Gitary: John Norum
Bas: John Leven
To świetny album, ba – rewelacyjny! Gdy wspominam słowa Johna Noruma, że hard rock w stylu lat siedemdziesiątych to jego ulubione granie to wyobrażam sobie jaką miał radochę przy produkcji tej płyty. Wszyscy przeciwnicy Europe z lat osiemdziesiątych śmiejący się ze słodkiego wokalu oraz popowego nastawienia muszą teraz zmienić zdanie. Poprzednie płyty, nagrane po reaktywacji, też były chwalone, ale dopiero teraz formacja objawiła rasowe, pełnokrwiste, pełne soczystych riffów oblicze, pełne oldskulowego hard rocka i bluesa. W muzyce pojawiło się parę nowych elementów, jak choćby dalekowschodnie nawiązania w paru utworach czy elementy progresywne. Utwory są rozbudowane, ciekawiej aranżowane, a spektrum brzmienia wyraźnie się poszerzyło. Czarodziejem, który odmienił na plus kompozycje grupy, jest producent Kevin Shirley, którego wypada nazwać współczesnym Midasem konsolety i studia (Bonamassa, Deam Theater, Black Country Communion, Journey, Rush). Z obniżającego się i nieco zużytego głosu Joey Tempesta uczynił atut i wykorzystał naturalny potencjał zespołu – klawisze to teraz tylko hammond, schowany w tle za szerokimi planami gitar Noruma. No i na dodatek przyprowadził Joego Bonamassę by zagrał gościnnie solo w tytułowej kompozycji. Przy okazji – rozwiązania aranżacyjne trącą Bonamassą i BCC, ale dla Europe to zastrzyk świeżej energii. Nie sądziłem, że szwedzki kwintet może mnie czymś zaskoczyć, a tu proszę – taka fajna płyta…
Piotr Nowicki