę trudne, ale także okazało się świetną zabawą. Trzeba było być dobrze przygotowanym, ale naprawdę podobała nam się ta sesja nagraniowa.
Dwie kolejne płyty, które chciałbym tu wspomnieć, to świetna „Gipsy meet Groove” z Oliverem Hollandem oraz bardziej „popowa” jeśli chodzi o tematy, ale także genialna wykonawczo „Guitar Heroes”. Jak sądzisz, kto bardziej lubi te nagrania – entuzjaści cygańskiego jazzu czy po prostu fani jazzu / rocka?
Mogę zdecydowanie powiedzieć, że odbiorcy mojej muzyki to fani gitary, nie zaleznie od stylu i gatunku muzycznego jaki preferują. Pamiętam o tym i to dla nich zawsze staram się tworzyć. Moje działanie to przede wszystkim wykonywanie muzyki mocno opartej na stylu gipsy swing, ale podanej w sposób przystępny, atrakcyjny, dzięki czemu szeroko otwartej dla większej, ogólniejszej publiczności. Tak się składa, że właśnie nagrałem płytę z trio fortepianowym i po prostu zagraliśmy na niej muzykę klasyczną w gipsy jazzowej stylizacji. Poczyniłem także kolejne nagrania ze świetnym klezmerskim klarnecistą, połączyliśmy w nich nasze style i ponownie wyszło intrygująco. Myślę, że to miłe, jeśli każda płyta brzmi trochę inaczej. Nie jestem pewien, czy muzyczni, gatunkowi puryści to lubią, ale co mnie to obchodzi? (śmiech)
Powiedz mi o swojej Gypsyguitaracademy. Czy jesteś tam tylko nauczycielem? Jaki masz pomysł na tę szkołę?
To platforma internetowa do nauki gipsy jazzu. Nie wiem, czy nie jedyna taka, na pewno jedna z bardzo niewielu… Pamiętam, że kiedy miałem 13 lub 14 lat, nie było żadnych warsztatów, poradników, podręczników, płyt CD, DVD itp. Cieszę się, że ludzie mają teraz możliwość nauki muzyki online. Więc to nie jest oczywiście lekcja „face to face”, tylko typowy kurs internetowy. W mojej akademii co miesiąc dodajemy nową lekcję, dzięki czemu chętni mogą zasubskrybować ją w dowolnym momencie, ale korzystać z całej treści, która pojawiła się wcześniej. Wydaje mi się, że to naprawdę udane przedsięwzięcie, bo otrzymuję wiele pozytywnych odpowiedzi od studentów. Chect it out: www.gypsyguitaracademy.com !
Porozmawiajmy o sprzęcie. Przeczytałem gdzieś, że nie zabierasz swojej gitary na trasy koncertowe i zazwyczaj idziesz do lokalnego sklepu z gitarami, aby kupić sobie instrument na koncert… Niemożliwe!
Haha, nie, to nieprawda, ale… oczywiście kupuję dużo gitar! Prawdą jest jednak, że grałem trasę w Ameryce i w każdym mieście grałem na innym instrumencie, ponieważ nie podróżowałem z własną gitarą. Więc stąd się to wzięło. Ostatnim razem trochę mnie to zmęczyło, więc poprosiłem Jürgena Volkerta o zbudowanie bardzo prostej, ale dobrze brzmiącej gitary idealnej do podróżowania. I oczywiście zrobił ją dla mnie, więc teraz zawsze latam z własnym instrumentem.
Czy wersja Maccaferri / Selmer Jürgen Volkert jest nadal twoją ulubioną gitarą?
W sumie gram na pięciu różnych gitarach, które zbudował Jürgen Volkert. Pierwsza wersja Oval Hole – grałem na niej na albumie „Guitar Heroes”. I do niej cztery wersje z D Hole. Jedną z nich jest właśnie gitara podróżna, o której mówiłem. Kolejna gitara to D Hole z przechylonymi progami (fanned frets – przyp. MW), której obecnie używam do nagrywania. Następna to instrument, którego używam na koncertach w Niemczech i nie zapominajmy jeszcze o pierwszej, którą dostałem od Jürgena, a która zostaje zawsze w domu. Powiem tak: po latach grania na mojej pierwszej gitarze Volkert, chyba nadszedł już czas, aby dać trochę odpocząć temu konkretnemu instrumentowi.
Jak wzmacniasz sygnał tych gitar? Czy korzystasz z jakichkolwiek przedwzmacniaczy lub modulacji?
Po prostu używam comba AER dla wszystkich moich gitar skonstruowanych w stylu Django. Jeśli używam Archtopa, a są nimi zawsze Gibson L4 oraz L5, gram na wzmacniaczu Fender Hot Rod. Bez żadnych efektów w podłodze, ale za to w moich gitarach Volkert używam Tonedexter od Audio Sprockets – ta rzecz jest świetna! To symulacja, dzięki której nagrywasz imitując zbieranie sygnału przez studyjne mikrofony. Używam dwóch presetów: Neumann TLM103 i KM 184, po włączeniu Tonedextera sygnał z niego pojawia się na przetworniku piezoelektrycznym i tak trafia dalej, do mojego AER-a lub do interfejsu audio.
Czy kiedykolwiek próbowałeś grać palcami (bez kostki)? Jak ci się podoba taki atak na struny?
Faktycznie od czasu do czasu gram palcami jakieś intro lub w momentach, w których trzeba zaznaczyć rytm. Podoba mi się to, ale myślę, że brzmi ta technika znacznie lepiej brzmi na gitarze akustycznej ze stalowymi strunami niż na gitarach typu Django.