Tool powrócił do Krakowa. W sobotę 21 maja 2022 roku, krakowska Tauron Arena wypełniła się do ostatniego miejsca fanami kultowego kwartetu. Koncert był w pełni wyprzedany, melomani wypełnili audytorium do ostatniego miejsca w najwyższych sektorach obiektu.
Pewnym zaskoczeniem był fakt „usadzenia” publiczności, która wykupiła bilety na płytę – przygotowano dla nich miejsca siedzące, na których oczywiście ludzie zbyt długo nie usiedzieli, aczkolwiek ochrona pilnowała tego, żeby publiczność pozostała w swoich sektorach nie podchodząc tłumnie pod barierki oddzielające scenę od sektorów.
Zanim jednak na scenę wkroczył legendarny kwartet, gromadzącą publiczność rozgrzewała formacja Brass Against. Ich znakiem firmowym są mocno wyeksponowane dęciaki, granie kowerów oraz skandalizująca frontmanka, Sophia Urista. Tym razem na szczęście obyło się bez „urynoidalnych” ekscesów w jej wykonaniu, a część publiki ciepło przyjęła ich obecność na scenie, zwłaszcza wykonanie największych „przebojów” Toola, których zabrakło w setliście gwiazdy wieczoru.
Punktualnie o 20.45 na scenę wkroczyli gitarzysta Adam Jones, basista Justin Chancellor, a centralne miejsce za potężnym zestawem instrumentów perkusyjnych zajął Danny Carey – bębniarz był najbardziej eksponowanym muzykiem kwartetu (a biorąc pod uwagę połamane metra, jakimi charakteryzują się kompozycje Toola, perkusista w pełni na to zasłużył). Maynard James Keenan zwyczajowo poruszał się po dwóch podestach umieszczonych w głębi sceny po obu stronach perkusisty, i jak zwykle bez zbędnego umizgiwania się publiczności najczęściej po prostu śpiewał stojąc przy mikrofonie, czasem tylko wijąc się i czając jak dzikie zwierzę wypuszczone z klatki.
Krótko mówiąc – to nie był koncert, to spektakl wgniatający nota bene w krzesła. Przez pierwsze kilkadziesiąt minut scena była przesłonięta półprzeźroczystą kurtyną, na której wyświetlały się animacje ilustrujące kolejne kompozycje – nawiązujące do okładek i teledysków odpowiednio mroczne i groźne. Po kliku numerach kurtyna rozjechała się na boki i do arsenału wizualnej strony wydarzenia dołączono lasery, stroboskopy i halogeny rozwieszone również nad publicznością. Uczta dla oczu od pierwszych do ostatnich nut zagranych tego wieczoru przez Toola. Z dźwiękiem na początku już tak różowo nie było, ale na szczęście po kilkunastu minutach ekipa dźwiękowa odnalazła odpowiednie ustawienie i okazało się, że da się wysłyszeć o czym śpiewa Keenan, a akompaniament to nie tylko szkląca „górka” gitary i perkusyjnych blach, ale materiał imponujący pełnym spektrum brzmienia. Ja od pewnego czasu na „głośne” koncerty w Tauronie zabieram ze sobą „behapowskie” stopery, jak się okazało i tym razem ich użycie pomogło mi dzięki obcięciu decybeli od początki słyszeć to, co się działo na scenie bardziej selektywnie.
Jako się rzekło, panowie skupili się tym razem na promowaniu kompozycji z najnowszego wydawnictwa, więc „Stinkfist” czy „Forty Six & 2” usłyszeliśmy jedynie w wykonaniu supportu. Tool po intro zaczął od „Fear Inoculum”, dalej poszło „Opiate”, The Pot”, „Pushit”, „Pneuma”… Ostatnie dwie kompozycje podstawowej części koncertu to „Descending” i ostatecznie „Hooker with a Penis”, a po dziesięciominutowej przerwie najpierwCarrey popisał się umiejętnościami podczas perkusyjnej solówki, po czym dołączyli do niego pozostali trzej muzycy i wykonali jeszcze „Chocolate Chip Trip” z ostatniej płyty, „Culling Voices” podczas którego na publiczność posypał się deszcz konfetti i na deser „Invicible”, podczas którego zespół łaskawie pozwolił ludzkości wyjąć komórki i cyknąć pamiątkowe zdjęcia.
Właśnie – podczas koncertu obowiązywał bezwzględny zakaz używania komórek – robienia zdjęć i nagrywania filmików. I za to panom z Toola jestem niezmiernie wdzięczny. Od czasu koncertu Jacka White’a, w tym samym zresztą obiekcie, nie miałem tak fajnego komfortu w obcowaniu z przygotowanym show. Bo fani, nie wiedzieć czemu, zamiast skupić się na rozkoszowaniu muzyką i obrazem płynącymi ze sceny na koncertach pół czasu spędzają z komórkami wyciągniętymi w górę, dzięki czemu widzowie bardziej oddaleni od sceny zamiast podziwiać muzyków na scenie obcują z rozświetlonymi ekranikami smartfonów. Podczas koncertu Toola był restrykcyjnie przestrzegany zakaz takiego procederu, a panowie ochroniarze niczym jastrzębie, niczym orły polowali na tych, którzy ograniczeniom się nie podporządkowali i wyprowadzali winowajców poza teren koncertu. Radykalnie, ale skutecznie – jestem fanem takiego rozwiązania i serdecznie je polecam innym artystom.
Organizatorem i producentem koncertu była agencja Live Nation Polska. Prezentujemy krótką galerię zdjęć z tego bardzo udanego wydarzenia.
Tekst i zdjęcia: Sobiesław Pawlikowski