Marcin Pendowski jest zapracowanym basistą, ale nie na tyle, by nie znaleźć czasu na rozmowę. Od czasu naszej ostatniej pogawędki zmieniło się w zasadzie wszystko, ale… nie u Marcina. Dalej dłubie w motocyklach, dalej daje drugie życie komuno basom i… ponownie jesteśmy w przededniu wydania jego solowej płyty. Tym razem będzie to „Gumolit” – kawał wspaniałej oldschoolowej muzyki utrzymanej w stylu polish funk. Chcecie dowiedzieć się co to za styl i co słychać u Marcina? Zapraszamy do lektury.
Pytań jest cała masa, ale postaram się je jakoś usystematyzować. Zacznijmy od tego, że udowadniasz, że próchno-basy czyli komuno-basy, czyli instrumenty, na których tak naprawdę nie dawało się grać, w twoich dłoniach grają i to całkiem nieźle. Stało się to niemal twoją misją. Dlaczego?
30 lat temu, gdy ktoś miał Jazz Bassa, to był królem osiedla, wszyscy chcieli taki bas zobaczyć i pomacać. A komusze basówki, ujmując z grubsza, były tak źle wykonane, że przepaść była niemożebna. Ale czasy się zmieniły, mamy konsumpcjonizm. Płacisz odpowiednią sumę i za 4 tygodnie jest śliczny Jazz Bass z 76 , czy tam którego, roku. Wszyscy zaczęli mieć markowe instrumenty, i.. zaczęli brzmieć tak samo… dobrze. Ale co znaczy slogan „brzmieć dobrze na basie”? Moja muzyka, i jej percepcja podlega nieustannej ewolucji. Kiedyś myślałem, że brzmienie 'ala Pilich, czy Mark King to jest to, dziś wole brzmienia typu The Meters. The Budos Band, Sharon Jones czy Charles Wright. To jest dla mnie esencja brzmienia elektrycznego basu.
Kiedyś myślałem, że brzmienie 'ala Pilich, czy Mark King to jest to, dziś wole brzmienia typu The Meters. The Budos Band, Sharon Jones czy Charles Wright. To jest dla mnie esencja brzmienia elektrycznego basu
Paradoksalnie, zaczynałem od Jolany Diamant, potem były brzmienia strunowo-kciukowe uzyskiwanie na nowoczesnych basach, po to aby po latach wrócić do Jolany. Pamiętam, pierwszy raz świadomie użyłem jej na sesji z Julką Pietrucha, z 10 lat temu. Byłem oczarowany tą Jolaną, brzmiała tak jak potrzeba: vintygowo, subowo, z charakterem, szczególnie dobrze na wysokich pozycjach. Ona ma tyle basu, że trzeba ją ciąć na mniej więcej 100 Hz o parę db w dół, bo jest za duża w miksie. Zauważyłem, że nie tylko Diamant jest charakterny, i szybko w kolekcji miałem Irysa, Alexisa i polski bas Alko- zresztą zrobiłem o nich filmy na moim kanale YT w cyklu :” Basowe Bestie Układu Warszawskiego”.
Przez te 10 lat odnalezienia komuno basów, nagrałem na nich najwięcej nagradzanych płyt, więcej np. niż na Foderze Monarch, za którą nota bene nie dawno kupiłem działkę budowlaną obok stolicy, hehe. Poza tym, przewinęło mi się przez ten czas ze 150 basów, uznanych powszechnie za markowe, i wszystkim zrobiłem video testy na moim kanale YT. Prawdopodobnie mam największą na świecie bazę bas – soundtestów na kanale YT. Zauważyłem, że moimi faworytami do studia są stare basy pasywne, a te komusze wynalazki, po odpowiednim ustawieniu – broń Bożę nie wymieniam w nich pickupów – brzmią extra, w muzyce, którą robię. Najlepsze z tego okresu to Jolany i Musimy, najgorsze polskie Defile, szczególnie po 80 roku. Extremalnym szajsem jest białoruski Borisow, którego nawet nie udało mi się uruchomić i sprzedałem go. Tak czy owak, te komusze sprzęty, są charakterystyczne dla naszego podwórka, i nie widzę powodów, dla których miałbym grać na P-basie, skoro mam Diamanta.
Moimi faworytami do studia są stare basy pasywne, a te komusze wynalazki, po odpowiednim ustawieniu – broń Bożę nie wymieniam w nich pickupów – brzmią extra, w muzyce, którą robię. Najlepsze z tego okresu to Jolany i Musimy, najgorsze polskie Deflile, szczególnie po 80 roku. Extremalnym szajsem jest białoruski Borisow, którego nawet nie udało mi się uruchomić
Jakich basów użyłeś podczas realizacji „Gumolitu”?
Wszystkie dolne basy zagrałem na Diamancie, podczas sesji na setkę w Tonn Studio, nagranej na taśmę. W 2 kawałkach są zagrane basy i sola slapem, tam użyłem klonowego Jazz Bassa, bo potrzebowałem szklanki. Sola fingerstylem zagrałem albo na Diamancie, albo na Jolanie Alexis, hollowbody z 64 roku. Nie w każdym kawałku, żeby był dobry musi by solo basu. Gumolit to płyta dla melomanów, nie tylko basowych maniaków.
Jesteś także entuzjastą i użytkownikiem jednośladów i to także tych wiekowych. Skąd ta atencja do old-timerów?
Motocyklami zajmowałem się w młodości, i zajmowały one istotną rolę w moim życiu. Jako 10 latek dojeżdżałem pomalowaną w barwy ochronne motorynką do szkoły muzycznej. Istotnym faktem jest to, że jako 16 latek zdecydowałem się sprzedać 2 motocykle: Junaka M 10 i Avo Simsona, żeby kupić profesjonalny bas – Ibaneza, jednego z tańszych, tak na marginesie, na którym potem nagrywałem płyty z Artosis (polski zespół gothic rock – przyp. MW). Pamiętam, że stroiłem E do D i nauczyłem się grać tak cały materiał, i tak też komponowałem partie basu w tym zespole. Potem miałem wieloletni zastój z motocyklami, aż kilka lat temu pasja wróciła. Zacząłem zbierać, restaurować stare motocykle, głównie angielskie, i współpracować z kilkoma czasopismami motoryzacyjnymi, np. Motocyklista, czy Świat Motocykli.
Dobra, pochwal się co tam stoi u Ciebie w garażu, oprócz butelek.
Butelki regularnie wyrzucam, żeby mieć spokój na sumieniu, hehe. Ostatnio skończyłem prace nad Sunbeamem S 8 z 1954 roku. To jest piękna brytyjska pięćsetka, o niesamowitych rozwiązaniach konstrukcyjnych, aczkolwiek tego motocykla nie doceniano w epoce. Prawdopodobnie dlatego, że był bardzo drogi i niezbyt szybki. W 2018 skończyłem restauracje duńskiego czterocylindrowca z 1938 roku, jest nim Nimbus 750. Niesamowita maszyna. Trasy typu 600 km z prędkością 80 km/h robi bez stękania. Jeden mój duński kumpel, Kim Scholer, pojechał takim Nimbusem do Japonii przez całą Euro Azję. Potem 2 razy w poprzek USA. Dodam tylko, że w motocyklu nie ma amortyzowanego tyłu. Także, jak ktoś mi pisze, że pojechał gdzieś tam nowiutkim BMW GS, i mu zamokły membrany w butach, i że przygoda była, że ojejej, to zapraszam do poczytania o wyprawach takich harpaganów, jak Kim. Teraz składam Victorie Bergmeister V 35 z 1954 roku, ale prace nad nią, i w ogóle w garażu, zarzuciłem, bo skupiony byłem całkowicie na miksach, klipach, singlach i w ogóle pracami nad „Gumolitem”. Poza tym mam jeszcze do odbudowy BSA A-10, prawdziwy cafe racer z 1961 roku i wisienka na torcie: Douglas Dragonfly 350, brytyjski bokser z 1954 roku, którym w tamtym roku objechałem prawie całą Polskę.
W jednym z ostatnich wywiadów powiedziałeś, że te dwa światy (muzyka i motocykle) kiedyś były dla ciebie nie do pogodzenia. Dlaczego?
To jakaś pomyłka. Motocykle i muzyka zawsze szły w zaprzęgu. Po prostu nie miałem czasu, pieniędzy na to żeby się tym fajnym hobby zajmować.
Okej, wracamy do muzyki. Co to jest ten polish funk, bo tym określeniem definiujesz m.in. muzykę na „Gumolicie”? Polska ma w tym gatunku jakieś tradycje? Masz pewnie na myśli nasze radiowe, czy festiwalowe big bandy i dlatego np., kawałek „Legiony” wspaniale nawiązuje do tych wzorców…
Pamiętasz czołówkę z Porucznika Borewicza? Mroczne tematy podane najczęściej przez dętki, trochę zagranicznych harmonii, specyficzny puls. To dla mnie brzmiało extra. Albo orkiestra PR I TV i muzyka z filmu „Shaft” pod dyrygenturą Henryka Debicha. Bigband Katowice z tego okresu. Albo ABC „Za dużo chcesz”. To jest dla mnie „polish funk” W ogóle, tak sobie przypomniałem, ze słuchałem ostatnio na winylu sola Czesia Bartkowskiego, na jakiejś płycie z lat 60 tych. To było na prawdę światowe. Pod względem brzmienia, czy techniki gry, czy muzykalności. Niektóre stare polskie nagrania z lat 60-70 brzmią dla mnie bardzo dobrze. Czego nie powiem o polskiej muzyce z lat 90 tych. Jak czasem słucham miksów z tego okresu, to wiem, że dziś by to nie przeszło. A te z 60 tych odpalasz i bum.. brzmią ponadczasowo.
Niektóre stare polskie nagrania z lat 60-70 brzmią dla mnie bardzo dobrze. Czego nie powiem o polskiej muzyce z lat 90 tych. Jak czasem słucham miksów z tego okresu, to wiem, że dziś by to nie przeszło. A te z 60 tych odpalasz i bum.. brzmią ponadczasowo
Może kwestia tego, że oni na prawdę to grali razem, nie było prawie w ogóle edytowania muzyki, do prawdy nie wiem. Wiem , że muzyka z tego okresu ciągle mi się podoba, szczególnie The Meters, Charles Wright, Rose Royse, czy współczesne nagrania ze stajni Daptones, które kontynuują tę tradycję.
Cała płyta jest zrealizowana z rozmachem, szczególnie dęciaki i hammond, ale też sekcja rytmiczna nadają jej taki szeroki flow, jak na przykład w utworze „Stradi”. Brzmi to potężnie i oldschoolowo zarazem. Domyślam się, że nie ma tu przypadku – długo nad tym siedziałeś? Powiedz jak wyglądała produkcja tego materiału?
Tym razem chciałem pójść dalej, niż na pierwszej płycie. Po pierwsze rdzeń nagrałem na taśmę w Tonn Studio, czyli Hammonda, bass, gite, perke razem na setkę. Sekcje dętą nagrałem w Warszawie w Dobrym Tonie Studio, które dysponuje dużym pomieszczeniem zdolnym pomieścić 9 dętek bez problemu. Ustawiliśmy ich w kole wokół centralnego mikrofonu, mimo to każdy miał dodatkowy mikrofon, i miksowaliśmy na żywca, jak np. puzony były za głośno to dawały krok w tył. Z doświadczenia wiedziałem, że będę potrzebował zdublowanych trąbek i tenorów, w związku z tym, żeby uzyskać masywne brzmienie, zaprosiłem najzdolniejszych kumpli, napisałem im nuty i nagraliśmy to którejś nocy. Minusem tego typu nagrywania dętek jest brak odseparowania blachy od drewna, także gdybym chciał odseparowane brzmienie, trzeba to inaczej nagrać, żeby nie było przesłuchów tak dużych. Ogólnie: jestem z brzmienia dętek na płycie bardzo zadowolony i jest lepsze niż na wielu wysokobudżetowych zagranicznych płytach. Co do Hammonda: był to L-100 ze swoim reverbem, plus Leslie 960. Na początku sesji jego brzmienie mi się nie podobało, ale potem, jak lampy się wysmażyły, brzmiał jak trzeba, czyli znakomicie.
Jakich gości możemy usłyszeć na „Gumolicie”?
W „Legionach” na harmonijce zagrał świetny Bartek Łęczycki. Na pianie w „Partyzantach” Rey Ceballo, z Buena Vista Social Club, który od lat siedzi w Polsce i się bardzo lubimy. We wszystkich numerach na perkusionaliach zagrał zdolny Dominik Jaske. Gościem specjalnym jest Organek w kawałku: „Balladka”, którą na początku zrobiłem w postaci instrumentalnego protest-songu, ale Tomek pacnął do niej świetny tekst i postanowiliśmy to nagrać. Na płycie będzie wersja zarówno instrumentalna jak i wokalna tego kawałka.
Co to jest/była za akcja #pendofskymeetsfriends ? What is it all about?
Pendofsky Meets Friends to była akcja PR owa, wymyślona jako narzędzie do promocji albumu „Gumolit”. Po prostu zapraszałem różnych artystów o robiliśmy duety basowo -wokalne, aranżowałem to, potem to miksowałem i powstawało z tego video publikowane na moich kanałach. Okazało się, że akcja się fajnie rozwinęła, zrobiłem specjalnie na ten cel kilka autorskich kawałków. Postanowiłem kontynuować ją, i za jakiś czas wybrać najfajniejsze kawałki autorskie i wydać to w cyfrze jako składankę.
Zaskoczyłeś mnie utworem „13 maja”. Nie tym, że grasz tu na gicie, ale że także śpiewasz. W ogóle dobra piosenka!
Oj ten kawałek, którego pomysł miałem w głowie już jakiś czas to taki eksperyment socjalny był. Kawałek ma dobry, żartobliwy tekst i żartobliwy klip, to jest w nim bardzo wyraziste. Jest bardzo prosty, jeśli chodzi warstwę muzyki. Ja nie aspiruje do bycia śpiewakiem, z zakresem 3 oktaw, po prostu śpiewałem kiedyś w chórze w tenorach i miałem emisje głosu na studiach. Chodzi tu o to, że w kawałku liczy się przekaz, jądro, i mógłby go zaśpiewać równie dobrze ktokolwiek, zresztą wystarczy posłuchać wokalnych wyczynów Kazika (śmiech).
A co to za projekt z Bubą Kuyateh, widziałem, że wrzuciłeś kilka kawałków na YT i temat ucichł?
Buba to zdolny gambijski korzysta (kora – gambijski tradycyjny instrument strunowy, przyp. MW) , który trochę nagrywał ze Staszkiem Sojką. Mieliśmy pomysł żeby nagrać cały album tylko kora, bas i tykwa. Zagrał na niej Dominik Jaske. To się wydarzyło, ale resztę, czyli miks master i wydanie materiału nastąpi na jakiś czas, na pewno przez moją firmę wydawniczą, Judasz Records. Raz że pandemia nam pokrzyżowała plany, dwa: najpierw „Gumolit”. Nie mogę trzymać wszystkich srok za ogon.
Jak zapowiada się sezon zima/wiosna dla Fisz Emade Tworzywo? Są realne szanse na koncerty?
Tak mamy trochę koncertów z Tworzywem na wiosnę 21. Jak to będzie – zobaczymy. Szykuje się też nowa płyta. Ogólnie rok 20 to pod względem koncertów z Tworzywem to tragedia. Mieliśmy same soldouty w związku z premierą płyty „Radar” przez cały ten rok. No i przyszła pandemia.
Jakie jest twoje zdanie o rządowym zamrożeniu branży koncertowej z powodu pandemii?
To jest masakra. Nasza branża dostała dużo bardziej niż inne. Nie mamy związków zawodowych, nie mamy dokąd pójść. Po prostu, aby żyć musimy grać koncerty, nagrywać płyty. Czy to tak dużo chcemy od systemu? Do Kościołów ludzie przychodzą tłumami, a my nie możemy grać. Wirus oczywiście jest, ale media rozdmuchały to do jakiegoś absurdu strasząc ludzi statystykami. Na cukrzyce, grypę czy… samobója ginie znacznie więcej ludzi niż na Covida. Media okrutnie manipulują opinią, nie wierzę w nic co podają na fejsie, czy gdzie tam. Jedynie w co wierze to że jak idę i mi spadnie na łeb cegła, to faktycznie spadła mi na łeb cegła. Za całą akcję z lockdownem powinien ktoś zostać pociągnięty do odpowiedzialności!
Kontakt z artystą:
www.youtube/marcinpendowski
www.pendofsky.com