Ritchie Blackmore obchodził właśnie swoje 65. urodziny. Jest jednym z trójki wielkich gitarzystów, którzy na początku lat 70. zdefiniowali muzykę rockową na kolejne dekady.
Razem z Page’em i Iommim tworzyli wielką hardrockową trójkę, niepodzielnie panującą w tamtym czasie na rockowej scenie muzycznej. Deep Purple, Led Zeppelin i Black Sabbath do dziś są żywymi legendami, na których twórczości opierają się młodzi gitarzyści.
Ritchie Blackmore urodził się w 1945 roku i już od początku lat 60. grał w brytyjskich zespołach rockandrollowych typu The Outlaws, czy The Crusaders. Prawdziwy przełom w jego karierze przyszedł, kiedy dostał propozycję grania w mało znanej kapeli Roundabout. W 1967 roku odbyli trasę po Skandynawii po czym zmienili nazwę na tytuł ulubionej piosenki babci Blackmore’a – „Deep Purple”. Zmienił się skład, doszedł nowy wokalista i basista, po czym przez kolejne 2 lata zespół balansował na krawędzi rocka, rhythm and bluesa i psyhodelii. Nagrali 4 płyty, które przyniosły chłopakom łatkę epigonów Vanilla Fudgie, umiarkowaną sławę i jeszcze bardziej umiarkowane dochody.
Ale nadszedł rok 1970 i przełomowa, wybitna, kultowa dziś płyta „In Rock”, na której Ritchie pokazał prawdziwe, drapieżne pazury. Tym albumem Ritchie wpisał się w nowoczesny wówczas nurt przesterowanych solówek i powerchordów oraz… zmienił jego kierunek. Od tego momentu to on wraz Page’m i Iommim okupował podium dla gitarowych idoli i – bądźmy sprawiedliwi – do dzisiaj zajmuje miejsca zawsze w pierwszej dziesiątce gitarzystów wszechczasów. Kolejne albumy „Fireball”, „Machine Head”, „Made in Japan” i „Who Do We Think We Are” to hard rockowy elementarz i lektura obowiązkowa dla każdego, kto uważa, że zna się na muzyce.
W międzyczasie, pod koniec roku 1971 Ritchie zmontował grupę Baby Face, z którą odbył próby i zarejestrował kilka nie wydanych do dzisiaj utworów. W skład weszli jeszcze Ian Paice (perkusja) oraz Phil Lynott z zespołu Thin Lizzy (bas i śpiew). Marzeniem Blackmore’a było zaangażowanie Paula Rodgersa, wokalisty zespołu Free, ale ten śmiał odrzucić jego propozycję. Trio szybko się rozwiązało.
Ritchie miał dość trudny charakter i jego tarcia z Lordem i Gillanem doprowadziły najpierw do odejścia wokalisty (Gillana) i basisty (Glovera), a potem do rezygnacji samego Blackmore’a z uczestniczeniu w Deep Purple.
Pierwszym gitarzystą, który odważył się zastąpić Ritchie’go (na płycie „Come Taste the Band” z 1975 roku) był Tommy Bolin. Był to jednak zupełnie inny styl gry i siłą rzeczy (wchodzilo tu w grę jeszcze uzależnienie Bolina od narkotyków) zespół musiał zawiesić dzialalność. Ritchie poświęcił się wowczas zespołowi Rainbow, ktory byl kontynuacją jego „ostrego” grania z początków Deep Purple. Odnalazł tam ponownie swoje prawdziwe powołanie – lidera hardrockowej grupy o niespotykanej energii scenicznej. Jak się okazuje wszystkie jego składy z czasem skłaniały się tajemniczą siłą bezwładu do łagodniejszych odmian rocka, prawdziwy „power” zachowując jedynie na koncertach. Podobnie było z Rainbow, którego pierwsze, doskonałe płyty nosiły potężny ładunek hard rockowego grania, a ostatnie były już wręcz pop rockowe.
W 1984 roku stała się rzecz niebywała. Po serii telefonów i mediacyjnych prób zespół Deep Puple spotkał się ponownie (po 9 latach) w studio nagraniowym by zarejestrować nowy album. Były to już inne czasy i można było mieć wątpliwości, czy „weterani” poradzą sobie w nowych warunkach i z młodą „konkurencją”, ale album „Perfect Strangers” zadziwił wszystkich, łącznie z członkami zespołu.
Był to powrót w pięknym stylu i okazało się, że „młodzi” muszą się wciąż wiele nauczyć, by grać na takim poziomie jak Deep Purple. Tytułowy utwór po dziś dzień jest jednym z najlepszych hardrockowych kawałków. Ritchie przyzwyczajony do wszechładztwa w Rainbow również w odrodzonych Purplach miał zdanie decydujące, co przy jego trudnym charakterze musiało skutkować ponownymi niesnaskami w zespole. Nagrawszy 2 plyty wyrzucił Gillana ze składu zastępując go dawnym wokalistą Rainbow – przeciętnym w porównaniu z Gillanem – Joem Lynn Turnerem. Z płyty na płytę z Deep Purple uchodziła energia i doszło do tego, ze fani cieszyli się, gdy na kolejnych płytach znajdowali 2 – 3 dobre kawałki! Recenzje zaczęły byc naciągane, aż w końcy stały się po prostu złe. Co prawda Gillan ponownie wrócił do składu na 25 – lecie zespołu i nagrał z nimi niezłą płytę „The Battle Rages On”, ale był to już łabędzi śpiew kapeli.
W 1993 roku Ritchie zdecydował się odejść i reaktywować Rainbow, a w Depp Purple zastąpił go Steve Morse, z którym grupa nagrała w końcu porządną płytę „Purpendicular”.