Trudno narzekać na granie swojego największego hitu, gdy to właśnie on zapewnił ci życie, sławę i bezpieczeństwo. Steve Stevens – gitarzysta Billy’ego Idola – delikatnie krytykuje artystów, którzy narzekają na rutynę koncertową, i pokazuje, jak można utrzymać świeżość wykonań znanych przebojów.
Steve Stevens, gitarzysta o unikalnym stylu, znany ze skomponowania melodii do pierwszej części filmowego hitu „Top Gun”, współpracy Michaelem Jacksonem i przede wszystkim z Billym Idolem, wyraził swoje niezrozumienie dla artystów, którzy skarżą się na powtarzalność grania swoich hitów. W wywiadzie dla Guitar.com przyznał ostatnio, że posiadanie wielkiego przebóju to nie kamień u szyi, lecz motor napędowy kariery.
Nigdy nie rozumiałem artystów… Kiedy mówią, że są zmęczeni swoim największym hitem, odpowiadam: 'To właśnie ta piosenka kupiła ci dom i sprawiła, że twoją żoną jest gorąca laska
Stevens tłumaczy, że nigdy nie odczuwał zmęczenia wykonywaniem przebojów, głównie dzięki zmienności aranżów i improwizacji, które wplata w każdą wersję koncertową:
Występy z Idolem nigdy się nie powtarzają. Każdy show to inne doznanie, bo wplatamy improwizację w utwory, a on sam zawsze coś zmienia
Stevens podkreśla, że podobną postawą wyróżniają się inni szanowani muzycy. Cytuje m.in. Josha Homme’a z Queens of the Stone Age, który również uważa, że rezygnacja z grania utworu uwielbianego przez fanów to brak wdzięczności. Homme, powiedział m.in.:
Kiedy zespoły odmawiają grania swoich największych hitów, to trochę egoistyczne
Stevens dodał jeszcze, że relacja z Billym Idolem opiera się na chemii i wzajemnym szacunku, co sprawia, że wspólna praca to czysta przyjemność:
Z Idolem nadal naprawdę lubimy współpracować, czekamy na nowe utwory. To kwestia chemii i respektu