Po ostatnich przebojach zdrowotnych, włączając to pobyty w szpitalu i odwoływanie koncertów Motorhead, a nawet plotki o jego rzekomej śmierci, Lemmy Kilmister wraca do formy i zapewnia wszystkich, że da radę sprostać wymogom najbliższych tras promujących najnowszy album „Aftershock”.
67-letni basista i wokalista grupy Motorhead jest legendą na rockandrollowej scenie nie tylko ze względu na dokonania artystyczne, ale w równej mierze przez swój rockandrollowy styl życia, którego skutki ostatnimi czasy coraz częściej dają mu się we znaki. Nawet perkusista grupy, Mikkey Dee, w wywiadzie dla Classic Rock przyznał, że zwracał koledze uwagę: „Lemmy, kiedy w końcu będziesz miał dość bycia chorym i zmęczonym? Czas zacząć o siebie dbać.”
Frontman Motorhead jednak ma swoje własne zdanie. „To nic, zostawiłem to za sobą” mówi o ostatnim pobycie w szpitalu, a na głosy swoich znajomych, mówiących mu, żeby trochę zwolnił odpowiada: „Nie lubię, kiedy ludzie mówią mi, co mam robić – nawet jeśli mają rację”.
Mimo iż u muzyka zdiagnozowano cukrzycę i wszczepiono rozrusznik serca, Lemmy Kilmister uspokaja: „Wciąż mogę stać przy mikrofonie i co wieczór wykonywać moje piosenki. Czuję się coraz lepiej. Kiedy przyjdzie czas ruszyć w trasę, będę gotów.” A co jeśli za parę lat nie będzie już w stanie grać koncertów? Na to stary rockowy wyga również ma rozwiązanie: „Planujemy działać dalej. Może będziemy już tylko nagrywać albumy, będziemy jak Beatlesi po 1966 roku.”
źródło: hennemusic.com