(Gusstaff Records)
Wielokrotnie słuchając różnych płyt, zadawałem sobie pytanie: czy jest mnie coś jeszcze w stanie zaskoczyć? Zazwyczaj odpowiedź była przecząca. Doszedłem do wniosku, że w dzisiejszych czasach nikt prochu nie wymyśli. Jednak nastał dzień, kiedy po włączeniu płyty, moja kopara opadła w dół.
Trzy silne osobowości, trzy różne gatunki muzyczne. W tym przypadku trójka jest cyfrą doskonałą. Projekt RIMBAUD – Jacaszek, Budzyński, Trzaska dotknął muzycznego absolutu. Połączenie elektroniki, punku oraz free-jazzu daje doskonałe rezultaty.
Nie tylko muzyka, ale słowa również są na wagę złota. Muzycy w swojej twórczości wykorzystują utwory Arthura Rimbaurd, którego zalicza się do grupy poetów wyklętych. Ich twórczość szokowała, była przyczyną licznych skandali obyczajowych. Za życia potępiani, po śmierci poeci stawali się przedmiotem kultu. Teksty Rimbaurd zaśpiewane przez Budzyńskiego brzmią potężnie i zapadają w pamięć. Przy akompaniamencie Jacaszka i Trzaski lider Armii wciela się w rolę proroka, który chce nam przekazać ważne informacje płynące z tekstów Rimbaud. Ciekawostką na tej płycie są eksperymenty wokalne, raz Budzyński brzmi jak trybun ludowy, innym razem jak psychopata, który chce zawładnąć naszym gustem muzycznym.
Muzycznie krążek jest miksem różnych stylistyk muzycznych, które teoretycznie nie powinny do siebie pasować, ale w tym przypadku cuda się zdarzają. Tej płyty nie da się zaszufladkować. Jest wyjątkowa i niepowtarzalna. Z jednej strony mam freejazzowe saksofony Mikołaja Trzaski, z drugiej – mroczną i minimalistyczną elektronikę Michała Jacaszka. Na płycie można również doszukać się elementów industrialu, które podświadomie działają na wyobraźnię. To nie jest płyta dla każdego. Wymaga ona od słuchacza skupienia i uwagi. Warto skorzystać, naprawdę warto. Po wysłuchaniu czeka nas muzyczne katharsis. Chwała, Panowie, chwała.
Muzyczna fabryka dźwięków produkująca mocne utwory. Jestem na tak. Budzyński, Jacaszek i Trzaska spisali się na złoty medal. Oby nie skończyło się tylko na jednej płycie.
Myślę, że gdyby św. Jan pisał po raz kolejny Apokalipsę, to dołączyłyby do niej krążek „Rimbaud”. I trąby jerychońskie mogłyby się schować. Wokal Budzyńskiego, saksfony Trzaski i sample Jacaszka zburzyłyby niejeden mur. Moim zdaniem kandydat na album roku 2015.