Nie jest łatwo w dzisiejszych czasach zainteresować materiałem nagranym w duecie. „Pumie” i Wendtowi się to udało, czego dowodem jest niniejsza recenzja. Polecamy ten album jako wspomnienie i pożegnanie najgorszego roku w XXI wieku i jednocześnie wielką nadzieję na przyszłość.
Jak podaje wydawca, firma Soliton, materiał na tę płytę powstał w szczególnych warunkach. 12 marca 2020 ogłoszono ogólnonarodową kwarantannę z powodu pandemii COVID-19, a nagrań dokonano w dniach 13-14 marca na „setkę” w Jazz Clubie „Pod Filarami” w Gorzowie Wielkopolskim.
Jak zapewniają muzycy, w czasie nagrań nie toczono wielkich debat na temat pandemii, jednak klimat tych dni mimochodem został doskonale uchwycony w dźwiękach i nastroju zarejestrowanej muzyki. Okoliczności tego muzycznego spotkania były dość abstrakcyjne – panowała jeszcze wielka niepewność co do przyszłości, nienaturalna cisza za oknami klubu, puste ulice, a w przyjaznym gorzowskiemu jazzowi hotelu Mieszko artyści byli ostatnimi gośćmi…
W takich właśnie realiach „Puma” Piasecki i Adam Wendt nagrali płytą oryginalną, wielowątkową i krzyżującą ze sobą kompletnie różne instrumenty – gitary i saksofony. Obydwaj muzycy są rewelacyjnymi instrumentalistami i dali się już dawno poznać zarówno jako twórcy muzyki ambitnej, ale także popularnej i przyswajalnej. Tutaj wyzyskali te walory w stopniu maksymalnym.
Najważniejszym czynnikiem, kształtującym odbiór płyty „We See The Light 59/62” jest nastrojowość i pięknie budowana dynamika. A muzycy budują to wszystko poprzez brzmienie i wspomniane już przeplatanie się instrumentów w niekończącej się pozornie improwizacji. Oto efekt nagrań na „setkę” dwóch doskonale zgranych i intuicyjnych artystów. Ich wzajemne przewidywanie i rozpoznanie zamiarów kolegi skutkuje unikalnym rozwojem form w ich emocjonalne kulminacje i nastrojowe uspokojenia. Momentami brzmi to bajkowo!
Oczywiście kawałki były wcześniej opracowywane i dlatego panowie serwują nam wiele skomplikowanych unison tudzież form logicznie i uporządkowanie rozwijanych. Mnogość muzycznych motywów i skojarzeń nie pozwala mi tu ich wszystkich wymienić, ale osłuchani muzyczni erudyci znajdą na tej pływie bardzo wiele smaczków.
Całości dopełnia postprodukcja oraz naprawdę sporadyczne wokale i perkusyjne bity. W efekcie otrzymujemy spójną wielobarwną całość, której słucha się z prawdziwą przyjemnością.