Zbliżają się koncerty poświęcone pamięci Rory’ego Gallaghera w 30. rocznicę jego śmierci. Podczas trzech nadchodzących koncertów w Cork w Irlandii, hołd swoją grą złoży mu m.in. Joe Bonamassa, który, jak sam przyznał, po tym, jak się zgodził, wystraszył się tego pomysłu.
Trudno w to uwierzyć, ale współczesnego mistrza bluesa dopadły wątpliwości, czy podoła temu zadaniu. Pomysł koncertów został wcielony w życie przez młodszego brata i menedżera Rory’ego Dónala, jego siostrzeńca i archiwistę Daniela oraz promotora Peter Aiken. Będzie to spore gitarowe wydarzenie, a Joe Bonamassa powiedział o nim w niedawnym wywiadzie dla Classic Rock:
Kiedy się odezwali, powiedziałem: 'Zdobyliście mnie na ten tribute’. A potem pomyślałem o tym i powiedziałem: 'Kurde, na co ja się zapisałem?’
Bonamassa dał od razu do zrozumienia, że nie zamierza kopiować stylu Rory’ego, co w dużym stopniu złagodziło jego początkowe rozterki: „Przed rozpoczęciem prób powiedziałem Dónalowi, Danielowi i Peterowi: 'Nie jestem Rorym, nie chcę być zespołem grającym covery, który powiela wszystkie małe błędy i pomyłki. Będę sobą’. A oni powiedzieli, że właśnie tego chcą. Po usłyszeniu tego mogłem się zrelaksować. Okazało się, że pomysł stał się bardzo popularny, a z dwóch koncertów zrobiły się ich trzy”.
Bonamassa kontynuował: „Nigdy nie myślałem, że będę miał czterdzieści siedem lat – czterdzieści osiem, gdy odbędą się koncerty – i będę grał Rory’ego na podstawie 'Irish Tour ’74’. (album koncertowy Gallaghera – przyp.red.) i będę to robił w Cork.”
Zaszalejmy. Nie będzie idealnie, ale będzie najlepiej, jak potrafię
„To tak, jak we wszystkich moich występach typu tribute dla The Three Kings (Freddie King, Albert King i BB King – przyp. red.) i tym dla Claptona, Becka oraz Page’a. Trzeba tam po prostu pójść z przekonaniem i pokazać fanom, jak wiele znaczy muzyka. Taki już jestem, nigdy nie wycofam się z wyzwania”.