Paradoksalnie ciężko doszukać się w przebogatej ofercie Fendera jakiegoś szczególnie wyjątkowego comba, a to z tego prostego powodu, że większość konstrukcji, które wyszły spod ręki Leo, to rzeczy absolutnie urzekające i ponadczasowe. Seria Bassman to ikoniczny przykład uniwersalności i trafności koncepcji tej firmy.
Dlaczego ponadczasowe? Na początku lat 50. NIKT nie produkował jeszcze seryjnie wzmacniaczy do gitar basowych, bo… takowych jeszcze nie było! Wynalazki ery prebasowej (czyli przed oddaniem do produkcji Fendera Precisiona w 1951 roku) to ważne elementy basowej układanki, ale, jak już kiedyś pisałem, więcej w tym było błądzenia we mgle niż świadomie obranej drogi. Naturalną koleją rzeczy było stworzenie urządzenia, do którego można by taką gitarę podpiąć, by usłyszeć jej walory brzmieniowe. Zgodnie z tym, gdy pierwsze basówki Precision trafiły do sklepów, towarzyszył im zgrabny, przypominający telewizor piecyk – jeszcze nie nazwany, ale posiadający za to 50 W mocy w szczycie i piętnastocalowy głośnik Jensena P15N, zaprojektowany specjalnie dla tej konstrukcji. To był przełom. Jak wszystkie poprzednie gitarowe comba Fendera, miał on otwarty tył, ale już po roku zmienił się znacząco, przybierając nazwę Bassman (nadał mu ją szef sprzedaży firmy, Don Randall – pewnie znacie to nazwisko?), zmieniając obicie z winylowego na tweedowe i „zamykając się” z tyłu.
Pierwszy Bassman
Posiadał jedynie dwa potencjometry (Volume i Tone) oraz dwa wejścia o niższej i wyższej impedancji. Dzięki zastosowaniu piętnastocalowego głośnika, dwóch otworów w tylnej ściance pieca (pierwsze bass-reflexy!) urządzenie doskonale przenosiło niskie częstotliwości, nie przesterowując się i uszkadzając od długiej i głośnej gry. Całe szczęście, że Leo nie wybrał drogi Karlsona, z którym współpracował, a który w tym samym czasie do odtwarzania niskich częstotliwości oferował wielkie kolumny z trzydziestocalowym (!) głośnikiem. Ich znakiem rozpoznawczym jest do dzisiaj charakterystyczna, sztywna maskownica wyglądająca jak otwierające się kurtyny teatralne.
W 1953 ponownie przestylizowano lekko Bassmana, nadając mu tym razem symbol 5B6, ale prawdziwa zmiana przyszła rok później. Fender zmienił wówczas kompletnie wielkość grilla, powiększając go znacznie i ograniczając tym samym krawędzie skrzyni, widniejące od frontu comba. W tym czasie zaczęto się również zastanawiać nad lepszym przenoszeniem niskich pasm, które pojedyncza „piętnastka” mogła przenosić niekompletnie. Powstał epokowy pomysł zamknięcia w jednej kolumnie czterech dziesięciocalowych głośników, by przez to powiększyć powierzchnię czynną membran głośników i pozwolić im razem „produkować” oprócz właściwych dźwięków również ich niezbędne harmoniczne.
Powstał epokowy pomysł zamknięcia w jednej kolumnie czterech dziesięciocalowych głośników, by przez to powiększyć powierzchnię czynną membran głośników i pozwolić im razem „produkować” oprócz właściwych dźwięków również ich niezbędne harmoniczne
Combo nazwano Bassman 5D6 i tak właśnie powstała jedna z najbardziej popularnych koncepcji budowy basowych i gitarowych pieców. Nowy Fender oferował 40 W mocy z dwóch lamp 6L6G, brzmienie preampowych lamp 12AY7 (plus połówka 12AX7, czyli de facto jedna 6AV6, z których składa się 12AX7) oraz spore możliwości kontroli barwy. Składały się na nie potencjometry Presense, Bass, Treb, Vol oraz wejścia Normal In, Bright In. Do roku 1960 nastąpiło pięć mutacji tego dużego comba, które objawiały się innymi konfiguracjami lamp, zmienionymi czułościami wejść i nieznacznymi modyfikacjami toru akustycznego.
Winylowy przełom
Zatrzymajmy się chwilę na ostatnim z nich, combie o symbolu 5F6-A, jednym z najbardziej docenianych i kopiowanych w historii. Wydaje się, że stanowiło ono perfekcyjne połączenie komponentów preampu, lamp prostowniczych, odwracania fazy i stopnia mocy, charakterystyki sprzężenia zwrotnego, konstrukcji kolumny i użytych głośników (były to już upgrade’owane Jenseny P10Q). Od tego momentu zaczęła się również gitarowa kariera Bassmanów i skończyła się zarazem ich tweedowa era. Materiał obiciowy zastąpiono winylowym, acz skóropodobnym tolexem, a za tymi combami zaczęli z zainteresowaniem oglądać się gitarzyści wszystkich stylów. Moc i jakość brzmienia dostępna do tej pory dla basistów zaczęła bowiem interesować gitarzystów, którzy z powodzeniem mieli stosować ten patent, by zapewnić sobie wystarczający backline, nawet na wielkich scenach.
Był to również wzmacniacz, który posłużył za wzór pierwszego comba skonstruowanego przez Jima Marshalla i Kena Brana. Wykorzystali oni swoje części i podzespoły, ale idea pieca JTM45 (m.in. słynny Bluesbreaker) była żywcem skopiowana z Fendera Bassmana 5F6-A. Zdarzało się, że w rockandrollowych, country’owych i bluesowych zespołach zarówno basista, jak i gitarzysta posiadali ten sam piec!
Zdarzało się, że w rockandrollowych, country’owych i bluesowych zespołach zarówno basista, jak i gitarzysta posiadali ten sam piec!
Dzisiaj jest to nie do pomyślenia, ale wówczas doskonale zdawało to egzamin – wszystko dzięki czterem różnym wejściom o innej czułości.
Bassman z Jensenami
Lata 60. to odmieniona seria Bassman, a pierwszym jej modelem był 6G6, wyposażony przede wszystkim w głośnik dwunastocalowy Jensen C12N lub Oxford 12M6 i charakterystyczną budowę piggyback. Pierwsze modele 6G6 pokryto kremowym tolexem („Blondie”) i kasztanowym grillem, a panel frontowy i skórzaną rączkę zaprojektowano w kolorze brązowym. W kolejnej wersji, G6G-A (z 1963 roku) obok drobnych zmian w kolorystyce (tym razem był to panel „Blackface”) dodano drugi głośnik dwunastocalowy i w ten sposób powstała konfiguracja do dziś święcąca tryumfy, a wymienianie firm, które stosują taki właśnie set w swoich combach, nie ma najmniejszego sensu – są to niemal wszyscy uznani producenci, jakich potrafię wyliczyć.
Kolejne fazy rozwoju
Jednym z pomysłów na oryginalne brzmienie jest również zastosowanie w piecach Bassman wtórników katodowych. Oszczędzę Szanownym Czytelnikom zawiłych szczegółów fizycznych tego rozwiązania, dość powiedzieć, że są to triodowe bufory sterujące napięciem stopnia wejściowego wzmacniacza, dające „miękką” kompresję i zwiększające dynamikę wzmacniacza. Zastosował to również Marshall w swoim kolejnym hicie – JMP50. W połowie lat 60. po przejęciu firmy przez koncern CBS zdecydowano się na chybiony eksperyment z combem o budowie solid-state, czyli posiadającym tranzystorowe stopnie mocy i czwórpozycyjny switch o nazwie Style. Choć nie zyskał on wielkiej sympatii muzyków produkowano go do 1971 roku. W tym czasie powstał także Bassman Silverface o dwóch piętnastocalowych głośnikach upakowanych w skrzyni po 6G6 (czyli po dwóch „dwunastkach”).
Lata 60. zakończyła seria Super Bassman I i Super Bassman II, które były jednymi z najdroższych pieców Fendera w całej ich historii. Posiadały one kolumny z dwoma piętnastocalowymi głośnikami, z tą różnicą, że model II posiadał dwie takie paczki podpinane to jednego heada. Do roku 1983 powstało szereg mniej lub bardziej udanych comb nazywanych tym razem liczbami – od 10 do 135, co z reguły oznaczało ich moc, przy czym po części były to wersje head z dedykowanymi kolumnami. Były to również konstrukcje solid-state, stopnie mocy oparte były w nich wyłącznie na tranzystorach.
Reedycje
Po zakończeniu panowania CBS nad Fenderem w 1985 roku, kiedy to William Schultz kupił od nich ledwo dyszącego giganta, zaczęła się nowa era i ponowne lata świetności firmy. W latach 90. i w nowym wieku na fali sentymentów za świetlanymi, minionymi latami przyszła moda na reedycje, wznowienia i wzorowanie się na klasycznych konstrukcjach z lat 50. i 60. Pierwszy „powrót” Bassmana nastąpił jeszcze w 1988 roku, kiedy to światło dzienne ujrzał sześćdziesięciowatowy Bassman solid-state 1× 15”. Dwa lata później odkurzono kultową pozycję w dorobku – 5F6-A, którą nazwano ’59 Bassman i wyposażono w cztery głośniki Eminence. Najnowszą odsłoną tej konstrukcji jest ’59 Bassman LTD z 2004 roku, która podobnie jak jej pierwowzór święci tryumfy zarówno wśród gitarzystów, jak i basistów. Znajdziemy w niej cztery dziesięciocalowe głośniki Jensen P-10R, trzy lampy 12AX7 stopnia wejściowego oraz dwie lampy mocy 6L6. Osobnym rozwiązaniem jest lampa prostownicza 5AR4, dająca łagodną, naturalną kompresję dźwięku, gdy gramy naprawdę ostro. Kontrolę barwy zapewniają, znajome potencjometry Presence, Middle, Bass, Treble oraz Volume dla kanału Bright i Volume dla kanału Normal. Najpotężniejszym zestawem Bassmana jest głowa 300 PRO (300 W czysto lampowej mocy) i dedykowana jej „lodówka” 8× 10”, co w sumie daje „wygar” podobny ampegowemu zestawieniu SVT 2 PRO i SVT 810E, które jest uważane za najskuteczniejszy i najlepiej brzmiący backline dla basistów.
Kilk lat temu historia Bassmanów zatoczyła pełne koło, zdecydowano się bowiem odtworzyć absolutnie pierwsze modele tej serii – słynne TV-front series. Do tej rodziny należą wersje 1× 10”, 1× 12”, 1× 15” oraz 2× 10”, a wszystkie oczywiście obite jasnobrązowym tolexem i kasztanowymi maskownicami.
Po prostu niezapomniane
Do najbardziej znanych użytkowników comb Bassman należą bądź należeli Stevie Ray Vaughan, Buddy Guy, B.B. King, T-Bone Walker, Jeff Beck, Pete Townshend, Jimi Hendrix i wielu innych gigantów gitary. Czasy się zmieniają, ale rzeczy naprawdę dobre przeważnie skutecznie opierają się jego upływowi. Niewątpliwie należy do nich seria Bassman, która tworzyła brzmienie muzyki rozrywkowej lat 50. i 60. i od niemal sześćdziesięciu lat jest wyborem wielu gitarzystów i basistów.