Jeśli ktoś będzie poszukiwał w GE 200 kieszonkowego multifektu, jakim był jego poprzednik, PE 100 to się go nie doszuka. Trzeba przyznać, że już na pierwszy rzut oka różnica jest kolosalna i aż strach pomyśleć (wchodząc na moment w skórę konkurencji), co to będzie przy trzeciej odsłonie tego kombajnu.
Skupmy się jednak na wersji 2.0 (określenie moje), która poprzez swoją estetykę mówi wiele o zmianach, jakie przechodzi marka Mooer. Wydaje mi się, że w kolejnych projektach i premierach sprzętu tej marki, palce maczają najlepsi spece od wizerunku, obok oczywiście inżynierów o muzycznym (gitarowym) zacięciu. Nie trzeba bowiem wybiegać myślami do przyszłości i wersji 3.0, by zauważyć rewolucyjne zmiany w ramach przyspieszonej ewolucji multiefektów Mooera. W tytułowym przypadku ewidentnie „Mooer goes studio” – powstało tu urządzenie ze sporą liczbą brzmień, funkcji i udogodnień, które przede wszystkim przydadzą się w domowym studiu nagrań, a pewnie i w bardziej profesjonalnym, studyjnym otoczeniu. Oczywiście na scenie czy tym bardziej w domu spełni swoje zadania z nawiązką (footswitche!).
I tak wiemy już o nim sporo, zanim jeszcze zostały przedstawione szczegóły. Dzięki GE 200 oszczędzamy czas, pieniądze, niwelujemy trud dźwigania ciężkich gratów i czujemy się komfortowo w każdej muzycznej sytuacji – to tak w skrócie. Zainteresowani?
Budowa i komfort
Wizualnie Mooer GE 200 to XXI wiek, a w zasadzie jego druga połowa. Tak zaawansowanego technologicznie i nowoczesnego designersko urządzenia Mooer jeszcze nie miał. Został zaprojektowany praktycznie od zera. Wszystko w stalowych szarościach, subtelne kolorystyczne akcenty (bok urządzenia, dwa opisy na panelu) do tego wielokolorowy wyświetlacz LCD 3,5 cala tylko potęguje futurystyczne wrażenie. Co ciekawe, Mooer prowadzi nas niemal za rękę, jeśli chodzi o obsługę. I nie chodzi tutaj nawet o wielobarwne podświetlenia, ale o sam pomysł nawigacji po opcjach urządzenia za pomocą logicznie rozplanowanych przycisków i… jedynie dwóch potencjometrów. Okazuje się, że przy odpowiednio zaprojektowanym panelu oraz niezwykle czytelnych wskazaniach na wyświetlaczu do edycji setek brzmień i korekcji pełnego spektrum barw wystarczy szereg przycisków i dwa potencjometry! Wszystko jest jasno opisane i pozwala się obsługiwać nawet bez czytania nudnych instrukcji.
Możliwości
Dlaczego uznaję ten sprzęt za studyjny niezbędnik każdego gitarzysty? Przede wszystkim jest to multiefekt zawierający pięćdziesiąt pięć wysokiej jakości brzmień wzmacniaczy i naprawdę trudno znaleźć charakter brzmienia, którego nie odwzorowują algorytmy „engine’u” naszego Mooera. Nie udało mi się dotrzeć do informacji, jakie konkretnie emulacje zaimplementowano, ale na podstawie symbolicznych opisów wiadomo, że nasze uszy cieszą iluzje najsłynniejszych headów Marshalla, pieców Fendera i kultowych tout court konstrukcji Mesa Boogie (Mark III, V), Peavey (5150), Engl (m.in. E650), Hiwatt, Koch i wielu innych. Dodajmy do tego dwadzieścia sześć modelowanych poprzez IR (technologia Impuls Response polegająca na sterowaniu parametrami brzmienia kolumny sygnałem wejściowym) symulacji kolumnowych (i ponownie bogactwo wyboru nie do pobicia), wśród których znowu znajdziemy same klasyki. Nie mogło zabraknąć siedemdziesięciu wysokiej jakości efektów, chyba wszystkich jakie tylko byśmy sobie mogli wymarzyć. Oprócz standardowych, takich jak delay, reverb, chorus, flanger, phaser, vibrato, przestery, fuzzy i kompresory, mamy tutaj także bramki szumów, kaczki, pitch shiftery, rotary, filtry… Do tego wszystkiego pięćdziesięciodwusekundowy looper z opcją half time oraz reverse, co oznacza, że zapętlić możemy np. całą zwrotkę z refrenem i zwolnić ją o połowę, nie tracąc wysokości dźwięków. Kolejny blok to zróżnicowane podkłady perkusyjne, na które składa się czterdzieści patternów zagranych na zestawie i brzmiących zaskakująco wiarygodnie oraz dziesięć brzmień metronomu. Do poruszania się w menu służą przyciski play (wejście w ekran presetów), system (wejście w menu ustawień), save (zapisywanie presetów), chain (wejście w menu układania łańcuchów efektów), CTRL/TAP (menu footswitchy), EXP (kalibracja i ustawienia pedału ekspresji). Nawigacja w danym menu oraz kontrola parametrów odbywa się już za pomocą potencjometrów value oraz master.
Mooer GE 200 może być podpięty bezpośrednio do PC poprzez USB, pełniąc rolę głównego wejścia brzmienia gitary. Ze strony mooeraudio.com pobieramy sobie software Studio v1 2.0 i cieszymy się domowym studiem nagraniowym. Nie tylko Mooer nie miał jeszcze takiego bogactwa brzmień i efektów w swojej ofercie, ale niewielu jest producentów, którzy zamknęli brzmieniowy skarbiec w tak niewielkiej obudowie i tak atrakcyjnej cenie, w zasadzie na polu bitwy pozostają Line 6 Helix, Boss GT-1 i może kilka podobnych procesorów na wypasie. Wszystkie te cechy sprawiają, że urządzenie jest już dzisiaj obiektem pożądanie nie tylko domowych shredderów, ale też prawdziwych gwiazd, o czym świadczą słowa Ola Eklunda, który nie szczędzi pochwał temu urządzeniu. Kolejność ustawienia łańcucha efektów jest w pełni korygowalna, pozwalając nam ustawić nasze ulubione wewnętrzne bloki efektów tak, jak tego oczekujemy. Mamy możliwość zapisania dwustu presetów. Wszystkie te cechy zamyka spektakularnie wyglądająca obudowa ze szczotkowanego aluminium, która zapewni odpowiednią ochronę urządzenia w trasie czy na koncercie. Na panelu tylnym znajdziemy m.in. gniazdo 6,3 mm mono IN, 2 × gniazda 6,3 mm mono out (L/R), gniazdo 6,3 mm TRS EXP2, gniazdo 3,5 mm stereo headphone out, gniazdo 3,5 mm stereo aux-in, wejście USB dla połączenia z PC. W zestawie jest zasilacz 9 V DC 2,1 × 5,5 mm wtyk baryłkowy, polaryzacja (-) środek, pobór prądu 600 mA. Brak zasilania bateryjnego.
Brzmienia
Będzie krótko. Jak to często bywa w przypadku presetów, niektóre ustawienia dosłownie urywają przysłowiowe cztery litery, inne z kolei mniej się podobają, bo to kwestia gustu i tego, co chcemy grać. Pewne jest jedno – jakość brzmień, sugestywność barw, atrakcyjność przesterów jest tu najwyższej próby. Jestem nimi zachwycony, większość jest inspirująca, zniewalająca, czarująca, elektryzująca. Podobnie sytuacja się ma z zaproponowanymi w presetach łańcuchami efektów – to istny królewski skarbiec zawierający tak apetyczne połączenia, że… czujemy się od razu lepsi „w te klocki”. Naprawdę – z takim brzmieniem spod naszych palców wydobywają się frazy, solówki, melodie i riffy, o jakie sami byśmy siebie nie podejrzewali!
Testował: Maciej Warda
Zdjęcia: Mooer, Radosław Michalak
Opis: Cyfrowy multiefekt z emulacjami wzmacniaczy i kolumn, modulacjami, funkcją loopera, tunera i trenera. Bezkonkurencyjny w kategorii „bang for the buck”.
Sprzęt dostarczył: Warwick GmbH & Co Music Equipment KG
tel. 22 646 60 06
[email protected]
www.warwick-distribution.de
Strona producenta: www.mooeraudio.com