Olsztyński Cerber to piękny przykład tego, jak można w krótkim czasie rozwinąć się muzycznie bez pomocy telewizyjnych reality show czy choćby cienia wsparcia ze strony jakiejkolwiek wytwórni muzycznej.
Mam ten zespół na oku od momentu premiery ich debiutanckiej EP-ki „Mad at the Soul”, za którą zaraz przyszła kolejna – „Mammothian”. Choć początkowo uznałem, że to jakieś proste, na siłę pobrudzone granie, trącące trochę pretensjonalnymi tekstami, to jednak było w nim coś takiego, że zostali na moim radarze. Dzięki temu sięgnąłem z ciekawością po ich nowy, wydany własnym sumptem długograj „Lust for Suffering”. Za to, że nie skreśliłem Cerbera przedwcześnie, przyznaję punkcik sobie samemu.
To, w jaki sposób Cerber potrafi przytłoczyć dźwiękowo słuchacza, to już chyba sztuka. Bas warczy jak wściekły, gitara brzmi jak kruszący się beton, a wokalista ryczy jak… hmm… Cerber? Jedyny zarzut, jaki mogę wysnuć, to brzmienie werbla, nie jest to jednak dla mnie przeszkodą nie do przeskoczenia. Mieszanka sludge i hardcore, jaką serwuje trio, to połączenie ryzykowne – łatwo znudzić słuchacza, skupiając się wyłącznie na tym, by było najciężej i najbrudniej, jak się da. Cerber na „Lust for Suffering” podszedł jednak do tematu z głową.
W poszczególnych piosenkach dużo się dzieje, choć sążniste riffy są mniej więcej oparte na zbliżonych tempach, to poprzeplatane są innymi elementami, czasami cichną, by wybuchnąć w słuchawkach ze zdwojoną siłą, czasem uciekają od konwencji i stają się nieco bardziej złożone. Pojawia się nawet ciekawa muzyczna miniatura w postaci „Babirusa the Boar King”.
Nie ma jednak rozwodnienia, bo wszystko odbywa się według pewnych ram. Bałem się nieco o wokale – nie podobały mi się za bardzo na poprzednich płytach Cerbera. Na „Lust for Suffering” jest dużo lepiej. Charakterystyczny, zaflegmiony wokal Wiśni jest obecny w dużych ilościach, ale miesza się z partiami w wyższych rejestrach. Nawet czystych, śpiewanych partii da się słuchać, a to rzadkość u polskich zespołów metalowych.

Kolejny plus za ciekawe teksty – Cerber ryczy zarówno po polsku, jak i angielsku, i w obu przypadkach moja delikatna, humanistyczna, liryczna duszyczka nie zwija się w poczuciu żenady. A wiecie za co, poza jakością muzyki, Cerberowi należą się największe brawa? Za rzetelne i profesjonalne podejście do sprawy. Po pierwsze, album jest ładnie wydany, ma ciekawą, kolorową okładkę, która będzie dobrze wyglądać na koszulkach. Po drugie, Cerber chce i lubi dużo koncertować.
Po trzecie – dostałem od zespołu profesjonalnie przygotowany press pack, ze zdjęciami, informacjami o zespole, grafikami i tak dalej. Czasami młode zespoły nie mają pojęcia, co ze sobą zrobić, gdy jakiś dziennikarzyna pyta o zdjęcie albo skan okładki, a tu proszę – takie przygotowanie. Za to dziennikarzyna w mojej osobie chyli czoła przed Cerberem (Redakcja TG też!). Podsumowanie dla leniwych – „Lust for Suffering” to bród, ciężar, ołów i ogień dla fanów Crowbar, Black Tusk, Kylesa, ale i fani Sepultury z czasów „Roots” nie powinni być zawiedzeni. Apetyczne.
Zespół Cerber — skład:
Wiśnia – gitara, wokal
Tajny – bas
Smoluch – perkusja
Strona zespołu Cerber: https://cerber.bandcamp.com/
(artykuł ukazał się w TopGuitar 06/2015)