Rozmawiał: Tomek Konfi Konfederak
Zdjęcie: Neil Zlozower
Nie ukrywam, że ten gitarzysta zainteresował mnie, gdy pojawił się na płycie bębniarza RED HOT CHILI PEPPERS, Chada Smitha, we wspólnym projekcie CHAD SMITH’S BOMBASTIC MEATBATS. Rozpocząłem intensywne poszukiwania informacji na jego temat. Aż nagle wpadła w moje ręce płyta ex-basisty DEEP PURPLE, Glenna Hughesa, pt. „Live In Wolverhampton” i już nie miałem wątpliwości, że warto przedstawić tego jegomościa czytelnikom TopGuitar. To bardzo interesujący i pracowity wioślarz, który aktywnie działa na światowym rynku. Przed Państwem – Jeff Kollman!
Tomek KONFI Konfederak, TG: Coś nas łączy – obaj mamy farbowane włosy! Ja ukrywam mój wiek. A Ty?
Jeff Kollman: Poniekąd. [śmiech] Jednak włosy farbuję od zawsze. Zaczęło się, gdy byłem małolatem. I tak nałóg został.
Czy kiedykolwiek byłeś w Polsce? Co wiesz o moim kraju?
Jest u was zimno i są piękne kobiety. Byłem niedaleko Polski, ale nigdy dotąd nie udało mi się jej odwiedzić. Muszę to zmienić.
Nie mogłem znaleźć informacji na Twój temat w Wikipedii. Nie dbasz za bardzo o swój PR? Wikipedia jest dziś ważnym źródłem informacji.
W moim przypadku PR przychodzi i odchodzi falami. Ale rzeczywiście muszę bardziej o to zadbać. Teraz, kiedy mi o tym przypomniałeś, będę musiał się tym szybko zająć. Julian Bream – światowej sławy gitarzysta i lutnik, jeden z czołowych wykonawców muzyki na gitarze klasycznej – miał ciekawe powiedzenie, że jest więcej artykułów na temat muzyki aniżeli jej samej. Może z tego wynikają moje zaniedbania PR-owe?
Współpracowałeś z wieloma gwiazdami gitary. Która z nich zrobiła na Tobie największe wrażenie?
Głównie ci, którzy pochodzą z mojego rodzinnego miasta. Myślę tu o Chucku Stohlu czy Danie Faehnle. W ogólnym rozumieniu nie są to gwiazdy, ale dla mnie to wzory godne naśladowania. Grają naprawdę świetnie. Wspominam też czas spędzony z Uli Jon Rothem, który sporo czasu grał w grupie SCORPIONS. Jest kimś więcej niż świetnym gitarzystą. To arcymistrz w swoim fachu. Niemal filozof gitary.
Masz własny zespół – COSMOSQUAD, z którym wydałeś trzy albumy studyjne i jedną płytkę koncertową. Koncentrujesz się głównie na stylu fusion – jednak niektórzy mówią, że to najprostszy gatunek muzyki – cokolwiek zagrasz, jest OK, a nazywa się to fusion. Co sądzisz o takiej opinii?
Nie zgodzę się, że fusion jest proste, a jeśli ktoś głosi taką opinię, to po prostu się na tym nie zna. Po pierwsze, fusion to takie mieszane słowo. Jest jak muzyka rockowa, to bardzo rozległy temat. Ja nigdy nie uważałem siebie za gitarzystę fusion. Z pewnością są nimi Scott Henderson czy Allan Holdsworth.
Ja natomiast jestem gitarzystą rockowym, który miesza w swoim stylu trochę jazzu, klasycznej harmonii i nowoczesnych dźwięków. Fusion jest proste? Nie! To jest naprawdę trudny gatunek. Polifoniczne akordy, osobliwe skale, dysonansowe harmonie – granie tego wszystkiego to nie lada wyzwanie. Jeśli z którąś z tych rzeczy ktoś się nie zgadza, niech spróbuje zagrać w stroju Gary’ego Willisa.
Kiedyś grałeś z Michaelem Schenkerem. Obecnie przygotowuje album. Czy planujesz wziąć w nim udział?
Nie widziałem się z Michaelem ani nie rozmawiałem z nim od dziesięciu lat! Poznałem go dzięki Philowi Moggowi z UFO. Michael to jeden z moich bohaterów.
Jak wspominasz trasę z G3? Grałeś razem z Schenkerem, Satrianim i Uli Jon Rothem.
To była naprawdę wspaniała trasa. Bycie blisko Uliego to była dla mnie wielka atrakcja! Do tego Satriani i Michael… Super!
Na YouTube znalazłem filmik, na którym jamujesz razem z Chadem Smithem z RHCP. Jak trafiłeś do jego bandu?
Produkowałem płytę Glenna Hughesa i Chad został zaproszony do zagrania w jednym kawałku. A że jest fanem DEEP PURPLE i najbardziej luźnym facetem, jakiego poznałem w tym biznesie, zgodził się bez większego namysłu. Zagrał jak nikt inny! I tak dołączyłem do CHAD SMITH’S BOMBASTIC MEATBATS.
Skoro już jesteśmy przy Glennie – kiedy się z nim poznałeś?
Spotkałem go w okolicach 2002 roku. Założyliśmy wtedy kapelę o nazwie SHAPE 68, ale nie prowadziliśmy jej długo. Materiał był bardzo dobry, ale nigdy nie ujrzał światła dziennego. Później Glenn uświadomił sobie, że powinien nagrać solową płytę. I tak wyprodukowałem mu albumy „Songs In The Key Of Rock” i „HTP 2”. Uwielbiam go! Nikt nie śpiewa tak jak on.
W muzycznych propozycjach Glenna zawsze podobało mi się intro w utworze „Mistreated”. Czy w jakiś sposób odzwierciedla ono Twój styl gitarowy?
Autorem jest Ritchie Blackmore. Tak, to jest to, co kocham w muzyce. Strat Blackmore’a i unikalne frazowanie.
A mój styl gry? Heavy, funky i sporo melodii. Barwa, klimat i melodia to prawdziwe królestwo!
Muzyka Glenna skierowana jest do starszej publiczności, która wspomina brzmienia rodem z płyt UFO, Purpli czy BLACK SABBATH. Czy chcesz w jakiś sposób odmłodzić jego widownię?
Blackmore, Tony Iommi czy Schenker to moja muzyczna biblia. Dodałbym jeszcze Hendriksa. To ludzie o prawdziwym brzmieniu, swoim własnym stylu. Myślę, że urodziłem się o dwadzieścia lat za późno. Próbuję znaleźć świeży wyraz tego starego stylu. Ale ten stary styl wciąż brzmi bez zastrzeżeń. Pojawiają się nowi gitarzyści, ale przecież dużo w nich tych oldschoolowych naleciałości. Spójrz na Bonamassę czy wciąż aktualnego Dereka Trucksa. Grają, czerpiąc garściami z przeszłości.
Jesteś pracowitym muzykiem. W zeszłym roku pojawił się nowy album JEFF KOLLMAN BAND zatytułowany „Empower Devour”…
Tak, w listopadzie. To album heavyrockowy. Nie tylko gram na gitarze, ale i śpiewam. Kocham instrumentalną muzykę gitarową, ale jeśli mam wybór, wolę ją z partiami wokalnymi. Koncepcją powstania tej płyty było przeciwstawienie się wszelkim regułom. Wielu artystów zwraca uwagę, by ich kawałki były trendy, by trwały trochę ponad trzy minuty. Ja stanąłem w opozycji. Wiele moich ulubionych płyt nie zawiera utworów singlowych. Są to głównie płyty tworzące pewną całość. Tym albumem chciałem właśnie to osiągnąć.
Wspomniałeś mi o powołaniu nowego projektu muzycznego o nazwie PERVADELIC. Co to za przedsięwzięcie?
Składa się ono z czterech elementów. Ponownie zagram i zaśpiewam. Wraz z perkusistą Jono Brownem, który pomagał mi przy powstawaniu płyty JKB; jestem współproducentem. I ostatnia rzecz – tym razem to bardzo komercyjny projekt, luźny, oparty na funku. Pozostał nam jeszcze do przedstawienia zespół TIZER. Widziałem w internecie fragmenty koncertowe.
To kapelka jazzowo-funkowa?
To prawda. Liderem jest pianista Lao Tizer. To muzyka w rodzaju SPYRO GYRA, taka mieszanina jazzu, rocka, muzyki afrokubańskiej, latynoskich rytmów i oczywiście funky. Projekt o tyle ciekawy, że w jego składzie znaleźli się muzycy z różnymi doświadczeniami. Polecam.
Twój sprzęt?
Wzmacniacze: Fender, Marshall, Vox. Posiadam kilka nowych modeli, ale one są podobne do moich podstawowych. Na trasie używam często Fendera Twin. Gitary: Fender Strat i Tele, kilka Les Pauli, stary B.C. Rich, akustyk Taylor, klasyk Ramirez oraz japoński Fujigen. Moje główne wiosło to Wildwood 10 Stratocaster.
Dziękuję za rozmowę.
Pozdrawiam wszystkich czytelników TopGuitar i zapraszam na moją stronę www.jeffkollman.com.
Wywiad ukazał się w czerwcowym wydaniu magazynu TopGuitar (TG 6/2011).