Testujemy efekty DV Mark Mini Dist i Mini Boost. Włoska firma DV Mark kojarzona jest głównie ze wzmacniaczami, które ostatnio robią furorę na świecie, przyciągając kolejnych endorserów. Tym razem jednak przetestujemy dwa efekty gitarowe, które oprócz marki łączy jeszcze jedno – są wyjątkowo małe, a tym samym zajmą niewiele miejsca w pedalboardzie.
- DV Mark informuje o wyróżnieniu Sprzęt na Topie przez TopGuitar
- „Sprzęt na topie” dla DV Mark Triple 6 + C412 Standard
Seria DV Mark Mini – jak zapewnia producent – oferuje efekty umieszczone w małych obudowach, lecz charakteryzujące się bezkompromisowym brzmieniem znanym z pełnowymiarowych konstrukcji. Sama idea nie jest nowa – z powodzeniem stosują ją inne firmy, np. Electro-Harmonix, Danelectro czy Lovepedal. Takie odchudzone obudowy to niewątpliwa zaleta efektów – przede wszystkim uda nam się zmieścić ich więcej w pedalboardzie, a to oznacza więcej możliwości brzmieniowych i mniej dźwigania. Są też jednak pewne minusy – brak możliwości zasilania bateryjnego czy problem z obsługą gęsto upakowanych urządzeń nogą. Podstawowym wyznacznikiem wartości efektu jest jednak jego brzmienie. Na rynku mamy ogromny wybór stompboksów – czy DV Mark zaprojektował urządzenia, które będą mogły podjąć wyzwanie, oferując nie tylko praktyczny design, ale także brzmienie, które zauroczy gitarzystów?
Do redakcji dotarły dwa efekty – DV Mark Mini Dist i Mini Boost. Mamy więc kolejną odsłonę najpopularniejszego na ziemi gitarowego efektu – distortiona, oraz urządzenie, które coraz częściej gości w zestawach sprzętowych gitarzystów – boostera, który nie tylko zwiększa sygnał, ale w tym przypadku potrafi także ciekawie zmodyfikować jego barwę.
Budowa efektów DV Mark Mini Dist, Mini Boost
[dropshadowbox align=”none” effect=”lifted-both” width=”630px” height=”” background_color=”#ffffff” border_width=”1″ border_color=”#dddddd” ]Mini Booster to absolutna czołówka podobnych konstrukcji – użyteczne i bardzo skuteczne urządzenie. Mini Distortion z kolei…. cóż, powiem tylko, że osobiście jestem pod wrażeniem tego efektu, mimo że słyszałem już wiele podobnych. Nie dajcie się zwieść niepozornym gabarytom – ten miniaturowy distortion to istna kopalnia rasowych przesterów![/dropshadowbox]
Obydwa efekty dostarczane są w sporych pudełkach, w których znajdziemy nie tylko instrukcję obsługi, ale także mały i lekki zasilacz. W praktyce efekty z pewnością wylądują w pedalboardach i zostaną podłączone do innego zasilacza – konfiguracja powinna być prosta, gdyż urządzenia można zasilać napięciem mieszczącym się w przedziale 9–12 V. Gdyby jednak ktoś chciał korzystać okazyjnie z pojedynczego efektu – np. dopalając nim lampowy wzmacniacz – otrzymuje od razu zestaw gotowy do użycia i co najważniejsze, wraz z zasilaniem mieszczący się nawet w gitarowym futerale.

Obudowy efektów wykonane zostały z solidnej, sztywnej blachy, pomalowanej proszkowo na kolor czarny. Na górnej ściance znajdują się dwa przykręcone, plastikowe gniazda jack – wejście i wyjście. Lewa boczna ścianka kryje z kolei gniazdo zasilania. Na uwagę zasługuje fakt, że wszystkie potencjometry regulacyjne zostały przykręcone do obudowy, co gwarantuje ich stabilną pracę przez wiele lat… Jak przystało na profesjonalny sprzęt, urządzenia z serii Mini posiadają true-bypass, który włączany przez solidny metalowy switch DPDT. O pracy urządzeń informuje świecąca się niebieska dioda.
DV Mark Mini Dist
[dropshadowbox align=”none” effect=”lifted-both” width=”630px” height=”” background_color=”#ffffff” border_width=”1″ border_color=”#dddddd” ]Już pierwsze wydobyte dźwięki potwierdzają bliskie kontakty Mini Distortiona ze wspomnianym Tube Screamerem – przynajmniej jeśli chodzi o fakturę przesteru. Bardzo selektywne i dynamiczne brzmienie, szanujące rodzaj podpiętego instrumentu. Trudno także oprzeć się porównaniu do innego, znanego urządzenia – BB Preampu firmy Xotic. Podobne ziarno przesterowania, lecz zdecydowanie szerszy do uzyskania zakres jego nasycenia.[/dropshadowbox]
Distortion to efekt, który na rynku możemy spotkać w milionach odmian. Pewnym punktem wyjścia jednak dla nich wszystkich była i pozostanie konstrukcja Maxona, rozpropagowana przez Ibaneza pod nazwą Tube Screamer. Można zaryzykować stwierdzenie, że większość dostępnych distortionów to mniej lub bardziej zmodyfikowana „kopia” tego urządzenia, a że konstrukcja ta bardzo łatwo poddaje się modyfikacjom, liczba możliwych do osiągnięcia finalnych brzmień jest ogromna… W ostatecznym rozrachunku nie wszystkie propozycje różnych firm zdobywają uznanie gitarzystów. Przester po prostu albo brzmi dobrze, albo zniechęca już po pierwszym akordzie.

DV Mark Mini Dist ujął mnie już od samego początku – to jeden z niewielu efektów, który po ustawieniu regulatorów w połowie zakresu oferuje gotowe, świetne brzmienie. Na pokładzie znajdziemy cztery potencjometry – level odpowiada za głośność, drive kontroluje poziom przesterowania, a tone 1 i tone 2 to korekcja barwy. Dlaczego equalizer nie został nazwany po prostu bass i high? Ponieważ tutaj działa to trochę inaczej. Tone 1 podbija pasmo w przedziale od 200 Hz do 2,5kHz. Im bardziej w prawo, tym jaśniejsze, krystaliczne brzmienie. Im bardziej w lewo z kolei – tym więcej środka i dołu, a mniej iskrzącej góry. Potencjometr tone 2 służy do wycinania od 0 do –20 dB częstotliwości środka 800 Hz. Dzięki temu brzmienie staje się bardziej „scoop”, czyli ostrzejsze, surowe, z mocną górą i basem. Takie rozwiązanie korekcji barwy pozwala ustawić szeroki wachlarz brzmień zaledwie dwoma potencjometrami i trzeba przyznać, że to naprawdę działa.
Efekt zbudowany jest w taki sposób, że korekcja barwy występuje w nim po przesterowaniu sygnału – dzięki temu jest bardzo skuteczna, a zarazem nie wpływa na powstawanie niekontrolowanych artefaktów przy maksymalnym zniekształceniu. Już pierwsze wydobyte dźwięki potwierdzają bliskie kontakty Mini Distortiona ze wspomnianym Tube Screamerem – przynajmniej jeśli chodzi o fakturę przesteru. Bardzo selektywne i dynamiczne brzmienie, szanujące rodzaj podpiętego instrumentu. Trudno także oprzeć się porównaniu do innego, znanego urządzenia – BB Preampu firmy Xotic. Podobne ziarno przesterowania, lecz zdecydowanie szerszy do uzyskania zakres jego nasycenia.
Dla kogo przeznaczony jest testowany DV Mark Mini Dist? Odpowiedź na to pytanie wcale nie jest łatwa. Z jednej strony, przy niewielkim nasyceniu przesteru oraz podbiciu potencjometrem tone 1 wysokich częstotliwości, uzyskujemy rasowy crunch idealny do bluesa czy jazz-rocka. Urządzenie zachwyca krystaliczną, ładnie załamującą się górą – szczególnie ciekawą w połączeniu ze stratocasterem. Jeżeli jednak podepniemy instrument z humbuckerami, okazuje się, że możliwy do uzyskania przester znacznie przekracza poziom, jaki znajdziemy w podobnych konstrukcjach. Dodatkowe podkręcenie regulatora tone 2 i tym samym wycięcie środkowych częstotliwości z jednoczesnym wzmocnieniem skrajnych przenosi nas do heavymetalowego świata i aż dziwnie jest patrzeć na leżące na podłodze maleństwo, z którego wydobywają się tak mocne, piekielne dźwięki.
DV Mark Mini Dist to szalenie uniwersalny przester – swoje brzmienie powinni odnaleźć zarówno miłośnicy stonowanych brzmień, jak i wielbiciele ostrego hałasu. Bardzo zwarte, dynamiczne przesterowanie doskonale sprawdzi się w grze solo, jak i rytmicznej.
DV Mark Mini Boost
[dropshadowbox align=”none” effect=”lifted-both” width=”630px” height=”” background_color=”#ffffff” border_width=”1″ border_color=”#dddddd” ]Mini Boost to jeden z najbardziej sterylnych boosterów dostępnych na rynku. Wyjątkowo niski poziom szumów własnych niczym rodem z hi-fi gwarantuje niezauważalną pracę i transparentność brzmienia.[/dropshadowbox]
Booster to urządzenie, które ma co najmniej trzy zastosowania. Generalnie jego praca polega na podniesieniu wprowadzonego sygnału wejściowego. DV Mark Mini Boost możemy zastosować jako efekt wyrównujący głośność w przypadku używania kilku instrumentów z mocniejszymi lub słabszymi przetwornikami. Przydatny szczególnie, jeśli korzystamy z instrumentów vintage, które często mają problem z dostarczeniem odpowiednio silnego sygnału do wysterowania cyfrowych efektów. Druga możliwość zastosowania boostera to podbicie sygnału w momencie, kiedy chcemy zagrać solo i tym samy przebić się w zespole. Umieszczony na końcu łańcucha efektów lub w pętli wzmacniacza pozwala sprawnie realizować tę funkcję. Trzecią możliwością jest podbicie sygnału wejściowego wzmacniacza – czyli mówiąc popularnie: dopalenie pieca.
Jakąkolwiek funkcję z wymienionych będzie realizował, dobry booster powinien odznaczać się dwiema cechami – nie zmieniać barwy wprowadzanego do niego sygnału i posiadać jak najmniejsze szumy własne. Wydaje się to oczywiste, ale praktyka mówi, że szukanie przezroczystego i sterylnego brzmieniowo boostera przypomina szukanie igły w stogu siana. Czy DV Mark Mini Boost sprosta tym wymaganiom?

Zacznijmy od budowy. Podobnie jak w przypadku przedstawionego wcześniej Mini Dist na górnej ściance znajdziemy gniazdo wejściowe i wyjściowe, a na bocznej zasilania. Regulatory to tylko dwa potencjometry – level boost i VPE. Dlaczego dwa, skoro mamy tylko zwiększać poziom sygnału, nie ingerując w barwę? Level boost służy właśnie do zwiększenia sygnału – maksymalnie do +20 dB. VPE z kolei to specyficzny filtr, który w lewej, skrajnej pozycji nie działa w torze sygnałowym, ale jego ewentualna praca może się okazać bardzo przydatna. Kręcąc w prawo, zwiększamy częstotliwości niskie i wysokie, a obniżamy środkowe.
Po co taka equalizacja w boosterze? Przyda się, kiedy urządzenie wykorzystujemy na początku łańcucha efektów celem wzmocnienia sygnału płynącego z instrumentu. Przy stosowaniu długich kabli i słabych pickupów sygnał często zostaje „zamulony”, czyli pozbawiony góry i dołu. Filtr VPE pozwala w takiej sytuacji szybko i skutecznie przywrócić utracone walory brzmieniowe. Za pomocą tego regulatora możemy także nieco ożywić brzmienie gitary, która ma np. ciemno brzmiące przetworniki. Jeżeli na scenie korzystamy np. z dwóch różnych gitar, to unikniemy ciągłej zmiany korekcji barwy we wzmacniaczu. Najistotniejsze jest jednak to, że całkowicie skręcając potencjometr VPE, zupełnie omijamy ten filtr – możemy więc z niego nie korzystać bez straty na wierności wprowadzanego do urządzenia sygnału.
Dobrej jakości booster powinien przejść pomyślnie dwa testy. W pierwszym ustawiamy dokładnie taki sam poziom sygnału wyjściowego, jaki trafia do urządzenia, i włączając lub wyłączając booster, porównujemy brzmienie, szukając ewentualnych zmian lub strat. Ten test DV Mark Mini Boost zdał celująco – nie dodawał do sygnału niczego od siebie – pasmo zostało zachowane w całości i właściwie gdyby nie świecąca się dioda, to nie wiadomo by było, kiedy efekt pracuje. Drugi test to sprawdzenie szumów własnych. W typowej sytuacji wystarczy po prostu odkręcić potencjometr boost level na maksimum i posłuchać, ile szumu pojawi się w głośniku.
Wyzwaniem jednak jest podłączenie boostera na wejściu lampowego wzmacniacza ustawionego na kanale przesterowanym – czyli klasyczne dopalenie pieca. W takim układzie najmniejszy szum płynący z urządzenia zostanie mocno podbity przez przesterowany preamp pieca. W obydwu sytuacjach DV Mark Mini Boost się obronił i mogę śmiało stwierdzić, że jest to jeden z najbardziej sterylnych boosterów dostępnych na rynku. Wyjątkowo niski poziom szumów własnych niczym rodem z hi-fi gwarantuje niezauważalną pracę i transparentność brzmienia. Doskonale spełni swoją rolę niezależnie od sytuacji, w jakiej go wykorzystamy, a fakt, że ma tak niewielkie rozmiary, pozwala znaleźć dla niego miejsce nawet w najbardziej załadowanym pedalboardzie.
Ogólna ocena testu efektów DV Mark Mini Dist, Mini Boost
[dropshadowbox align=”none” effect=”lifted-both” width=”630px” height=”” background_color=”#ffffff” border_width=”1″ border_color=”#dddddd” ]Obydwa efekty dostarczane są w sporych pudełkach, w których znajdziemy nie tylko instrukcję obsługi, ale także mały i lekki zasilacz. Gdyby ktoś chciał korzystać okazyjnie z pojedynczego efektu – np. dopalając nim lampowy wzmacniacz – otrzymuje od razu zestaw gotowy do użycia, z zasilaniem mieszczący się nawet w gitarowym futerale.[/dropshadowbox]
Testowane efekty DV Mark z serii Mini wyglądają bardzo niepozornie. Małe, w czarnych obudowach zupełnie nie kojarzą się z osławionym włoskim stylem, mimo że zostały we Włoszech wyprodukowane. Okazuje się jednak, że użytkownik nie ma być wabiony wymyślnym designem, lecz niezwykłą funkcjonalnością urządzeń. Nie chodzi tylko o małe gabaryty, ale przede wszystkim o walory brzmieniowe, których po prostu nie sposób nie docenić. Mini Booster to absolutna czołówka podobnych konstrukcji – użyteczne i bardzo skuteczne urządzenie. Mini Distortion z kolei…. cóż, powiem tylko, że osobiście jestem pod wrażeniem tego efektu, mimo że słyszałem już wiele podobnych. Nie dajcie się zwieść niepozornym gabarytom – ten miniaturowy distortion to istna kopalnia rasowych przesterów!