(Warner Music Polska)
Czas na gorącą szesnastkę od Iron Maiden. Płyta „The Book of Souls” zaskakuje świeżością i ciekawymi pomysłami. Przyznaję, nie spodziewałem się tak dobrego krążka. Myślałem, że giganci heavy metalu po pięciu latach od ostatniego albumu „The Final Frontier” odwalą przysłowiową pańszczyznę. Pomyliłem się.
„The Book of Souls” jest najdłuższą płytą w karierze Iron Maiden. Ponad dziewięćdziesiąt dwie minuty muzyki. Kto dziś nagrywa płyty na dwóch krążkach? Właśnie, kto? Prosta odpowiedź: Iron Maiden.
Harmonie gitarzystów oraz charyzmatyczny wokal w rozpoczynającym album „It Eternity Should Fail” potwierdzają, że jest to dobry krążek. Słuchacz nie zdąży się znudzić. Nie mamy tutaj piosenek zrobionych na jedno kopyto. Każdy utwór przynosi riff albo melodię, która zostaje z nami na dłużej. Mocne wejścia, solowe popisy gitarzystów, wokalizy Dickinsona to znaki charakterystyczne „The Book of Souls”.
Na krążku znajdziemy treściwe i energiczne utwory jak „Speed Of Light”, który promuje album. Jeżeli lubicie progresje i kawałki poniżej dziesięć minut są dla was nie do przyjęcia. Iron Maiden przygotował również coś dla was „The Red And The Black” i „Empire of The Black”. Słuchając tych kawałków, czuję się, jakbym był na dobrym metalowym jam session. Solówka za solówką, pomysł goni kolejny pomysł. Aż sam mam ochotę zagrać, np. na trójkącie. Wolę jednak nie przeszkadzać mistrzom i oddać stery tego muzycznego dreamlinera Dickinsonowi.
Wiele młodych zespołów będących obecnie na topie może czuć się zagrożone. Ci, co przekreślali Iron Maiden i odkładali ich twórczość na półkę z książkami historycznymi, mogą schować głowę w piasek. Żelazna Dziewica wróciła na tron, pokazując że ma w zapasie bardzo dużej energii i pomysłowości. Druga młodość, moi czytelnicy. Pozostaje czekać na koncerty, kiedy muzycy będą grać dwudziestominutowe kawałki. Uczta dla melomana.
Przyznaję z bólem serca, że nigdy nie byłem wielkim fanem Iron Maiden. „The Book oF Souls” utwierdził mnie w przekonaniu, że nie można lekceważyć klasyki. Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina. Eddy mnie za to skarci, a obecny na albumie Żniwiarz Dusz wymierzy mi srogą pokutę. Czytelnicy TopGuitar – nie idźcie moją drogą. „The Book of Souls” – musicie to mieć.