Pod nieco przydługą nazwą Fender American Special Jazz Bass kryje się nowa odsłona jednego z najbardziej klasycznych basów Fendera. Tym razem dostępny również dla posiadaczy mniej wypchanych portfeli.
Po wielu zawirowaniach dzisiejsza korporacja Fendera to prawdziwa potęga, która pod nazwą Fender Musical Instruments Corporation (FMIC) zrzesza, oprócz tej podstawowej, takie marki jak Squier, Jackson, Guild, Gretsch, Charvel, EVH (wiosła i wzmacniacze Eddiego Van Halena) czy SWR. Gwoli powinności historycznej muszę przypomnieć, że w tym roku marka Fender Precision (podobnie zresztą jak Telecaster) obchodzi okrągłe 60. urodziny.
Pamiętajmy jednak, że popularność zaczęła się jeszcze kilka lat wcześniej, ponieważ w roku 1949 Leo Fender jako pierwszy wprowadził do seryjnej produkcji gitarę elektryczną z litym korpusem o nazwie Esquire. Wracajmy jednak szybko do konkretów, bo na pobieżne choćby przypomnienie historii firmy nie starczyłoby prawdopodobnie całego numeru TopGuitar.
Jedną z najczęstszych rzeczy, jaka uniemożliwiała wielu gitarzystom zakup swojego upragnionego Fendera, była cena. Warto było mieć Amerykańca nie tylko ze względu na brzmienie, ale i na użyty hardware czy jakość wykonania, ale to zawsze sporo kosztowało i część chętnych ostatecznie decydowała się na Meksykańca lub po prostu Squiera. Oczywiście są to również solidne wiosła, którym niczego nie brakuje, ale zawsze lepiej powiedzieć kolegom, że ma się gitarę „Made in USA” niż inną.

W tym roku jedną z dwóch nowości (obok Precisiona) jest nowa seria American Special, likwidująca wspomniane wyżej dylematy. Zaoferowano mianowicie najlepsze cechy instrumentów wykonywanych w Stanach za nieprzyzwoicie niskie pieniądze. A więc w obecnych, szczególnych warunkach krachu zachodniego pseudokapitalizmu, rynek cały czas żyje i stara się dopasować do konsumenta i jego możliwości. Sprawdźmy zatem, jak dopasował się w tym przypadku.

Budowa Fender American Special Jazz Bass
Jeśli weźmiemy pod uwagę najczęściej kopiowane kształty i rozwiązania w gitarze basowej, Fender Jazz Bass zajmie bezapelacyjne pierwsze miejsce. Ten obrys po prostu nie może się zestarzeć, a jeśli jeszcze podrasuje się go odpowiednią kolorystyką i wyposażeniem, to dla wielu muzyków niczego więcej do szczęścia nie będzie trzeba. W naszym wypadku to urzekający sunburst pokryty idealną, gładką jak lustro powłoką lakieru poliuretanowego, zapewniającą naturalny rezonans drewna.
Ta idealna powierzchnia ma też swój minus – każdy kontakt z czymś twardszym i ostrym pozostawi ślad, jednak wykończenie w typie przypalanki skutecznie zamaskuje mniej groźne skaleczenia gitary. Nadmienię, że za wszystkie inne kolory zapłacimy jeszcze mniej – tylko 3949 PLN. Więcej płacimy po prostu za najbardziej klasyczną estetykę Jazz Bassu, którą znamy od czasów Jamesa Jamersona, że o wielkim Jaco nie wspomnę.

Cztery masywne śruby perfekcyjnie łączą basowy idiom w postaci olchowego korpusu i klonowej szyjki. Nie wymyślono prawdopodobnie lepiej współgrającego duetu drewien i dlatego to rozwiązanie również przetrwało sześćdziesiąt lat. Jeśli dodatkowo, jak w naszym wypadku, będzie to idealnie przylegające połączenie, o pracę drewna możemy być spokojni.
Na podstrunnicę wybrano palisander, na którym nabito 20 progów medium jumbo. Choć materiał na progi zmienia się (z reguły jest to stop niklu i srebra o rożnych proporcjach), to ich wielkość jest z reguły ta sama – od lat to zazwyczaj rozmiar medium jumbo. Mostek to czterosiodełkowy Standard Vintage, dobrze spełniający swoje zadanie (struny nie idą przez korpus, tylko są o niego zaczepione), ale jeśli przyjdzie kiedyś czas na Special V (piątkę), to przydałby się już High Mass Vintage. Dalej mamy otwarte klucze standard (chyba nieodchudzone, jak to było w przypadku serii American Standard), całe stalowe, łagodnie i płynnie działające.
Elektrykę stanowią oczywiście dwa pasywne Standard Vintage Alnico Magnet Jazz Bass Single-Coil w układzie JJ, czyli ponownie jedne z najczęściej montowanych w Jazzach (mam nadzieję, że fenderomaniacy wybaczą mi tę łopatologię). Potencjometry niezmiennie regulują głośność poszczególnych przetworników (2 × Volume) i barwę dźwięku (Tone lub zgodnie ze specyfikacją Master Greasbucket). Co oznacza termin Greasbucket, przekonamy się już za chwilę. Niezależnie od nazwy, ten mały potencjometr fantastycznie koryguje brzmienie – to dla mnie od zawsze jeden z najlepszych elementów basów Fendera.

Wygoda gry i brzmienie Fender American Special Jazz Bass
Pierwsze Jazz Bassy w odróżnieniu od Precisionów posiadały ultraszybkie szyjki, pozwalające na efektowne i karkołomne zagrywki bez nadwyrężania lewej ręki. Tak jest również w naszym przypadku – jeśli dodamy do tego wybornie spiłowane i wypolerowane progi (poprzeczne vibrato idzie jak po maśle), miłe w dotyku struny D’Addario oraz humanitarny ciężar wiosła, mamy godnego kontynuatora najlepszych amerykańskich tradycji ergonomii i ułatwiania życia w każdej dziedzinie – również w muzyce! Poza tym stabilność strunociągu daje komfort pewności w grze. Ustawienie wiosła pod siebie zajęło mi kilka minut, podczas których obniżyłem nieco akcję strun i – upewniwszy się, że w żadnej pozycji wiosło nie łapie fret buzzu – zabrałem się za grę.
Opisując brzmienie Fendera Jazz Bass American Special, trzeba zacząć od przywołanego już do tablicy Greasebucket Tone Circuit – jedynego w swoim rodzaju toru akustycznego czyniącego dźwięk bardziej tłustym i ciemnym bez ingerencji w głośność pasm niskich. Dzieje się tak za sprawą dodatkowego kondensatora (0,1 mFd) i opornika (4,7 kOhm) zastosowanych w układzie.
Odpowiednie przefiltrowanie częstotliwości średnich i wysokich daje na wyjściu, po preampie basówki, odpowiednio ciemny i bogaty ton, przypominający posiadaczowi, jaki gatunek muzyki dał nazwę tej linii (jazz bass!). Wiosło miałem przyjemność ogrywać na mocarnym combie Mesa M3 Carbine z jednym dziesięciocalowym głośnikiem i bardzo twardym, szybkim i precyzyjnym brzmieniem.
Z obydwoma pickupami rozkręconymi do oporu i potencjometrem Tone mniej więcej w połowie skali, dobiegły mnie dźwięki nie do podrobienia przez inne basówki. Było tak dzięki tonalności, naturalności i wrażeniu bliskości. Cały czas odczuwałem również tę muzykalność dźwięku, który może nie posiada super ostrego i skompresowanego ataku, ale za to nadrabia bogactwem alikwotów i gorącym charakterem, znanym z siedemdziesięciu procent rockowych i jazzowych płyt wszech czasów. Jazzowe przeznaczenie tego wiosła wydaje się być prawdą, ale jeśli ktoś pomyśli, że chodzi wyłącznie o mainstream, to okaże się człowiekiem małej wiary…
Przy ustawieniu pickup mostkowy sto procent, gryfowy pięćdziesiąt procent otwierają się drzwi do krainy funk, fusion i wszystkich gatunków, w których potrzeba precyzyjniejszego, twardszego brzmienia. Wiosło jest również bardzo podatne na naszą artykulację i miejsce uderzania strun palcami prawej ręki, także jeśli dodatkowo zaatakujemy struny nad przetwornikiem mostkowym, będzie szansa na sound Jaco w czystej postaci. W proporcjach odwrotnych, czyli przetwornik przy gryfie sto procent, przy mostku pięćdziesiąt procent, usłyszymy, że dźwięk jest bardziej przejrzysty, lekko nosowy, z nieźle brzmiącym, zawężonym środkiem, miękkim, szerokim dołem i twardą górką.
Bluesowe walkingi i balladowe tematy wprost cisną się pod palce! Dopiero przy slapie, którego Jazz Bass ani trochę się nie boi, odzywają się najwyższe składowe harmoniczne, pomagając w zachowaniu odpowiedniego timingu w groove lub serwując pokaźną dawkę prezencji przy grze solowej. Uderzenie jest twarde i sprężyste. Nawet gdy atakujemy strunę z góry lub ją podrywamy, nie słychać tego cienkiego mlaśnięcia i drucianego soundu, charakterystycznego dla hi-endowych basów za ponad dziesięć tysięcy. Tutaj brzmienie vintage podparte jest po prostu charakterem strun i współrezonującego drewna. Oczywiście basówka nadaje się również do gry kostką, ale według mnie równie dobrze można grać kostką na kontrabasie…
Podsumowanie testu Fender American Special Jazz Bass
Doczekaliśmy się w końcu rasowego wiosła za przyzwoite pieniądze, w którym napis „Made in USA” nie jest tylko blichtrem, ale stanowi o najwyższym standardzie wykonania. Brzmienie kopie tyłek aż miło, a instrument dostępny jest oczywiście z dopasowanym, miękkim futerałem.
Cena: 4 199 PLN
Sprzęt dostarczył: Aplauz Sp. z o.o. – www.aplauzaudio.pl
Strona producenta: www.fender.com
Test ukazał się w majowym wydaniu magazynu TopGuitar (TG 5/2011).