Tym razem do redakcji dojechał cały basowy full stack składający się ze średniego wzmacniacza i dwóch topowych „paczek”, które są nowościami w ofercie marki TC. Należy pamiętać, że jeśli chodzi o wzmacniacze, z tej samej serii dostępne są jeszcze inne głowy – mniejsza o mocy 250 W i większa, testowana przeze mnie ostatnio osiemsetka.
Ani przez moment nie myślałem jednak, że testowany tutaj „średniak” to jakiś wypełniacz pomiędzy kieszonkowym BH 250 a potężnym BH 800. Powiedziałbym wręcz, że to sztandarowy, najbardziej uniwersalny produkt tej serii, pozwala bowiem rozbujać te dwie kolumny nie gorzej niż BH 800, a tak dobrane impedancje i moce umożliwiają niemal maksymalne rozkręcenie wzmacniacza bez obawy o uszkodzenie kolumn.
Wzmacniacz
Ostatni stopień mocy realizowany w klasie D ma kilka zalet, o których bardziej szczegółowo pisałem już kilkakrotnie (m.in. przy okazji poprzedniego testu wzmacniacza BH 800 w marcowym numerze TopGuitar – TG 3/2015). Tutaj tylko nadmienię, że takie wzmacniacze szczycą się imponującą efektywnością i niemal zerową mocą traconą na tranzystorach. Nie potrzeba tutaj wielkich i ciężkich transformatorów, zasilaczy wielkiej mocy (mamy zatem oszczędność prądu – z takim sprzętem jesteśmy eko) czy układów odprowadzających ciepło (radiatorów), ponieważ skuteczność wzmacniacza klasy D wynosi około 95%. Dzięki temu duże moce i wierne odwzorowanie sygnału z naszej basówki otrzymujemy z małego i względnie lekkiego pudełka, które zmieści się w każdym plecaku, nie urywając przy okazji ramion.
Nasz wzmacniacz, podobnie jak BH 800, ma czteropasmową korekcję. Każdy z czterech potencjometrów operuje w dwóch różnych centrach pasm, które przedzielone są umowną pozycją główki na godzinie 12. Generalnie, przekręcając potencjometr w stronę przeciwną do ruchu wskazówek zegara, podcinamy określone pasma, a od pozycji na 12 w prawo – podbijamy częstotliwości. Dokładną rozpiskę działania korektora Szanowni Czytelnicy znajdą w tabelce obok.
Gain również zmienia brzmienie basu, ale robi to bardziej w sferze dynamiki i swoistej kompresji sygnału niż barwy dźwięku. Odczuwamy to w sposób jakby dźwięki stawały się gorętsze, pełniejsze i grubsze. W rzeczywistości chodzi jak zwykle o zwiększanie zawartości określonych alikwotów w sygnale, które skutkuje takim właśnie wrażeniem. Wyraźniejsze klipowanie, czyli zniekształcenia, zaczynają się od 2/3 skali gainu, ale nie liczmy na piękny overdrive rodem z sansampa. Przesterowanie sygnału w BH 550 to raczej informacja, że zbliżyliśmy się do zniekształceń, które mogą wpływać na nasz artystyczny wyraz niż pożądany efekt sam w sobie. Przynajmniej takie jest moje odczucie. Od prawdziwych przesterów mamy tutaj osobny układ.
Sekcja Tone Print to presety cyfrowych efektów, które można ładować ze strony www.tcelectronic.com/bh550/toneprints/ dzięki złączu i przewodowi USB, który dołączono do zestawu wzmacniacza. Fabrycznie wgrano nam tutaj TubeDrive’a, czyli ciekawy drapiący przester (pod potencjometrem tone print 1) i Classic Chorus (tone print 2). Na moje ucho regulujemy je w zakresie od sygnału 100% dry do 100% wet, producent jednak nie podaje zasady działania tych regulatorów.
Dobrym rozwiązaniem jest inteligentny tuner, który kolorami diod LED i ich mruganiem pomaga szybko nastroić wiosło. Jest on aktywny przez cały czas pracy wzmacniacza, a więc w czasie gry można śledzić strój i np. prawidłowość ustawienia menzury w gitarze. Podczas grania dźwięków B, E, A, D, G lub C w dowolnych pozycjach przez cały czas pokazywana jest prawidłowość ich stroju. Z czasem można się nauczyć rozumieć te świetlne komunikaty i w lot łapać, którą strunę należy w danym momencie dostroić.
Z tyłu wzmacniacza znajdują się nie mniej ważne elementy. Wyjście głośnikowe typu speakon pozwala podłączyć jedną kolumnę lub głośnik. Poza tym zamontowano tu gniazdo symetrycznego wyjścia liniowego, wyjścia na footswitcha (producent wskazuje model Switch-3, pozwalający przełączać pomiędzy dwoma presetami TonePrint lub wycinać sygnał na wyjściach), aux in (wejście dla liniowego sygnału z odtwarzacza, automatu perkusyjnego, smartfona itp.), wyjście słuchawkowe, które automatycznie wycisza sygnał w kolumnach, kilka przełączników (oraz miejsce do łączenia wzmacniacza z komputerem. Dzięki portowi USB możemy aktualizować oprogramowanie oraz importować dowolne dostępne presety TonePrint.
Kolumny i brzmienie
Wyglądają bardzo elegancko. Obite czarnym toleksem, z oldtime’owym podziałem siatki maskującej głośniki, z dużymi białymi logo TC Electronic oraz czerwono-białym paskiem biegnącym przez boki. Przypomina się urok wnętrz luksusowych aut z lat sześćdziesiątych. W wymiarze praktycznym natomiast są one duże i masywne. Od razu widać, że ich konstrukcja nie ma nic z przypadkowości – po dwie specjalnie zaprojektowane komory rezonansowe i bass-refleksy z tyłu obudowy oraz imponująca głębokość paczek sprawiają, że produkcja najniższych częstotliwości odbywa się tu na wielką skalę. Miałem wrażenie, że te kolumny są w stanie wprawić w drgania nie tylko drewniane deski scen, ale również betonowe podłogi muszli koncertowych! K-210 i K-212 dosłownie wymuszają swoją siłą współpracę całego otoczenia w akustycznym festiwalu niskich tonów, jakie generuje ten zestaw. Jeśli odważymy się zastosować głowę i paczki w sali prób (nie daj Boże – słabo wytłumionej), to będziemy musieli zmagać się z kłopotem rozbijania interferencji fal najniższych częstotliwości, kolumnowe bass-refleksy bowiem dają tak potężny wygar, że nie obędzie się bez likwidacji kątów prostych przy stykach ścian i wytłumiania całego pomieszczenia. Ogólnie zestaw BH 550 z kolumnami K-210 i K-212 oferuje ciepły, niski, dostojny i soczysty dźwięk, który według mnie raczej nie nadaje się do panczurskich, stonerowych czy metalowych sytuacji. W tym przypadku mamy za to szansę zachwycić publiczność jazzową, soulową, bluesowa, funkową czy popową.
Oczywiście udało mi się też ustawić głowę BH 550 na rockowo, z jasnym klangiem i czytelnym metalicznym atakiem, ale po pierwsze musiałem posiłkować się do tego korekcją w moim basie, po drugie trzeba było śmielej rozkręcić gain i volume wzmacniacza. Okazało się, że im ciszej zestaw gra, tym mniej w nim zadziorności, a więcej kulturalnego, wzorcowego brzmienia. Im głośniej – tym ostrzej i konkretniej, a musimy wiedzieć, że ten zestaw potrafi zagadać naprawdę donośnie. Żadna duża scena plenerowa, choćby nawaliły wszystkie monitory dla basu, nie będzie nam straszna. Zapas mocy jest spory, a skuteczność jeszcze większa. Jak zatem widać, wybór Nathana Easta jest teraz dla mnie zrozumiały i jak najbardziej oczywisty – taki zestaw mógłby mieć każdy profesjonalny basista niemetalowy i jednocześnie dbający, aby bas brzmiał jak bas, a nie jak gitara elektryczna kolegi.
Na zakończenie trochę fizyki. Moce i oporności testowanego zestawu przedstawiają się następująco: wzmacniacz ma w RMS 550 W i umożliwia wyjście sygnału do kolumn o minimalnej impedancji 4 Ohm; kolumna K-210 to 400 W mocy i 8 Ohm impedancji. Przy podłączeniu jednej kolumny ośmioomowej moc wzmacniacza redukuje się do 315 W. Przy podłączeniu szeregowym dwóch kolumn ośmioomowych mamy zatem łączną oporność 4 Ohm i maksymalną moc 550 W. W kolumnach zamontowano po dwa głośniki o mocy 200 W i opornościach 16 Ohm.