Dobra, dałem się namówić, idę z wami, panowie. Czuję lekkie ciarki na plecach, bo pierwszy utwór zaczyna się niepokojąco – od gitarowego ostinato, melodii basu i grającego barwą wokalu, osadzonego w szerokiej przestrzeni pełnej strachu i napięcia. Refren rozwiązuje aranż utworu w typową gitarową jazdę, która przetacza się szerokim walcem po uszach słuchacza. „Glitter Stars” to już prostsza formuła, opierająca się na nieco stonerowych brzmieniach, ale zakombinowanym groovie, co daje wrażenie ciężkiego, progresywnego rocka, do którego to gatunku zespół pewnie chętnie by się przyznał. Im dalej w las tym więcej… gitar i melodii. Myślę, że najmocniejszym punktem tego minialbumu jest „Do You Really Believe” ze świetną kompozycją i fajnym graniem dynamiką. Brudne barwy gitar udało się połączyć z subtelnymi synthami w tle i chyba tylko wokal mógłby pochwalić się bardziej naturalną, dźwięczną chrypką… „The Golden Throne” to z kolei ukłon w stronę klasycznych gatunków metalowych (świetny drive na wstępie!), ale w środku utworu ponownie staje się jasne, z kim mamy do czynienia – nie ma tu banalnych rozwiązań, cała materia muzyczna jest atrakcyjnie zaaranżowana, dzięki czemu jest czego posłuchać. W utworze tym pojawia się też zabawny sampel z wizją pisowskiego armagedonu roztaczaną przez jakiegoś reportera… Cóż, zespół – chcąc, nie chcąc – wpisał się tym samym w wojenkę polsko-polską, której artyści raczej powinni unikać jak ognia. Ale nie o tym miało tu być. Chyba najklarowniejszy gatunkowo (tak po prostu brzmi współczesny heavy metal) oraz utrzymany najszybszym tempie jest „I Don’t Want to Know”. Fajny, festiwalowy pomysł z powtarzaną frazą oraz galopada reszty zespołu trafiają do mnie bez problemu. Płytę wieńczy świetny, riffowy, hardrockowy „Come With Me”, dla którego właśnie dałem się zaprosić w tę podróż. Było miło, nie będę żądał zwrotu za bilet.