Skład zespołu
Krzysztof Podsiadło – wokal
Michał Fiałka – gitara
Jakub Puszyński – bas
Łukasz Simiński – perkusja
Internet
www.abstraktband.com
www.facebook.com/abstraktband
Kolejny wysyp płyt w „Garażu” zamyka się pod nazwą „progresywny metal”. Ale pośród wszystkich prezentowanych tu płyt z tą etykietką „Limbosis” jest naprawdę inne.
Jak bardzo progresywnym można być, idąc śladami kogoś, kto już wcześniej przetarł szlaki? Tego nie wiem i nie mam zamiaru filozofować, ale poznański Abstrakt kroczy gdzieś po nieco omszałej dróżce, którą kiedyś wydeptał Tool. Inspiracja jest wyraźnie słyszalna w rytmach, w pasażach, którymi wypełniona jest przestrzeń między perkusyjnymi akcentami, w budowaniu napięcia, w końcu w melodiach wokali. Ale Abstrakt nie są ślepymi naśladowcami. Zupę doprawiają po swojemu, czerpiąc z innych rozwiązań, schodząc ze ścieżki czasem na ślepo z nadzieją, że znajdzie się coś interesującego za drzewem. I najczęściej się znajduje. Znajdują się a to smyczki z syntezatora, a to klawisze, a to didgeridoo, a to chór dziecięcy. Czasami dla odmiany w inne rewiry oddala się wokalista. Za te wszystkie smaczki i dodatki, za te poszukiwania i odnalezienia, które naprawdę świetnie uzupełniają szkielety piosenek, chylę czoła.
„Limbosis” to ponad godzina muzyki, która – zgodnie z hasłem zamieszczonym na wewnętrznej okładce – staje się specyficzną, duszną podróżą. To trochę jak w starych przygodówkach na PC – jest zabawa, trzeba pomyśleć, ale nie do końca wiadomo do czego w zasadzie bohater zmierza, co go może spotkać, a nawet w jakim świecie żyje. Abstrakt też budują taki własny niejasny świat, nie tylko muzyką zresztą, ale choćby zdjęciami rzeźb na pudełku.
Osobiście „Limbosis” podoba mi się najbardziej wtedy, gdy przestaje mi przypominać jakiś inny, dużo znany zespół. Duże wrażenie na mnie robi „The Bus” – po pierwszym na płycie, mocno toolowym numerze „Teratoma”, wokalista w „The Bus” udowadnia, że potrafi i ma możliwości, żeby imponować głosem.
Leży za to trochę brzmienie płyty. Jest duszno i pewnie tak powinno być, ale bębny brzmią nieco plastikowo, instrumentom zdarza się przykryć wokale – trzeba na takie detale uważać, jeśli się ma wokalistę, który lubi kombinować z dynamiką. Oczywiście to szczegóły – wszystko przecież słychać całkiem nieźle, ale może być jeszcze sporo lepiej. Mam też wrażenie, że płyta jest jednak za długa. Trudno się tak do końca skupić na 73 minuty.
Samej muzyce jednak absolutnie nie mam nic do zarzucenia. Trzymam kciuki, żeby jak najwięcej fanów progresywnego grania sprawdziło „Limbosis”, bo to jednak płyta-kozak.