(Nuclear Blast / Warner)
Gitary: Fredrik Thordendal, Marten Hagström
Bas: Dick Lovgren
Kolejną płytę wikingów math metalu (tak opisuje tę muzykę I-tunes!) można odbierać dwojako: z jednej strony wciąż grają według podobnej formuły, z drugiej – wierny fan zinterpretuje ich najnowsze dzieło jako kolejne studium ewolucji metalowego obłędu, w którym panowie specjalizują się od kilkunastu lat. W porównaniu z „Obzen” struktury utworów są w pewnym sensie uproszczone, a riffy trochę łatwiejsze do zapamiętania. Siła ciosu nie zelżała, muzyka jest wciąż intensywna, a wielbiciele talentu obydwu gitarzystów znów dostają porcję ciekawych zagrywek i aranży.
W „Do Not Look Down” Fredrik zdaje się po raz pierwszy zagrał tak bluesowo, a cały zespół tak Sabbathowsko jak nigdy dotąd. W „Marrow” solista bliski jest matematyce McLaughlina i dawnego Scofielda, udało mu się natomiast odejść od tak oczywistych Holdsworthowskich naleciałości, które przez lata były jego znakiem firmowym. W „I Am Colossus” dla odmiany solo jest minimalistyczne – to tylko parę zawieszonych dźwięków. Podobny zabieg, ze świetnym skutkiem zresztą, zastosowano w „Break Those Bones Whose Sinews Gave It Motion”. Finałowy, wyciszający „The Last Vigil” stawia kropkę nad i, zostawiając słuchacza zdruzgotanego, ale i zaintrygowanego. Podobnie jak na poprzednich płytach częsty jest zabieg z dalekimi planami z gitarą Thorendala filozoficznie szybującą ponad ołowianą sekcją. Szalone przejścia w postaci instrumentalnych obiegników (vide „Swarm”) to zabieg prosty i dodający dramatyzmu utworom, ale stosowany na „Obzen” podobnie jak często stosowane podciąganie dźwięków w riffach.
Mocno, ciężko, ale inteligentnie i dojrzale – po raz kolejny kapela pokazuje, że jest zjawiskiem nie do podrobienia. Zastanawiam się, czy mają jeszcze pole manewru w rozwijaniu swojego stylu, ale wiem, że radykalne zmiany nie byłyby najlepszym wyborem – zepsułyby to, co w Meshuggah najlepsze.
Piotr Nowicki