Przy okazji powrotu zespołu Porcupine Tree albumem „Closure/Continuation” frontman – gitarzysta Steven Wilson opowiedział w wywiadzie dla magazynu Guitar Player o tej płycie ale także – i to nas bardziej zainteresowało – o swoim podejściu do gitarowego wymiatania. Wywiad przeprowadził Mark McStea, a poniżej prezentujemy kilka wybranych, najciekawszych naszym zdaniem wypowiedzi Stevena.
Na początek prowadzący rozmowę przypomniał gitarzyście, że, jak ten sam czasami zaznacza, czuje się trochę sztucznie, udzielając wywiadów dla magazynów gitarowych. Wilson odparł: „Tak, wiem. I jednocześnie udzielam ich bardzo dużo. To bardzo pochlebne, że ludzie myślą o mnie jako o gitarzyście, ale jednocześnie zawsze czuję się nieco niezręcznie, bo potrafię miesiącami nie brać gitary do ręki, dopóki nie muszę na niej zagrać w jakiejś piosence. Wiem, że to bardzo różni się od wszystkich właściwych gitarzystów, którzy ćwiczą każdego dnia i mają prawdziwy związek z instrumentem. Ja nigdy tego nie miałem.”
Potrafię miesiącami nie brać gitary do ręki, dopóki nie muszę na niej zagrać w jakiejś piosence. Wiem, że to bardzo różni się od wszystkich właściwych gitarzystów, którzy ćwiczą każdego dnia i mają prawdziwy związek z instrumentem. Ja nigdy tego nie miałem
Na pytanie jacy gitarzyści zainspirowali go najbardziej odpowiedział: „Nigdy nie byłem fanem rzeczy typu shredding, zawsze byłem fanem gitarzystów, którzy grali jedną nutę i to naprawdę dotykało twojego serca. To oczywiście byliby David Gilmour i Peter Green. Ale także w latach 80. dorastałem z dużą ilością muzyki post-punkowej, więc uwielbiałem zespoły takie jak Cocteau Twins – Robin Guthrie grał jedną nutę, a potem rozkręcał się w łańcuch opóźnień, pogłosów i chorusów. Uwielbiałem to.”
Nigdy nie byłem fanem rzeczy typu shredding, zawsze byłem fanem gitarzystów, którzy grali jedną nutę i to naprawdę dotykało twojego serca
Wilson kontynuował ten wątek, przypominając jednocześnie swoją wypowiedź o Eddiem Van Halenie, która do dzisiaj wydaje się obrazoburcza: „Zawsze kochałem też ideę używania gitary w dużo bardziej teksturowy sposób – estetyka shoegaze. Robert Smith był kolejnym gitarzystą, którego twórczość naprawdę mi się podobała. Nigdy nie słuchałem shredderów, takich jak Eddie Van Halen, i oczywiście wpadłem w kłopoty, kiedy udzieliłem wywiadu tuż po jego śmierci i powiedziałem, że jego śmierć niewiele dla mnie znaczy, bo nigdy nie słuchałem jego muzyki. Nie chodziło o to, że nie szanowałem jego umiejętności, tylko o to, że jeśli chodzi o jego muzykę, to nie było to coś, czego kiedykolwiek słuchałem. Zawsze myślałem o gitarze jako części całej piosenki”.
Nigdy nie słuchałem shredderów, takich jak Eddie Van Halen, i oczywiście wpadłem w kłopoty, kiedy udzieliłem wywiadu tuż po jego śmierci i powiedziałem, że jego śmierć niewiele dla mnie znaczy, bo nigdy nie słuchałem jego muzyki. Nie chodziło o to, że nie szanowałem jego umiejętności, tylko o to, że jeśli chodzi o jego muzykę, to nie było to coś, czego kiedykolwiek słuchałem. Zawsze myślałem o gitarze jako części całej piosenki
Na temat własnej gry i gitarowego stylu przyznał natomiast: „Cóż, rzeczywistość jest taka, że nie mogę tego robić w inny sposób. Nie mogę robić shredów, nawet gdybym chciał. Nawet gdybym mógł grać szybko, prawdopodobnie nie zdecydowałbym się na to. Dla mnie, jako autora piosenek, solo gitarowe jest przedłużeniem tego, co robi wokal. Czym jest wokal, jeśli nie jest emocjonalnym sercem piosenki? Mówiłem to już wcześniej, ale gdybyś chciał komuś coś przekazać swoim głosem, mówiłbyś powoli, z dużą dozą emocji. Nie mówiłbyś z prędkością 20 słów na sekundę. To niczego nie komunikuje. Jeśli grasz coś naprawdę szybko, to tak naprawdę nie przekazujesz emocji, po prostu redukujesz grę na gitarze do sportu olimpijskiego. Dla mnie chodzi o to, by powiedzieć jedno słowo i sprawić, by się liczyło”.
Gdybyś chciał komuś coś przekazać swoim głosem, mówiłbyś powoli, z dużą dozą emocji. Nie mówiłbyś z prędkością 20 słów na sekundę. To niczego nie komunikuje. Jeśli grasz coś naprawdę szybko, to tak naprawdę nie przekazujesz emocji, po prostu redukujesz grę na gitarze do sportu olimpijskiego. Dla mnie chodzi o to, by powiedzieć jedno słowo i sprawić, by się liczyło