Kilka nowości i faktów z obozu zespołu Riverside. Dla niektórych szum informacyjny mógłby być trochę niezrozumiały, bo najpierw radość po przyjęciu nowego członka zespołu, potem poszła w świat informacja o zawieszeniu działalności, potem o trasie koncertowej… W poniższych kilku pytaniach i odpowiedziach rozjaśniamy tę sytuację i jednocześnie uspokajamy – wszystko wskazuje na to, że Riverside ma się świetnie i to jeszcze nie koniec tej przygody.
O trasie „I’m Your Private Wasteland 2020” powiedziałeś: „to będą ostatnie koncerty przed dłuższą przerwą”. Powiedz proszę coś więcej o tym, to będzie zawieszenie działalności?
Na pewno tymczasowe zawieszenie intensywnej działalności koncertowej, z którą od momentu ukazania się naszego siódmego albumu „Wasteland” co chwilę wchodzimy na kolejny poziom. Jeszcze nigdy tak długo nie promowaliśmy żadnego naszego albumu, myślę więc, że po tych sześciu kwietniowych finałowych koncertach w Polsce, będzie należała nam się przerwa. Ale to nie tak, że idziemy na urlop – podczas przerwy skoncentrujemy się na swoich solowych dokonaniach, a następnie zaczniemy pracę nad nowym albumem Riverside.
Przywołując jeszcze inne twoje słowa: „set będzie przekrojowy, inny niż przy poprzednich edycjach” zanosi się na trasę z gatunku „best of…” i to jeszcze najpotężniejsza jeśli chodzi o produkcję koncertową. Jak to będzie wyglądało?
Prawie każdy z tych 6 finałowych koncertów będzie na 2000 tysiące osób, musimy wiec przyjechać z większa produkcją. A set, no cóż, ponieważ to koniec, wielki finał, to i set będzie dłuższy i bardziej przekrojowy, to bez dwóch zdań. Będą tez dwa covery, jeden polski, jeden zagraniczny. Na pewno każdy znajdzie coś dla siebie.
Jeszcze nigdy tak długo nie promowaliśmy żadnego naszego albumu, myślę więc, że po tych sześciu kwietniowych finałowych koncertach w Polsce, będzie należała nam się przerwa. Ale to nie tak, że idziemy na urlop – podczas przerwy skoncentrujemy się na swoich solowych dokonaniach, a następnie zaczniemy pracę nad nowym albumem Riverside.
To zawieszenie działalności koncertowej kłóci się trochę z niedawną niemal euforią w związku z dołączeniem do składu Macieja Mellera…
Euforia wciąż jest. Kłótni nie wyczuwam (śmiech). Jak już wspomniałem, po zakończeniu trasy i po wspomnianych projektach solowych zabierzemy się do pracy nad ósmym albumem Riverside. Ale już nie jako trio – jak to miało miejsce przy płycie „Wasteland”, a jako kwartet, z Maciejem w składzie, wiec zadowolenie jest duże, bo zwiastuje to zmiany i odświeżenie formuły.
OK, powiedz o płycie Wasteland i jej specjalnej edycji. Usystematyzujmy to. Ukazał się krążek, a potem jego specjalne, aż trzypłytowe wydanie?
No tak. Zrobiliśmy podobny manewr do tego, co było w przypadku „Love, Fear…”. Tam też po roku ukazała się audiofilska wersja „surround”. Trochę wywarła to na nas wytwórnia, nie ukrywam, bo wymagała od nas od samego początku „wersji podwójnej”, a ja przy „Wasteland” chciałem mieć tylko jeden krążek, ten podstawowy, ten najbardziej istotny i potrzebny. Rok później trzeba było jednak wywiązać się z kontraktu. Zrobiliśmy to, gdyż cześć naszych fanów bardzo domagała się takiej wersji.
Wokół Riverside, zespołu – umówimy się – raczej niekontrowersyjnego, zebrała się grupa fantastycznych, niezwykle wrażliwych i bardzo otwartych ludzi. To taka nieszkodliwa sekta dobrych dusz (śmiech). W dzisiejszych dosyć mocno wyalienowanych czasach, fanklub Riverside daje możliwość znalezienia się w grupie przyjaciół, w jednej wielkiej fantastycznej rodzinie.
Prowadzicie wyjątkowy fanclub Shelter of Mine, ze składkami i licznymi bonusami. Jak jego działalność wygląda w praktyce? Co z jego oferty najbardziej cenią sobie wasi fani?
Żeby była jasność – fanklub Riverside, to nie są zniżki na kubki, smycze i specjalne koszulki, to społeczność, do której należą ludzie podobnych gustach muzycznych i podobnym światopoglądzie. Wokół Riverside, zespołu – umówimy się – raczej niekontrowersyjnego, zebrała się grupa fantastycznych, niezwykle wrażliwych i bardzo otwartych ludzi. To taka nieszkodliwa sekta dobrych dusz (śmiech). W dzisiejszych dosyć mocno wyalienowanych czasach, fanklub Riverside daje możliwość znalezienia się w grupie przyjaciół, w jednej wielkiej fantastycznej rodzinie. To jego największa zaleta i myślę, że z takiej lojalnej społeczności jesteśmy jako zespół najbardziej dumni.
Zdjęcia: Hajo Müller