Co by nie mówić, jest to cały czas nowość. Markbass zaoferował nam wraz z tym instrumentem zupełnie niespotykany poziom swobody gry i możliwości brzmieniowe właściwe o wiele droższym instrumentom. Testowaliśmy już „piątkę”, teraz przyszedł czas na bliźniaczą „czwórkę”
Przeznaczenie i walory
Jest to instrument niejednoznaczny, bo z jednej strony wygoda gry na nim zawstydza większość basów dostępnych seryjnie na rynku, a z drugiej strony nie wypada na nim „plumkać” tylko podstawy i ograniczać się do najprostszych basowych linii. Moim zdaniem jeśli decydujemy się na kupno Kimandu, powinniśmy być co najmniej średniozaawansowani, by umieć wykorzystać możliwości, które daje nam ta basówka.
Zacznę od konstatacji, którą zawarłem także w teście Kimandu „piątki”. Otóż jest to rewelacyjny brzmieniowo bas, ale nie jest on przeznaczony dla wszystkich. Nie wszystko i nie każdy na nim zagra. To ograniczenie wynika to z jego kilku cech, które dla jednych będą wspaniałymi, a dla innych ograniczającymi. Po pierwsze jest to kształt basu, typowy dla fusionowych wymiataczy, którzy dzięki swoim umiejętnościom potrafią zagrać wszystko i w każdym tempie. Po drugie ustawienie strun, szerokość podstrunnicy, przekrój szyjki, cała ergonomia, która zdecydowanie ustawiona jest pod bardziej wysmakowane i wysublimowane granie. Nie wyobrażam sobie po prostu tego basu na wysokości kolan… Taka „specjalizacja” jest blogosławieństwem dla tych, którzy szukają właśnie tego brzmienia, bo mamy tu 120% soundu funky/fusion/electric jazz i okolic. Oczywiście jest on na tyle elastyczny pod tym względem, że ukręcimy tu bez problemu także punkowe, core’owe, czy stonerowe barwy, ale design Kimandu chyba jednak ograniczy nieco te zapędy…
Budowa
W zasadzie oprócz tego, że mamy tutaj do czynienia z wersją czterostrunową, nasz basik niczym nie różni się od testowanego wcześniej Kimandu 5 Richard Bona Signature. Tak jak on posiada dwuczęściowy olchowy korpus olchowy z szyjką z klonu kanadyjskiego. Konstrukcja to bolt-on – jednoczęściowa szyjka jest przykręcana do „body” pięcioma śrubami! Korpus jest spory jeśli chodzi o „powierzchnię”, ale na szczęście niezbyt gruby i dlatego waga gitary mieści się w niskich wartościach. Szeroka jak na „czwórkowe” standardy podstrunnica jest dość płaska a menzura instrumentu ma standardową długość 34 cali. Nabito na niej 24 progi, co w połączeniu z głębokim i dobrze wyprofilowanym cutawayem oznacza bardziej dostępne górne pasma (i progi). Czyni go to wybitnie koncertowym i solowym zarazem – bardzo łatwy dostęp do drugiej oktawy (24 próg) to rzadko spotykane w innych basówkach udogodnienie. Mostkowi, który również wykonano specjalnie do tego modelu, towarzyszą ocynkowane siodełka.
W korpusie zamontowano dwa przetworniki Markbass Custom Soapbar oraz taki sam układ elektroniczny z siedmioma pokrętłami jak w Kilimanjaro.
W korpusie zamontowano dwa przetworniki Markbass Custom Soapbar oraz taki sam układ elektroniczny z siedmioma pokrętłami jak w Kilimanjaro
Do dyspozycji mamy 2 x Volume (neck i bridge), High, Mid, Low oraz najlepszy z całej tej zgrai Tone („globalna” pasywna korekcja) z opcją push/pull zmieniającą układ EQ z aktywnego w pasywny. Korpus i wierzch główki wykończono w kolorze a cała reszta cieszy oko naturalnym kolorem drewna. W naszym basie zastosowano grafitowy pręt wzmacniający umiejscowiony w gryfie oraz siodełko GraphTech Black Tusq. Zielone wykończenie to kolejny miły, nieco ekscentryczny dodatek do estetyki basu. Dla tych, którzy nie przepadają za zielenią, do wyboru są również schematy kolorów Old Red, Old Yellow i Artisan Silver.
W komplecie znajduje się dedykowany to tego basu pokrowiec.
Gramy
Na początek jeszcze słowo o komforcie, bo zanim zagramy odczujemy ulgę. Ulgę spowodowaną tym, że ten bas to waga piórkowa, ewentualnie „lekko pół śmieszna” ergo: kilkusetowe koncerty nie będą nam straszne. Ciężar Kimandu rozkłada się równomiernie między szyjką a korpusem, co pozwala stabilnie ustalić jego pozycję podczas gry. Nie trzeba podtrzymywać szyjki, co, jeśli ma miejsce, zawsze jest kłopotem. Osadzone wewnątrz szyjki dwa grafitowe pręty zapewniają basowi mocny, ale lekki „kręgosłup”. Przechodzimy do brzmienia.
Za pierwszym razem miałem wrażenie, że Kimandu 4 zostało stworzone do blaskomiotnego klangu. Jeśli minimalnie popracujemy korekcją w basie, przy podrywaniu strun otrzymamy taki strzał, że i u Marka Kinga mogłyby zasiać się wątpliwości, co do trafności jego basowego wyboru.
Jeśli minimalnie popracujemy korekcją w basie, przy podrywaniu strun otrzymamy taki strzał, że i u Marka Kinga mogłyby zasiać się wątpliwości, co do trafności jego basowego wyboru
Co prawda basik testowałem na wspaniałym zestawie Markbass Little Mark D2 Gold Lina wraz z paczką New York 121 D2, ale sądzę, że na każdym innym backline także uajwniłby swoje inklinacje do slapu. Piękny, jasny i sprężysty klang, z miękkim, głębokim i bardzo szerokim basem, którego głośność minimalnie podbiłem aby dać pooddychać kolumnie. Gra palcami automatycznie orientuje brzmienie w kierunku miękkiego ale skupionego soundu, ale jeszcze większy funkowy „punkt” osiągamy mocniej atakując struny, przesuwając prawą dłoń w kierunku mostka, lub po prostu przenosząc ciężar brzmienia na przetwornik przymostkowy. Oczywiście zmiana korekcji w gitarze bez problemu przedostaje się do głośników i w zasadzie jednym ruchem potencjometra w basówce możemy zmienić sound na jaśniejszy i ostrzejszy. Co ważne, słychać, że struny (własnej produkcji) w kilka godzin po nawinięciu brzmią nadal mega dźwięcznie i kryształowo czysto. Gdy ściemniamy nieco ich ton pokładową korekcją brzmienie staje się bardziej miękkie i okrągłe, ale ładunek jasnych harmonicznych jest na tyle duży, że przy bardziej siłowym graniu nie odczułem prawie ich podcięcia.
Ciekawym zjawiskiem było to, jak dyskretnie najniższe pasma siedziały w miksie na próbie z zespołem. Bas był cały czas wyczuwalny, ponieważ ton Kimandu 5 jest żywy i dynamiczny, ale nie dominował brzmienia zespołu – po prostu spełniał swoją rolę. Gdy trzeba było „wyjść na solo” z basem, wystarczyło rozjaśnić nieco barwę genialnym potencjometrem Tone (tym z push-pullem). Osobny temat to sustain tej basówki – zdolność Kimandu do podtrzymania dźwięku jest imponująca: jeśli gramy partię basową, która wymaga bardziej minimalistycznego podejścia w typie „less is more”, długie wybrzmiewanie staje się niezbędne.
Instrument wyprodukowano we Włoszech, co w tym przedziale cenowym, jest naszym zdaniem informacją niezwykle istotną.
Dystrybutor: Konsbud Audio
Producent: Markbass
Cena: 5900 PLN