Większość koncertów Krakowskich Zaduszek Jazzowych, zgodnie z nazwą imprezy, odbywa się w mieście Smoka Wawelskiego i obwarzanka. Ale dobrą tradycją od lat jest fakt, że jazz peregrynuje do innych miejsc Małopolski – tak było i w tym roku. Partnerem festiwalu jest Trzebińskie Centrum Kultury, które w Dworze Zieleniewskich zorganizowało koncert naszej legendy jazzu i fusion – kwintetu Laboratorium. Ten suplement festiwalu odbył się w niedzielę 27 października 2024.
Niewielka, kameralna sala w Dworze Zieleniewskich wystrojem odpowiada raczej nastrojom bankietowym niż jazzowym, niemniej w tym miejscu często brzmi muzyka żywa i wyśmienita, a nie tylko użytkowa, służąca pląsom na parkiecie. Mirosław Witoń, który zapowiadał koncert wspomniał choćby o recitalach Mateusza Pałki (jak się okazało, stypendysty tegorocznych Zaduszek), czy niedawno zmarłego wybitnego pianisty Janusza Olejniczaka. Tym razem fortepian przesunięto w kąt i przykryto pokrowcem, a sporą część Sali zajęli muzycy z Laboratorium.
W ostatnich latach miałem szczęście wielokrotnie uczestniczyć w koncertach naszej znakomitej formacji, słuchałem Panów w dużych salach i plenerach, ale nie ma to jak „Laborka” w małej, kameralnej sali. Małe nagłośnienie służące głównie przekazaniu dźwięku z klawiszy Janusza Grzywacza oraz mikrofonu obsługującego głos i saksofony Marka Stryszowskiego, a po za tym dźwięk prosto z instrumentów i piecy pozostałych muzyków – maestro Marka Radulego pieszczącego w dłoniach swój nowy nabytek, czerwonego Gibsona semi-hollow, nestora gitary basowej Krzysztofa Ścierańskiego oraz bębnów, Ścierańskiego juniora, czyli Marcina, bębniącego m.in. również w Kwiecie Jabłoni.
Publiczność oczywiście dopisała i wypełniła wszystkie miejsca, a wśród audytorium zauważyć można było gitarzystę innej naszej muzycznej legendy – zespołu Dżem, który z przyjemnością przysłuchiwał się graniu kolegów po fachu. A było się czemu przysłuchiwać – panowie w doskonałej formie, a przede wszystkim mimo nadciągającej wielkimi krokami jesieni w bardzo dobrych nastrojach. Świetna energia i ochota do grania – koncert trwał niemal 2,5 godziny, i nie brakowało w nim imponujących solówek i mocarnie brzmiących tematów. Jadąc na koncert włączyłem sobie w aucie ostatnią płytę zespołu, wydane w 2018 „Now”, i te same kompozycje, które i na płycie brzmią kapitalnie, na żywo nabierają dodatkowej mocy. Panowie mają w zwyczaju łączyć ze sobą kompozycje, bawić się formą, tak było i tym razem. Nie brakło momentów bardziej lirycznych, choćby podczas „Pink Nostalgy” czy „Makijażu”. Ale i tak głównie „Pustynna burza” czy „I Am so glad punk is dead” wzbudzały podziw i entuzjazm publiczności, a kameralność miejsca, pozbawionego sztucznej granicy między widzami a muzykami w postaci sceny oddzielonej fosą, barierką i rozbudowanym nagłośnieniem, praktycznie fizyczny kontakt z artystami grającymi w niewielkim pomieszczeniu – to wrażenie niezapomniane.
Brawa dla organizatora i podziękowania dla sponsorów, bez których organizowanie tak ambitnych koncertów mogłoby okazać się bardzo trudne. Prezentujemy krótką galerię zdjęć dokumentującą ten dość niecodzienny koncert Laboratorium.
Tekst, zdjęcia: Sobiesław Pawlikowski / Ada i Sobiesław Pawlikowscy Photography