POZNAJ SWÓJ WZMACNIACZ
Zanim zdecydujemy się na wymianę sprzętu, uznając, że nam się znudził lub po prostu nie spełnił naszych oczekiwań, spróbujmy poświęcić więcej uwagi na jego dogłębne poznanie. Często nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak wielkie możliwości mamy pod ręką. Zamiast szukać czegoś nowego, co ponownie osłabi nasz budżet oraz pochłonie czas i energię, które mogłyby być spożytkowane, chociażby na ćwiczenie lub tworzenie muzyki, popracujmy trochę intensywniej z tym, co mamy, by w pełni wykorzystać potencjał już posiadanego sprzętu.
5. Eksperymenty z EQ
Czy wiesz jak ustawić korekcję w twoim wzmacniaczu, by uzyskać pożądany rezultat brzmieniowy? Masz tylko jedno, stałe i ulubione ustawienie, czy potrafisz się odnaleźć w różnych sytuacjach, w zależności od wykonywanej muzyki czy warunków akustycznych miejsca, w którym grasz? Nie ma jednej i najlepszej metody na dobre ustawienie danego wzmacniacza.
Jedni gitarzyści szukają tzw. sweet spot, czyli ustawienia, przy którym dany piec gra najlepiej, inni z góry wiedzą, które pasma chcą uwydatnić, a które podciąć, jeszcze inni z ustawienia najbardziej neutralnego tylko zabierają to, co przeszkadza, jak rzeźbiarze odkrawający kawałki materiału z bezkształtnej bryły, by nadać jej pożądany kształt.
Na pewno by dobrze poznać swój wzmacniacz, warto każdą gałką korekcji przejechać powoli przez cały zakres działania i zbadać jej faktyczny wpływ na przypisane pasmo – czy jako punkt wyjścia przyjmiemy wszystkie potencjometry sekcji EQ ustawione na minimum, na godzinę 12, czy też na maksimum, nie ma większego znaczenia.

Zwróćmy uwagę, że niektóre wzmacniacze mają aktywną sekcję korekcji, tj. taką, która wzmacnia lub osłabia dane pasma, w odróżnieniu od korekcji pasywnej, która tylko zabiera, ale już nie dodaje żadnych częstotliwości – w tym wypadku maksymalne położenie potencjometru może być tak naprawdę jego położeniem neutralnym.
6. Mniej gainu
Hasłem lubianym przez wielu gitarzystów jest „więcej gainu!”. My odważymy się jednak zaproponować coś zupełnie odwrotnego. O ile w pewnych sytuacjach ten mityczny gain może rzeczywiście zdziałać cuda, powodując, że brzmienie jest bardziej nasycone, gładkie czy dłużej wybrzmiewające, bardzo łatwo przesadzić z jego poziomem.
Zbyt wysokie ustawienie gainu może spowodować, że nasz dźwięk będzie zbyt bzyczący, cienki i sprasowany, z dynamiką bliską zeru. Zarówno na koncertach, jak i w nagraniach może okazać się, że dźwięk zbierany przez mikrofon z przodu głośnika ma znacznie więcej nieprzyjemnego piasku niż ten, który dociera do naszych uszu. Szczególnie w warunkach studyjnych warto spróbować, jak zabrzmi nasza gitara z możliwie jak najmniejszym poziomem gainu.
Cofnięcie gałki gain może jednocześnie dodać naszemu brzmieniu większej selektywności, ale też dynamiki, powodując, że dźwięk będzie bardziej otwarty i bogatszy w szczegóły, które wcześniej niechcący zamazaliśmy. Poza tym duże wzmocnienie podnosi też poziom szumów i zakłóceń, nie będących pożądanymi elementami naszej wypowiedzi muzycznej – wyobraźcie sobie oglądanie malarskiego dzieła sztuki przez brudną szybę…
7. Dorzuć do pieca!
Ten punkt ma zastosowanie dla wzmacniaczy lampowych, które grają lepiej nie tylko wtedy, kiedy są dobrze rozgrzane (włączenie i pozostawienie pieca na kilka minut przed grą to absolutne minimum, ale przez kwadrans lub dwa lampy jeszcze lepiej się nagrzeją), ale też kiedy końcówka mocy jest porządnie wysterowana.
Dla optymalnej pracy większość zawodowców zaleca rozkręcenie gałki „master volume” ponad połowę, najlepiej w okolicach 3/4 skali, choć niektórzy preferują wręcz maksymalne otwarcie przepustnicy, by otrzymać największe nasycenie, a nawet przesterowanie lamp mocy. Oczywiście takie rozwiązanie niesie ze sobą efekt uboczny w postaci zbyt dużej głośności.

Co prawda dla wielu gitarzystów nie obowiązuje takie pojęcie, jak „za głośno”, ale umówmy się, nie jesteśmy jedynymi ludźmi na ziemi, nieważne jak bardzo wydawałoby się nam, że jest inaczej. Na szczęście od dawna znane są sposoby na jednoczesne zwiększenie mocy wzmacniacza lampowego i ograniczenie jego końcowej głośności. Służą do tego specjalne reduktory mocy (ang. power attenuator) wpinane pomiędzy końcówkę a głośnik, oferowane przez wielu producentów sprzętu gitarowego.
Spora część współczesnych wzmacniaczy lampowych ma nawet wbudowany układ zmniejszający moc płynnie wraz z ruchem potencjometru lub skokowym przełącznikiem do z góry ustalonego poziomu, np. o połowę i dalej znów o połowę, czyli do 1/4 mocy maksymalnej. Innym dość popularnym patentem jest po prostu korzystanie z piecyków o małej mocy. W studiu 10 czy nawet 5 W to wystarczająco dużo, by ukręcić mocarny sound gitary – spytajcie Jimmy’ego Page’a – a przy współczesnych możliwościach nagłośnieniowych, nawet na dużej scenie takie rozwiązanie ma pełną rację bytu. A o ile mniej noszenia!