Trwa wielkie święto muzyczne Soundedit ’19. Spośród paneli, klinik i unikalnych warsztatów typu master class, każdy miłośnik dobrych dźwięków ma szansę wybrać coś dla siebie. Tradycyjnie już, jak co roku, pasjonaci gitary także będą usatysfakcjonowani.
W tym roku na Festiwalu Soundedit swoje 5 minut (a w zasadzie 3 godziny!) miał Michał Grymuza. Występował on tym razem w roli producenta muzycznego i uraczył licznie zgromadzonych słuchaczy świetnie poprowadzoną opowieścią. Marcin przyznał się nam przed wykładem, że za bardzo nie wie jeszcze co tak na prawdę będzie mówił, ale jak się okazało, był do wystąpienia świetnie przygotowany. Warsztaty opierały się na dwóch przykładach produkcji muzycznej. Pierwszy (na podstawie utworu zespołu Bracia) był przykładem, gdy producent (w osobie Michała) otrzymuje utwór kompletnie zmiksowany i wyprodukowany, ale wg. zespołu „coś w nim jeszcze nie gra” i „nie za bardzo pasuje do radia”. Wszyscy obecni na wykładzie mogli na własne uszy przekonać się co w praktyce oznacza produkcja utworu i jak, zachowując jego rockowy charakter („rockowy zespół z Lublina”), przemienić go w radiowo sformatowany hit. Sekunda po sekundzie, fragment po fragmencie słuchaliśmy i porównywaliśmy pierwowzór z fenomenalnym efektem końcowym. Drugim przykładem był utwór Bajmu, który trafił do Marcina jako zupełny szkic – plik audio, na podstawie którego Marcin zaczął pracę, był po prostu zaszumionym, monofonicznym zapisem gitary akustycznej i wokalu, nagranym gdzieś w domu jakimś dyktafonem. Ponieważ, co istotne, już w tej formie zawierał kilka charakterystycznych cech („haków”) jak bicie gitary, fraza i melodia wokalu, producencka praca od podstaw była tu czystą przyjemnością i w związku z czym, efekt był równie przyjemny.
Całą tą prelekcję Michał Grymuza uatrakcyjnił wieloma anegdotami i dygresjami, dzięki którym poznaliśmy nieco kulis tego całego biznesu. Było o pieniądzach, o dumie i pokorze, o fochach, umiejętnościach (warsztacie) muzyków, o solówkach, tekstach piosenek i strukturze utworu, która wpływa na to, czy pieśń budzi emocje czy jest nam obojętna. Okazuje się, że producent musi być zazwyczaj dość solidnie fraternizować się z produkowanym artystą, być dobrym psychologiem, dyplomatą i umieć prowadzić zawodowy coaching… Efekty tego są zazwyczaj więcej niż zadowalające, także szanujmy i doceniajmy pracę producentów, bo oni najlepiej potrafią spojrzeć na naszą twórczość z dystansu i naprowadzić ją na właściwe tory.
Tekst i zdjęcia: Maciej Warda