Ktoś, kto wymyślił powiedzenie, że nie ma ludzi niezastąpionych, nie przewidział istnienia Freddiego Mercury’ego. Po jego przedwczesnej śmierci połowa oryginalnego składu Queen kontynuuje działalność, przez ostatnie lata występowali z różnymi wokalistami, od pewnego czasu trudną rolę „zastępcy” Freddiego przyjął na swe barki młodziak, Adam Lambert, laureat jednego z telewizyjnych „talent show”. Ekscentryczny, wyrazisty dandys, dysponujący sporymi możliwościami wokalnymi, pięknie wyśpiewywał wszystkie „górki” i znakomicie nawiązywał kontakt z publiką. Należę do tej części widowni, która z rezerwą podchodziła do obecności na scenie innego wokalisty, niż Mercury, ale już po pierwszych taktach krakowskiego koncertu (poprzedzonych baaaardzo długim intro) „kupiłem” Adama błyskawicznie. Oprócz tego, że bronił się jako śpiewak wykonujący utwory niedoścignionego pierwowzoru, szacunek publiczności wzbudził chyba przede wszystkim tym, że …. nie starał się być drugim Freddy’m. Zawodowo wykonywał swoje partie, z szacunkiem i wdzięcznością odnosząc się do swojego wielkiego poprzednika, a robił to w sposób bardzo naturalny, pozbawiony niepotrzebnej egzaltacji czy wdzięczenia się do publiki. Jednocześnie elementy parateatralne, które pamiętamy z zapisów koncertów z Mercurym, w wykonaniu Adama mogły być przez część publiczności odebrane wręcz jako lekkie przerysowanie – kilkakrotne przebieranki w wyraziste stroje zakończone wyjściem na bisy w koronie i oryginalnym gajerku w lamparcie cętki, prowokacyjne gesty i obsceniczna momentami choreografia chwilami mogły wydawać się zbyt intensywne. Nie możemy jednak zapominać, że w końcu „that’s only rock’n’roll”, a i Freddy ministrantem cnotliwym nie był. Zresztą, w którymś momencie May wskazując na Lamberta rzucił przez mikrofon pytanie – „Jak się wam podoba nowy?” – owacyjna reakcja publiczności mogła świadczyć jedynie o tym, że aktualnemu frontmanowi należy się szacunek za to, że jest sobą, a nie próbuje być drugim Mercurym.
Queen + Adam Lambert (Tauron Arena Kraków 21-02-2015)
