Uwaga, będą ochy i achy, ale dalibóg, dawno nie słyszałem tak swobodnej muzyki w wykonaniu tak niepozornych muzyków. Sons of a Witch pochodzą z Torunia i – sądząc po zdjęciach – nie są raczej muzykami bardzo zaawansowanymi wiekowo.
Nie przeszkodziło im to w odsunięciu od moich uszu dokonań starych wyg i zastąpieniu ich swoimi. Ich debiutancki krążek „The Wolf in the Lion’s Fur” to jedenaście świetnych piosenek, balansujących między rockową gitarą a funkowym basikiem, między Red Hot Chilli Peppers a Faith No More, a może między Mars Volta a Pain of Salvation? Nie jest to ważne. Grunt, że zestaw, jaki SoaW przygotowali, to naprawdę świetnie napisany i zrealizowany materiał.
Powinien zaciekawić każdego słuchacza, który od szeroko pojętej muzyki rockowej oczekuje czegoś innego niż trzy akordy, prosta melodyjka i ładna buzia wokalistki. Kwartet poza swoim lekkim, świeżym brzmieniem, które doskonale wypada zarówno na dużych głośnikach, jak i na słuchawkach podczas jazdy autobusem, zachwycił mnie muzyczną wyobraźnią. Wszystko na tej płycie podporządkowane jest głównemu zadaniu – stworzeniu świetnej piosenki. Jeśli fajnie jest, żeby na pierwszy plan wysunął się bas, tak się dzieje.
Jeżeli fajniej z wierzchu brzmi gitara akustyczna, jest gitara akustyczna. Jeżeli trzeba nałożyć jakiś efekt, to czemu nie. Zero gonitwy, niepotrzebnych nikomu popisów, a w to miejsce dużo świetnych aranżacji, dobrych melodii, swobodnych wokali i ciekawych rozwiązań. O ile otwierający album kawałek „Flame the Sky” wydawać się może bardzo dobrą piosenką, to w zestawieniu zresztą ścieżek na płycie jest przeciętny.
Najprawdziwsze cuda zaczynają się od trzeciego tytułu na liście – „Mercenaries” jest nieco psychodeliczny i świetnie zapisany, „High on a Reason” to muzyczny deszcz w środku lata, „Curious” wwierca się w uszy przesterowanym basem, gęstą grą na talerzach i plumkającymi lekko gitarami, „Thoughts Colorful in Mute” momentami przytłacza gitarami i tak dalej, i tak dalej – w każdej piosence jest coś, co ją odróżnia od reszty i sprawia, że jest po prostu dobra.
Na zakończenie tej wyliczanki pozwolę sobie nadmienić, że najprawdziwszą wisienką na torcie jest cudny utwór „Under the Same Sky We Die”, który wieńczy dzieło, czyli kończy płytę. Z pełną świadomością wagi kreślonych przeze mnie słów najgoręcej zachęcam was do sprawdzenia Sons of a Witch. Gdybym potrafił, to zrobiłbym z nich gwiazdy.
Zespół Sons of a Witch — skład
Marek Brandt – wokal, bas
Mateusz Bracha – gitara
Marek Pniewski – gitara
Adam Zaguła – perkusja
Strona internetowa zespołu Sons of a Witch: sonsofawitch.bandcamp.com
(artykuł ukazał się w TopGuitar 06/2015)