Slash ujawnił ostatnio, że w swojej najnowszej wspomnieniowej książce „The Collection: Slash” pominął niektóre z bardziej „oburzających” przygód zespołu Guns N’ Roses. Jednak dzięki Duffowi McKaganowi i jego wspomnieniom z książki „It’s So Easy: And Other Lies”, w której mniej owijał w bawełnę, wiemy o pewnym wydarzeniu, które już na starcie mogło zakończyć karierę zespołu.
Czasami wizerunek Guns N’ Roses przyćmiewał ich muzykę. Żyli według własnych zasad i nigdy nie stronili od skandali oraz kontrowersyjnych zachowań. Jak sami muzycy wspominali w wywiadach, przeginali ze wszelakimi używkami, wdawali się w bójki i awantury z ochroniarzami, policją i obsługą hotelową. Do ekscesów dochodziło również na samych koncertach, a Gunsi ponadto oskarżani byli o stosowanie homofobicznych i rasistowskich tekstów w swoich utworach. To był po prostu rockandrollowy żywioł.
Jedna z wczesnych tras koncertowych Guns N Roses w Seattle doskonale oddaje tę ich destrukcyjną postawę, która prawie doprowadziła do katastrofy. Przytacza ją magazyn FarOut, a incydent miał miejsce w czerwcu 1985 roku, kiedy Guns N’ Roses był po prostu kolejnym zespołem, który marzył o karierze. Skład zespołu został niewiele wcześniej uzupełniony o Stevena Adlera i Slasha – obaj mieli zagrać swój pierwszy koncert w Seattle, jednak podróż do stanu Waszyngton okazała się koszmarem, a Guns N’ Roses mieli szczęście, że nie zostali aresztowani.
Oto jak wg. Duffa wyglądały tamte wydarzenia: 8 czerwca Gunsi mieli zagrać w jego rodzinnym mieście Seattle, ale van zespołu zepsuł się w drodze więc dalej pojechali autostopem. To była odważna decyzja, której pewnie wiele zespołów by nie podjęło, ale Guns N’ Roses nie chcieli odpuszczać. We wspomnianych memuarach basista szczegółowo opisuje to wydarzenie: „Był środek nocy. Mieliśmy razem trzydzieści siedem dolarów. Gdybyśmy wrócili do Los Angeles, oczywiście nie pojechalibyśmy w tę trasę. To nie wchodziło w grę. Zdecydowaliśmy więc, że nasza piątka — wraz z trzema gitarami — powinna pojechać autostopem na północ, podczas gdy Danny i Joe będą próbowali naprawić samochód. Mogliby wtedy dogonić nas, łącząc nas z naszym sprzętem po drodze lub w Seattle”.
Mieliśmy razem trzydzieści siedem dolarów
W jakiś sposób to zadziałało i Guns N’ Roses pomyślnie zagrali koncert. Potem wrócili do biura właściciela klubu, by dowiedzieć się, że… nie ma dla nich kasy. W przypływie wściekłości McKagan wymyślił zemstę: „Nagle w mojej głowie pojawiła się tylko jedna myśl. To było jedyne rozwiązanie, jakie widziałem. Jedyny sposób na sprawiedliwość. ’Spalmy to pieprzone miejsce!’ Członkowie zespołu rozejrzeli się po pustym klubie i po sobie. ’Nie było żadnych sprzeciwów. – Spalmy to do cholery – powtórzyłem. Axl i ja wrzuciliśmy zapałki do kosza na śmieci pełnego ręczników papierowych i wszyscy wyszliśmy na zewnątrz. Nic się nie stało. Zawiedliśmy jako podpalacze.”
To było jedyne rozwiązanie, jakie widziałem. Jedyny sposób na sprawiedliwość. ’Spalmy to pieprzone miejsce!’
Gdyby udało im się wykonać tę akcję, trudno ocenić jaj konsekwencje, nie wiadomo, czy ktoś zostałby ranny, czy ktoś by zginął… Guns N’ Roses natychmiast staliby się niesławni, a ich droga do sukcesu skończyłaby się. McKagan i koledzy mieli po prostu ogromne szczęście, że podpalenie klubu się nie powiodło.