Snowblind to śląski zespół powołany do życia w 2015 roku, wykonujący muzykę z pogranicza rocka, alternatywy oraz współczesnego metalu. 21 listopada miała miejsce premiera albumu „Słaby”, a w dzień premiery Snowblind udostępnił na swoim kanale Youtube teledysk do tytułowego utworu. Z tej okazji porozmawialiśmy z założycielem i gitarzystą zespołu, Adrianem Klimaszem.
Historia SNOWBLIND to dwa etapy: 2015 – 2023 i 2023 do teraz. Wiem, że ogólnie nie jest łatwo rockowym zespołom, ale dlaczego dopiero po 9 latach istnienia pojawiła się wasza debiutancka płyta?
Cześć wszystkim. Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że jest to owszem debiut, ale długogrający, ponieważ mamy już na swoim koncie dwie EP-ki. Pierwsza z nich to „Before I Die I Want To” z 2017 roku z poprzednim wokalistą Konradem. Druga zaś to „Retrospekcje” z 2020 roku już z Gumisiem na wokalu. Przymiarki do longplaya robiliśmy już wcześniej, ale za każdym razem losowe sytuacje wpływały na to, że musieliśmy zmieniać swoje plany. Po drugim mini albumie chcieliśmy pójść za ciosem, ale zderzyliśmy się z pandemią. Następnie doszło do przetasowań w składzie. W 2022 roku dołączył do nas Tomek (gitara/elektro), a na początku 2023 Bartek (perkusja) zastąpił dotychczasowego bębniarza. Wtedy stwierdziliśmy, że to odpowiedni moment na nagranie albumu typu longplay i pokazaniu wszystkim nowe SNOWBLIND.
Czy to prawda, że w 2023 roku przez choroby i wypadki losowe ważyły się wasze losy i zespołowe być albo nie być?
Tak, niestety to prawda.
Los postanowił wystawić nas na kolejną próbę charakteru. U Bartka dosłownie kilka miesięcy po dołączeniu do naszego składu zdiagnozowano poważny nowotwór, a niedługo później Gumiś wylądował w szpitalu z krytyczną niewydolnością serca. Oboje dosłownie otarli się o śmierć i jeszcze do niedawna nie było wiadomo, jak to wszystko się skończy, a tym samym czy w ogóle jeszcze będziemy grać.
Jednakże w kontekście ich sytuacji, była to sprawa drugo lub nawet trzeciorzędna. Płyta powstawała w bólu, pomiędzy wizytami w gabinetach lekarskich oraz sesjami chemioterapii. Dzięki temu co nas spotkało nasz materiał stał się jeszcze bardziej szczery. Był to bardzo trudny czas, ale na szczęście wszystko potoczyło się w sposób, który umożliwił nam wspólne przeżywanie premiery albumu.
Na czym polega zmiana, która się dokonała? Czym różni się SNOWBLIND AD 2024 od tego wcześniejszego?
Przede wszystkim jesteśmy dojrzalsi, świadomiej piszemy teksty i robimy muzykę. Działamy jako kolektyw. Pracujemy ciężko o czym może świadczyć choćby fakt, że w tym roku wydaliśmy 5 singli z teledyskami oraz długogrający album. Myślę, że to jeszcze nie jest nasza 'finalna forma’, ale mam wrażenie, że podążamy już do wspólnie obranego celu. Trzeba tutaj jasno zaznaczyć, że trafiliśmy również na swojej muzycznej drodze na fantastycznych ludzi, którzy pomogli i pomagają nam realizować nasze wizje na jak najwyższym poziomie.
Pomaga też bardzo fakt, że Tomek poważnie interesuje się produkcją i rozwija się w tym kierunku. Pozwala nam to lepiej spinać pewne rzeczy już na etapie kompozycji oraz aranżu. Tomek i Bartek pomogli nam też pójść do przodu w kwestiach technicznych, dzięki czemu jesteśmy w stanie dać jeszcze więcej podczas występów live.
Zauważyłem, że zadbaliście o swój wizerunek w społecznościówkach, macie logo, inwestujecie w teledyski. Czy te działania przynoszą jakieś realne korzyści? Więcej przez to gracie? Poszerzacie grono fanów?
Dzięki, bardzo nam miło, że ktoś to zauważa, tym bardziej że teledyski realizujemy własnym sumptem, a robią je głównie Tomek wraz z żoną Agi. Współpracujemy również z Kamilem z Lightowo.pl. Social media to też nasza robota. Co do realnych korzyści… na pewno ciągle się rozwijamy i uczymy czegoś nowego, świetnie się przy tym bawiąc. Przed nami jeszcze daleka droga, ale czujemy, że idziemy w dobrą stronę i ludzie to dostrzegają. Oczywiście nigdy nie będzie tak, że to co robimy trafi do wszystkich, ale nie o to też chodzi. Zdajemy sobie z tego sprawę, ale mamy pewną wizję oraz plan, którego się trzymamy. Co rusz na naszych społecznościówkach pojawiają się nieznane nam wcześniej twarze, a nasza 'SNOWBANDA’, czyli grupa najwierniejszych fanów, rośnie z dnia na dzień. Jeżeli chodzi o samo granie to do końca roku mamy zaplanowane jeszcze cztery koncerty. Apetyt rośnie w miarę jedzenia, a my ze względu na ostatnie sytuacje jesteśmy mocno 'wygłodniali’, dlatego po wydaniu albumu będziemy atakowali jeszcze mocniej. Sami jesteśmy ciekawi co przyniesie kolejny rok.
Debiutancka płyta „Słaby” to spora dawka gitarowego grania, ale też przepotężna sekcja rytmiczna i wokal a’la Ivan Moody, czyli całkiem energetyczne połączenie. Opowiedz o waszych inspiracjach i ewolucji stylistyki/brzmienia SNOWBLIND. Jak dochodziliście do tego, co słychać na albumie?
Długo by pisać o inspiracjach, bo mimo wielu wspólnych idoli, każdy z nas wywodzi się z trochę innego 'podwórka’. Gdyby wrzucić wszystko to, czego słucha nasza piątka do jednej playlisty, to byłaby to naprawdę eklektyczna mieszanka. Od mainstreamowego popu i muzyki elektronicznej, przez alternatywę, rap i trap, rock i rożne odmiany metalu, aż po techniczny deathcore i black metal.
Wydaje mi się, że łączy nas fascynacja współczesnymi odmianami metalu – chyba wszyscy lubimy ostatnie poczynania takich kapel jak Architects, Bring Me The Horizon, Spiritbox, Bad Omens czy Sleep Token
Ja sam zapragnąłem być gitarzystą gdy pierwszy raz usłyszałem „Toxicity” od System of a Down. Później chłonąłem całym Nu Metal oraz odkrywałem coraz to nowsze gatunki. Zawsze było mi bliżej do zagranicznej aniżeli polskiej sceny. Dopiero od niedawna nadrabiam zaległości i jestem bardzo, ale to bardzo pozytywnie zaskoczony. Jednak wracając do samych inspiracji. Myślę, że dla wielu ludzi mogą one być dość nieoczywiste, ponieważ celowo postanowiliśmy pójść nieco inną ścieżką. Nie chcieliśmy być kolejnym polskim zespołem metalcore’owym ze względu na fakt, że na rodzimym podwórku mamy już kilka grup, które naszym zdaniem opanowały tą sztukę do perfekcji. W naszych riffach być może słychać wpływ kapel takich jak Slipknot, Linkin Park, FFDP czy innych zespołów, od których w większości wszyscy 'zaczynaliśmy’, ale zależało nam żeby stworzyć mieszankę ciężkiego rocka, mocnej alternatywy oraz alternatywnego metalu. Postanowiliśmy połączyć to z dużą dawką brzmień i mocną grupą gości reprezentujących totalnie odmienne światy i stylistyki.
W jaki sposób Janek Mitoraj pomógł z realizacją gitar na płytę? Nie ukrywam, że to stary znajomy redakcji TopGuitar
Janka znamy od bardzo dawna – Tomek chodził z nim do jednej klasy w liceum. Oboje uczęszczaliśmy do niego na lekcje gitary. Do tego tak jak i on jesteśmy blisko związani z Mikołowem. Myślę, że jego umiejętności i możliwości techniczne są doskonale znane większości czytelników Top Guitar i nie trzeba go specjalnie przedstawiać. Jest on w absolutnej czołówce polskich gitarzystów naszego pokolenia, więc mając taką możliwość głupotą z naszej strony byłoby nie skorzystać z jego rad i wsparcia. Janek pomógł nam ze znalezieniem i doborem brzmienia gitar, realizacją nagrań wszystkich partii gitarowych, a także z wymyśleniem (i nagraniem) kilku motywów. Ma zupełnie inny styl gry niż my, słucha innej muzyki, a do tego jako producent i realizator ma do niej inne podejście. Uważamy, że dodało to bardzo dużo świeżości.
Jak podzieliliście swoje role z drugim gitarzystą Tomkiem Wróblem? To klasyczny układ gitara prowadząca i gitara rytmiczna? Jakie stroje stosowaliście, jak różnicowaliście brzmienia by się uzupełniały?
Od początku wszystko działo się bardzo naturalnie. Z Tomkiem dzielimy się chyba trochę mniej standardowo. Mamy nieco różną technikę, piszemy totalnie inne riffy i melodie. Mamy świetną chemię i bardzo dobrze się uzupełniamy, jak któryś z nas nie ma pomysłu jak rozwinąć jakiś motyw, drugiemu wpada to automatycznie. Oboje gramy partie prowadzące i rytmiczne, zależnie od fragmentu numeru. Nie stosujemy u nas sztywnego podziału na gitarę rytmiczną i gitarę solową. Tak jak mówiłem wcześniej, dzieje się to u nas bardzo naturalnie. Na potrzeby nagrań „Słabego” użyliśmy kilku wzmacniaczy, w tym Marshall JCM800 2210 z 1985 roku, Peavey 5150 z wczesnych lat ’90, Orange AD30, kolumn – m.in. Laboga Alligator i gitar – były Fendery, Mayones Setius, Lootnick, a także mój custom od Tomka Andrzejewskiego. Mimo tego, że większość z nich byla nastrojona do drop C, standard D i standard E, to wydaje nam się, że udało się osiągnąć różnorodność, a brzmienia – naszym zdaniem – fajnie się uzupełniają.
Właśnie a propos gitar. Twoją charakterystyczną gitarę serwisuje ci… Tomek Andrzejewski. Ten Tomek Andrzejewski. Mało tego, on ją dla ciebie zaprojektował i wykonał! Dlaczego zdecydowałeś się na taki krok, a nie na jakieś seryjne wiosełko ze sklepu? I jak w ogóle wyglądał proces powstawania tej gitary.
Tak, ten Tomek Andrzejewski! Tomek to jeden z najwybitniejszym polskich gitarzystów, a do tego fantastyczny człowiek. Miałem okazję poznać go podczas jednego z przeglądów, na którym był jurorem. Od tamtej pory zwyczajnie się polubiliśmy i cały czas utrzymujemy ze sobą kontakt. Co do samej gitary, to od kiedy pamiętam podobały mi się Fenderowskie kształy. Wcześniej grałem na Telecasterze sygnowanym przez Jima Roota ze Slipknota, ale od zawsze chciałem mieć coś swojego, indywidualnego i innego. Wybór padł na gitarę inspirowaną Fenderem Jazzmasterem, z tym, że z odwróconą główką. Taki kaprys.
Zwróciłem się więc do Tomka z propozycją zbudowania dla mnie takiej gitary, a on ku mojemu zdziwieniu się zgodził. Sam projekt to wymysł mojej wyobraźni
Oprócz kształtu, niestandardowo odwróconej główki, dołożyliśmy również tzw. killswitch. Na każdym etapie powstawania tego wiosła Tomek doradzał mi w kwestiach technicznych i wspólnie dowieźliśmy ten projekt do końca. Niemniej jednak to Tomek jest ojcem chrzestnym tej gitary i to co stworzył jest absolutnie wyjątkowe. Do budowy użyliśmy mahoniu na korpus, klonu kanadyjskiego na szyjkę oraz hebanu na podstrunnicę. Progi to 22 Dunlop 6100, przetworniki Bare Knuckle Nailbomb i Supermassive. Stały most typu Hardtail oraz oczywiście blokowane klucze. Przyznam szczerze, że na końcu oboje byliśmy zaskoczeni jak dobrze to wyszło. Samo malowanie na kolor biała perła zostało wykonane już przez SCN Wood Painting, czyli jednych z najlepszych w tym fachu.
Co ci się najbardziej podoba w tym instrumencie i co on ma, czego nie mają inne gitary?
Podoba mi się to, że jest bardzo „mój”. Jest to instrument, którego nie zobaczę normalnie w sklepie. Tomek wykonał niesamowitą robotę przez co gitara jest bardzo wygodna i brzmi świetnie już z samej „dechy”. Tak jak wspominałem, model ten ma odwróconą główkę czego do tej pory przy Jazzmasterach nie widziałem oraz zamontowany na moje życzenie przycisk killswitch. Myślę, że kolejną rzeczą, która wyróżnia tą gitarę spośród innych jest jej ciężar. Jest dosyć ciężka ze względu na taki, a nie inny korpus i drewno. Każdy kto miał ją przede mną w ręce stwierdził, że muszę być odpowiedniej postury żeby na tym grać. Całe szczęście do najmniejszych nie należę.
Jak wygląda reszta twojego koncertowego setupu i backline’u?
Jeżeli chodzi o gitarę to używam swojego customowego Jazzmastera, który jest nastrojony do drop C. Wcześniej jako backup służył mi wspomniany już Telecaster, ale pozbyłem się go i jestem na etapie szukania drugiego wiosła. Struny, których używam to Ernie Ball 12-56. Gram kostkami od NoLogo Picks o grubości 1mm. Używam bezprzewodu gitarowego Line 6 Relay G10. Z wygody gram w tej chwili na cyfrze, a konkretnie moja podłoga składa się wyłącznie z Helixa LT, który daje mi nieograniczoną liczbę możliwości brzmieniowych. Mówię „w tej chwili”, ponieważ po głowie chodzi mi Neural DSP Quad Cortex lub Fender Tone Master Pro.
Na koniec pytanie z gatunku niewygodnych. Czy oprócz docenienia spotykacie się także z krytyką albo hejtem? Jeśli tak, to jaką formę przybiera to zjawisko?
Oczywiście, że tak. Zjawisko to jest problemem XXI wieku i o tym też jest jeden z naszych numerów pt. „H8ER”.
Nie gramy muzyki popularnej, a nasze teksty i brzmienie na pewno nie trafiają do każdego. Nie staramy się podobać wszystkim, bo nie tędy droga
W naszych tekstach poruszamy tematy niewygodne, często zamiatane pod dywan co pewnie nie pomaga. Mimo wszystko mamy swoich fanów i odbiorców, którzy nas wspierają i motywują do dalszego działania. Publikując treści w Internecie trzeba się z tym liczyć. Tak jak krytykę (szczególnie tą konstruktywną) bierzemy na klatę, wyciągamy wnioski, rozwijamy się i idziemy do przodu; tak hejt po prostu ignorujemy. Jeżeli komuś pozwala to wyrzucić z siebie negatywne emocje… niech ma :) szczęśliwie nie jest tego dużo i raczej pojawia się tylko w internecie – mamy wrażenie, że 'na żywo’ bardziej przekonujemy do siebie ludzi.
Dzięki za rozmowę!
Dzięki! Cała przyjemność po mojej stronie! Mam nadzieję, że do zobaczenia na koncertach!