Gitary: Billy Duffy
Bas: Chris Wyse
(Cooking Vinyl / Mystic)
Czego oczekuję od płyt The Cult? Że przyłożą od pierwszych taktów jak AC/DC i parę innych kapel, z których zapożyczali wiele elementów. Nowy album spełnia te oczekiwania od pierwszych dźwięków „Honey From a Knife”, które przenosi nas w czasy „Electric”. Wokalista, co prawda, musi śpiewać niżej (lata lecą), ale dzięki dobrej produkcji (Bob Rock i Chris Goss) całość ma kopa. Refren „Elemental Light”, riff w „The Wolf”, postpunkowy pazur w „For the Animals”, epicki rozmach „Lucifer” – to jest właśnie cały The Cult, jaki pamiętamy z lat osiemdziesiątych.
Co do gitarowej oprawy – wiadomo, że Duffy wirtuozem nie jest, ale gra riffy jak trzeba, aranże trzymają się kupy, a jego filozofię grania najlepiej słychać w inspirowanych Hendriksem partiach „Lucifer”. Może refreny nie są tak chwytliwe jak w ich największych przebojach, ale to przyjemna płyta, wzniecająca żar nostalgii za latami pełnymi gitarowych riffów.
Piotr Nowicki