Jacek Gawłowski wie co mówi, dlatego, gdy mówi nam: „Polecam tę płytę tym, którzy szukają muzyki innej, alternatywnej do tej, która w dzisiejszych czasach dominuje anteny rozgłośni radiowych”, powinniśmy się nad nią pochylić. Pierwsze na płycie dają się zauważyć nieoczywiste aranże, efektywne wykorzystanie przestrzeni, ciszy oraz szerokie muzyczne plany. Są one zagospodarowane oszczędnie, ale ujmująco i przerywane ścianami przesterowanych dźwięków. Ich wzajemne oddziaływanie wzmaga się wraz ze wzrostem różnicy potencjałów sąsiadujących motywów muzycznych. Jest to w pewnym sensie muzyka progresywna, ale nie taka, do jakiej przyzwyczaili nas Steven Wilson czy Dream Theatre. Mamy tu także elementy elektro, doskonale miksujące się z gitarami czy sekcją rytmiczną (np. „Pluton”), a poza tym trochę rapu, prog-rocka (riffy gitarowe), dozowane jednak oszczędnie i ze smakiem. Dlatego właśnie ciężko mi zaszufladkować tę płytę, zespół zawarł na niej wiele nowoczesnych motywów, naturalne brzmienia i interesująco zróżnicowane elementy formy utworów. Jednocześnie konstrukcja kawałków jest przyswajalna, bardziej piosenkowa niż „suitowa”, co niektóre z nich (np. „Hologramy” czy „Anteny”) predestynuje wręcz do rozgłośni radiowych, choć od razu zaznaczmy – tych bardziej ambitnych. Płyta zrealizowana jest profesjonalnie, instrumentalnie zespół jest bez zarzutu, a i pomysły na utwory okazały się świeże i niewyeksploatowane jeszcze przez cały polski nurt offowy. Gdy brakuje melodii w liniach wokalnych i wydają się one niepotrzebnie uproszczone, to tło muzyczne pod wokale (posłuchajcie jakie instrumentalne rzeczy dzieją się w utworze „Szczur”!) jest naprawdę imponujące. Może trochę za dużo jest tu postindustrialnego chłodu, syntetycznych beatów, trudnych do polubienia, niewyszukanych harmonii („Rozlany”, „Sumieniawrony”), ale kto powiedział, że każda muzyka musi być lekka łatwa i przyjemna, zwłaszcza jeśli jest jednocześnie frapująca i interesująca?
Wydawca: Soul Records