O jednym walorze modeli Warwick RB Streamer Standard można powiedzieć a priori, zanim weźmiemy się za test instrumentu – są dość tanie. Zaskakująco tanie. W tym przedziale cenowym jest spora konkurencja, ale nie zapominajmy, że to streamery RB! Są one regularnymi RockBassami, co musi implikować fakt, że solidność i jakość wykonania jest w tych gitarach na wysokim poziomie, a osprzęt to już najwyższa światowa półka.
Bez wątpienia Warwick RB Streamer Standard to jeden z najlepszych w kategorii „bang for the buck” (stosunek jakości do ceny) instrumentów fretless dostępnych od ręki. Pierwsze wrażenie jest dosyć niejednoznaczne. Bas jest lekki, dobrze wyważony, rewelacyjnie wyprofilowany (niewielka, ale grubiutka deska, szyjka też nieco korpulentna, idealnie zgrana z korpusem) i ultraprzyjemny dla oka. Nie kłuje w oczy jak na przykład kolorowe odpowiedniki serii Racing Red, ale dyskretnie ujmuje swoją elegancką czernią. Wykończenie lakiernicze tego basu to skok w przyszłość, który dokonał się w fabryce Warwicka już wiele lat temu. Innowacyjne pomysły, które weszły do seryjnej produkcji, stały się jednym z elementów rozpoznawczych marki. Nowoczesne metody lakierowania (m.in. utwardzanie w komorze UV) skutkujące imponująco nieskazitelną powłoką lakierów sprawiają, że jeśli chodzi o instrumenty z customowym posmakiem, to tylko basy Warwicka są dostępne w produkcji seryjnej. A jeśli jeszcze dodamy do tego cenę, która w przypadku naszego bezprogowego streamera jest względnie niska, to mamy odpowiedź na pytanie, dlaczego warwicki to jedne z najpopularniejszych basów elektrycznych na świecie.
Budowa
Gryf w objęciach naszej lewej dłoni przywodzi dalekie echa gibsonowskiego thunderbirda, który jest symbolem wąskiego, lecz okrągłego przekroju typu ultra C. Jeśli chodzi o czucie strun pod palcami i dopasowanie naszego aparatu do przekroju gryfu, nie ma tu żadnego problemu – dłoń dostosowuje się szybciej do mniejszych chwytni niż do większych. Struny natomiast (czerwone warwicki) można zmienić na półszlify. Jak już kiedyś pisałem, dla tych, którzy nie mogą przyzwyczaić się do cienkich (płaskich) precisionowskich przekrojów, ten typ profilu (steinbergerowsko-spectorowsko-warwickowy) zawsze był dobrą alternatywą. Korpus wykonano z drewna carolena (jak większość streamerów RB), które jest po prostu gatunkiem sosny rosnącej w Ameryce Północnej. Wbrew pozorom na Zachodzie nie jest ona tak słabo pozycjonowana jak w Polsce; może wiąże się to z tym, że sosna amerykańska jest jednak twardsza niż polska i dzięki temu ma lepsze właściwości rezonansowe. Pozostaje jednak cały czas lżejsza od standardowych gatunków przeznaczanych na korpus, takich jak mahoń, olcha czy jesion. Szyjka to przekładaniec klonu z ekangą w postaci trzech kawałków tego pierwszego. Zawsze imponująca swoją grubością i perfekcyjnym spasowaniem jest nakładka z hebanu pasiastego (tiger stripe), stanowiąca podstrunnicę. Powierzchnię podstrunnicy wypolerowano i zakonserwowano, ale nie jest to wysoki połysk, co odbija się także na bardziej naturalnym brzmieniu drewna.
Menzura wynosi 34 cale. Reszta również bez większych ekstrawagancji: znany dwuczęściowy most z regulacją punktów podparcia strun w trzech kierunkach (wysokość, spacing oraz menzura), a siodełko to just–a-nut III z regulowaną w dwóch punktach wysokością. Dział Warwicka odpowiedzialny za innowacje i testy materiałów odnalazł kilka lat temu idealne na jego budowę tworzywo zwane tedurem. Jest ono wzmacniane włóknem szklanym i zostało poddane skrupulatnym badaniom, wliczając w to przenoszenie drgań i odporność na uszkodzenia mechaniczne. Dobrej klasy straplocki (zawsze osobno dołączane do instrumentu) i zamknięte, niezawodne klucze Warwick, chodzące z płynnie i z przyjemnym oporem, to cenne zwieńczenie hardware’u tego wiosła.
Pozostaje jeszcze elektronika, którą w naszym przypadku stanowią dwa pasywne humbuckery (mydełka) MEC o umiarkowanej sile sygnału (szczerze mówiąc daleko im do wygaru przetworników $$ z corvetty) oraz dwa potencjometry volume i jeden tone (również pasywny). Jedyna uwaga, jaką mam w tym miejscu, to działanie tego ostatniego potencjometru. Zaczniemy tutaj już temat brzmienia, bo tego dotyczy uwaga. W pozycji całkowicie zakręconej (maksymalnie w lewo) barwa jest oczywiście matowa, ciemna i bardziej intymna. Znika mwah sound, a pojawia się miękkie, płynne przechodzenie dźwięków. Wszystko pięknie, tyle że zmiana w kierunku barwy jaśniejszej odbywa się dość gwałtownie zaraz po odkręceniu potencjometru o kilka stopni w prawo. Musimy się z tym oswoić i po prostu przyzwyczaić prawą dłoń do delikatnego operowania na tym regulatorze.
Brzmienie
Nie można uniknąć stwierdzenia, że Warwicku RB Streamer Standard przewagę mają środkowe pasma i choć reszta częstotliwości występuje w miarę potrzeb nawet intensywnie, to na ustawieniach neutralnych słychać prawdziwe oblicze tej basówki. Wyraźnie zaznaczony ciemny środek jest przydatny przy trenowaniu intonacji i precyzji wydobywania dźwięku. Od tego powinno się zaczynać (choć mało kto tak właśnie robi…) przygodę z bezprogową basówką, innej drogi niż poszukiwanie prawidłowo strojących dźwięków na chwytni po prostu nie ma. Chociaż mam wrażenie, że obydwa przetworniki umiejscowione są bliżej mostka, to brzmienie na ustawieniach sto na sto procent jest pełne, okrąglutkie i przyjemne. Wyraźną różnicę pomiędzy przetwornikami słychać dopiero, gdy zaczniemy bawić się ich głośnością. Ten mostkowy siłą rzeczy jest bardziej fretlessowy i pozornie głośniejszy, bo średnie i wysokie częstotliwości łatwiej przebijają się w całym spektrum dźwięków dochodzących do naszych uszu. Jeśli chodzi o pickup szyjkowy, to nie ma mowy o jakimkolwiek muleniu czy naturalnym tłumieniu wyższych rejestrów. Jest trochę ciszej, bardziej miękko, ciemno, głęboko, ale z jasnymi, metalicznymi blikami, gdy struna drży przyciśnięta do podstrunnicy. Oczywiście możemy to modyfikować potencjometrem tone – ton stanie się wówczas jeszcze niższy, bardziej okrągły. Praktyczny wymiar tego dźwięku jest taki, że pełne, gęste i mruczące tło w balladach i wolniejszych tempach mamy zapewnione. Jeśli odkręcimy regulator tone w prawo, brzmienie nasyci się bardziej środkowymi harmonicznymi, podobnymi do tych, które uzyskiwał Mark Egan na płytach Pat Metheny Group. Barwa będzie wówczas twardsza i wyraźnie drewniana. To nie jest jakiś wybitnie brzmiący czy olśniewający bas i pewnie przydałby się mu jakiś preamp w pedalboardzie, ale – powtórzę jeszcze raz – nie znam równie solidnego i tak wyposażonego fretlessa w tej cenie.