Kompozycyjnie jest to płyta przemyślana i wycyzelowana najbardziej spośród wszystkich poprzednich dokonań Michała.
Przede wszystkim jest spójna brzmieniowo i stanowi muzyczną podróż przez to, co dla artystę poruszało, frapowało, i to, co w życiu jest najważniejsze. Tak, teksty są tu bardzo istotne, to one determinują nastrój utworów, a te ostatnie są na płycie „Gwiazdozbiór” bardzo ważne. Pomysł na żywe instrumenty, nagrane jakby to był wykonanie na żywo, które nie tylko generują drive i puls, ale także odpowiedni klimat, kończy się prawie zawsze sukcesem. Taki zabieg porusza najgłębiej położone struny naszej duszy, jednocześnie pozwala na muzyczne emocje oraz zaprasza do transowej kontemplacji materiału. Świetne chwytliwe refreny („Gwiazdozbiór Strzelca”, „Mów do mnie”), żwawe lub bardzo żwawe zwrotki („Znów jesteś sobą”, „Ocean nieba”) nie pozwalają na chwilę nudy – przy takiej muzyce, której jednym z najważniejszych wyrazów jest szeroka panorama muzycznych barw, to wartość dodana. Wiele jest tu także gitar, szczególnie tych brudnych, crunchowych, dzięki którym czujemy, jakie są korzenie Michała.
Pomysł na żywe instrumenty, nagrane jakby to był wykonanie na żywo, które nie tylko generują drive i puls, ale także odpowiedni klimat, kończy się prawie zawsze sukcesem
Przed laty Snowman miał ambicje na nową, alternatywną jakość na polskiej scenie. Owszem, zaznaczył swoją obecność, ale dopiero teraz można powiedzieć, że dojrzał, by przemówić do nas płytą ważną i ciekawą, choć jest to produkcja bardziej popowa niż rockowa. W kwestii realizacji uwagę zwraca świetne zgranie w miksie sekcji rytmicznej. Brzmienie stopy (czytelnicy wybaczą tę detaliczność) jest fenomenalnie zestrojone z basem, co dodaje brzmieniu potęgi i takiego podprogowego feelingu, który wymusza wręcz poruszanie się naszego ciała w rytm muzyki. Dzieje się tak już od pierwszego utworu, bo choć Kowalonek nie ma charyzmy Rojka, to niewątpliwie posiada tę iskrę, która czyni z utworów Snowman potencjalne przeboje.
Wydawca: Musicom