Ogniste i wybuchowe występy nie rozpoczęły się w 1974 roku, kiedy to Ritchie Blackmore wysadził w powietrze pół sceny podczas słynnego festiwalu California Jam. Pamiętamy jak Jimi Hendrix spalił swoją gitarę, a The Who zdetonowało ładunek wybuchowy w studiu telewizyjnym, ale to właśnie występ Deep Purple przeszedł do historii jako najbardziej wybuchowy w historii rocka. Niestety nie wszystkie koncerty kończą się na dymie i chwilowym strachu…
Przedstawiając The Who na Monterey Pop Festival, Eric Burdon z Animals zapowiedział The Who: „Grupa, która zniszczy was na więcej niż jeden sposób”. To była sama prawda – Ich szalone, niszczące zachowania zainspirowały Jimiego Hendrixa do spalenia swojej gitary na scenie tego samego festiwalu. Nie chodziło już tylko o muzykę: chodziło o rywalizację pomiędzy Townshendem i Hendrixem oraz o spektakl. Festiwal przeszedł do historii m.in. z tego powodu, że jako pierwszy uwolnił potężną energię muzyki rockowej.
Cała Ameryka natomiast zobaczyła tę energię już 3 miesiące później, kiedy to The Who zakończyli utworem „My Generation” słynny występ, transmitowany przez telewizję w całym kraju. Keith Moon miał już wcześniej zwyczaj umieszczania ładunku wybuchowego w jednym ze swoich bębnów basowych i odpalania go podczas rozwalania gitary przez Townshenda, co następowało pod koniec każdego występu The Who. Ale tym razem Moon zapakował kilka razy więcej materiałów wybuchowych do swojego zestawu perkusyjnego, a kiedy go odpalił, wielka eksplozja wstrząsnęła studiem, przypaliła włosy Pete’a Townshenda, pozostawiła odłamek w ramieniu Keitha, a chmura białego dymu spowiła scenę.
Siedem lat później, 6 kwietnia 1974 Deep Purple pojawili się na historycznym festiwalu muzycznym California Jam w Ontario w Kalifornii. To gigantyczne wydarzenie (obecnych było ćwierć miliona fanów muzyki) było transmitowane przez ABC, a występ Deep Purple został później wydany na nowo wprowadzonym formacie kaset wideo VHS. Kiedy poproszono Blackmore’a o występ na nadchodzącej imprezie, gitarzysta Deep Purple był już nieufny wobec grania na festiwalach. Oto jak po latach wspominał tamten dzień: „Powiedziałem: 'Nie, dziękuję, nie interesują mnie już żadne festiwale’. One są koszmarem. Zawsze będą. Za kulisami zawsze jest kompletna katastrofa. Nic nigdy nie idzie dobrze. Zawsze spóźniasz się lub wcześnie. Rozliczenia są złe. To po prostu okropne.”
Nie interesują mnie już żadne festiwale’. One są koszmarem. Zawsze będą. Za kulisami zawsze jest kompletna katastrofa. Nic nigdy nie idzie dobrze. Zawsze spóźniasz się lub wcześnie. Rozliczenia są złe. To po prostu okropne
Jednak mimo niechęci gitarzysta w końcu uległ presji i zgodził się, chociaż z kilkoma zastrzeżeniami – przede wszystkim Deep Purple mieli wejść na scenę o zmierzchu, kiedy po raz pierwszy zapalono sceniczne światła. Blackmore uznał to za niezwykle ważne ze względu na wpływ, jaki miałoby to na publiczność. Niestety, odpoczywając w zaciszu swojej przyczepy kempingowej, usłyszał przedwczesne wezwanie sceniczne w biały dzień. „To mnie zdenerwowało” – wspominał. „W tym momencie kipiałem”.
Dosłownie dolewając oliwy do ognia, jeden z roadie Blackmore zgodził się nalać benzynę do jego wzmacniacza by zrealizować pomysł, o zakończeniu występu Deep Purple w – nomen omen – blasku chwały. I ponownie, jak to było w przypadku Keithe Moona, improwizowana pirotechnika była znacznie intensywniejsza niż oczekiwano, a potężna eksplozja… zrobiła dziurę w scenie. Blackmore wspomina: „Nie zdawałem sobie sprawy, że to po prostu wybuchnie. Paice’owi zdmuchnęło okulary… a kamerzysta chwilowo był głuchy. Wyglądało to świetnie, ale to była przesada. Wzmacniacz miał się zapalić, a po prostu wybuchł!” Blackmore miał podwójne szczęście – uniknął obrażeń, a gdy wkroczyła policja, uciekł jej helikopterem.
Nie zdawałem sobie sprawy, że to po prostu wybuchnie. Paice’owi zdmuchnęło okulary… a kamerzysta chwilowo był głuchy. Wyglądało to świetnie, ale to była przesada. Wzmacniacz miał się zapalić, a po prostu wybuchł!
W przypadku zespołu KISS, czy Rammstein pirotechnika była zawsze obsługiwana przez wyszkolonych i licencjonowanych profesjonalistów, którzy monitorowali ich użycie podczas występu zespołu, aby zapewnić, że zarówno członkowie zespołu, jak i publiczność nie doznają obrażeń podczas występu. Jednak na początku, doskonaląc swoją technikę, Gene Simmons często podpalał własne włosy…
W sierpniu 1992 roku podczas występu w Montrealu James Hetfield został poważnie poparzony przez wielki wybuch, gdy zespół wykonywał swoją piosenkę „Fade to Black”. Hetfield doznał oparzeń trzeciego stopnia na ramieniu, części klatki piersiowej i twarzy, ale największa tragedia związana z pirotechniką na scenie miała dopiero nadejść.
W 2003 roku podczas występu na żywo zespołu Great White w małym klubie The Station Nightclub w West Warwick w stanie Rhode Island, rozpylacze iskier spowodowało zapalenie się podkładu z akustycznej pianki, którą wyłożone były ściany i sufit. Ogień szybko rozprzestrzenił się po całym klubie, który nie spełniał norm przeciwpożarowych. Spośród 462 uczestników koncertów, 100 zginęło, a 230 zostało rannych w wyniku zatrucia dymem, oparzeń lub zadeptania w tłumie. W następstwie tego menedżer trasy Great White Daniel Biechele został skazany na 10 lat za nieumyślne spowodowanie śmierci (w 2008 roku został zwolniony warunkowo). Właściciele klubu również otrzymali wyroki karne.