Olivia Livki to piękny, kolorowy ptak na polskiej scenie muzycznej, choć nie ukrywajmy, że trochę czupurny i niepokorny. Czy to jej pomoże, czy zaszkodzi – zobaczymy. Na razie jednak cieszmy się tym wydawnictwem.
Uprzedzam, to nie jest album od basistki tylko dla basistów. To jest muzyka poddana zaawansowanej produkcji i wizji artystki. Bardzo nowoczesna, eksperymentalna nie za bardzo melodyjna, wielowarstwowa i industrialna. Pełna energii, muzycznego gniewu i oryginalności stylu (antycypuje pop przyszłości?), na których to cechach w zasadzie polega cały pomysł Olivii na tę płytę, pomijając oczywiście jej niezaprzeczalne talenty do performance’u i słyszalne przez całą płytę umiłowanie gitary basowej.
Spokojniejsze utwory („Enter”, „Graduation Day” czy „Kathleen”) są przebojowo melodyjne (choć melodia nie są łatwe), pokazują kunszt głosu artystki, ale też genialnie zaaranżowane wokale Olivii, których na płycie wiele. Słuchacze z większą niż przeciętną wyobraźnią usłyszą tu dalekie echa Kate Bush czy Madonny. Części szybszych utworów („Geek Power” czy „Exploitation”) raczej nie dałoby się zanucić, natomiast porywają swoim pulsem i bardzo dynamicznymi kompozycjami. Nie znajdziemy w nich ukojenia nerwów – wręcz przeciwnie, nasze emocje będę pobudzone, a ciało zmuszone do rytmicznego ruchu. To maksymalnie zrytmizowana płyta, wszystko jest tutaj poddane rytmowi, zmiennym, zaskakującym tempom, dziwnym, ale maksymalnie dopieszczonym patternom perkusji, która obok wokalu przewodzi całej płycie. Oprócz klawiszy, smyczków i szczątkowym, acz wysmakowanym gitarom elektrycznym jest tu dużo w różny sposób przesterowanego basu, z którym przecież Olivia Livki jest od zawsze kojarzona. Brzmi to naprawdę światowo i gdyby basistka zdecydowała się nadać utworom bardziej klasyczną, konwencjonalną formę, mogłoby z tego wyjść coś na kształt Avolnation. „Strangelivv” to duży krok naprzód w stosunku do pierwszej płyty Olivii i nadzieja na dalsze rozwijanie się jej niewątpliwego talentu.
Wydawca: Pomaton / Warner Music Polska
