Laboga Caiman to kolejny testowany wzmacniacz marki Laboga, który prezentujemy na łamach czasopisma dla gitarzystów TopGuitar. „Cudze chwalicie, swojego nie znacie” – głosi stare przysłowie, które może znaleźć odniesienie do naszego postrzegania instrumentów i sprzętu muzycznego polskiej produkcji. Laboga jest jedną z firm zasłużenie docenianych poza granicami naszego kraju, tym bardziej warto więc przyjrzeć się jej najnowszej propozycji w dziedzinie lampowych wzmacniaczy gitarowych.
Już od paru dobrych lat zaufaniem muzyków metalowych cieszy się potężny head Laboga Mr. Hector, a uznanie szerszego grona gitarzystów wykonujących różnorodne gatunki muzyczne zyskała seria Laboga Alligator. Do tej „gadziej” rodziny nawiązuje wprowadzony całkiem niedawno model Laboga Caiman. Posiada on taki sam zestaw lamp oraz niemal identyczny zasób funkcji dostępnych z panelu przedniego, ale nieco mniejsze rozmiary w stosunku do swoich starszych braci. W przyrodzie występuje jako combo 1 × 12” lub head z dedykowaną paczką 2 × 12”. Do testów otrzymaliśmy właśnie ten drugi zestaw, który można by umownie nazwać mini half-stackiem.
Wzmacniacz Laboga Caiman
[dropshadowbox align=”none” effect=”lifted-both” width=”630″ height=”” background_color=”#ffffff” border_width=”1″ border_color=”#dddddd” ]W preampie pracują dwie lampy 12AX7, a w końcówce kwartet EL84, z którego wykrzesano aż 50 W mocy wyjściowej.[/dropshadowbox]
Jak wspomniałem, układ lamp w Laboga Caiman jest taki sam jak we wzmacniaczach Alligator, a więc w preampie pracują dwie lampy 12AX7, a w końcówce kwartet EL84, z którego wykrzesano aż 50 W mocy wyjściowej. Oferuje standardowo dwa kanały: czysty i przesterowany. Pierwszy z nich posiada tylko jeden potencjometr głośności/wzmocnienia, drugi natomiast osobną regulację Drive Volume, a także potencjometry Gain 1 i Gain 2, pozwalające na ustawienie dwóch niezależnych poziomów przesterowania. Oba kanały posiadają wspólną korekcję Bass, Middle i Treble, ale żeby poszerzyć ich możliwości brzmieniowe, do każdego dodano po jednym przełączniku Bright, podbijającym wysokie częstotliwości. Ponadto z przodu znajdziemy regulację głośności końcowej Master, włączniki Power i Standby, gitarowe gniazdo jack, ręczny przełącznik kanałów, a także gniazdo footswitcha pozwalającego przełączać się pomiędzy Clean i Drive oraz Gain 1 i Gain 2. Footswitch jest dołączony w komplecie do wzmacniacza wraz z odpowiednim kablem jack stereo i przewodem zasilającym. Panel tylny posiada gniazda Send i Return szeregowej pętli efektów oraz po jednym wyjściu dla kolumn o impedancji 4, 8 i 16 Ohm. Wzmacniacz jest stosunkowo niewielki i nie tak ciężki jak typowe heady o podobnej mocy – waży około 15 kg.
Kolumna do wzmacniacza Laboga Caiman
[dropshadowbox align=”none” effect=”lifted-both” width=”630″ height=”” background_color=”#ffffff” border_width=”1″ border_color=”#dddddd” ]Przy zerowej korekcji brzmienie jest od razu bardzo dobre i naturalne, co powinno być cechą określającą każdy dobry wzmacniacz.[/dropshadowbox]
Dzięki trzem różnym wyjściom do wzmacniacza Caiman podłączyć można praktycznie każdą standardową paczkę gitarową, ale producent zadbał o zaprojektowanie najbardziej odpowiedniej pod względem brzmienia, wymiarów i wyglądu. Nad tym ostatnim nie ma się co rozpisywać – czarne obicie, srebrne metalowe narożniki, czarno-szara maskownica z białą lamówką i logiem Laboga tworzą bardzo przyzwoity i poważny wizerunek, spójny z designem głowy. Wymiary 640 × 630 × 280 cm (szer./wys./głęb.) oraz waga około 25 kg powodują, że jest to kolumna niezwykle przyjazna w transporcie, co doceni każdy regularnie koncertujący muzyk.
Zgodnie z opisem producenta, paczkę wykonano z „grubej sklejki z drzew liściastych”, a więc tak jak wszystkie popularne kolumny najbardziej renomowanych firm. Wewnątrz znajdują się dwa dwunastocalowe głośniki Celestion: G12T-75 oraz Vintage 30. Zostały one umieszczone po przekątnej, dzięki czemu uzyskano lepszy efekt odsłuchowy niż w wypadku usytuowania głośników obok siebie – bardziej zbliżony do brzmienia dużej kolumny 4 × 12”. Zastosowanie dwóch różnych modeli głośników pozwoliło rozszerzyć i urozmaicić pasmo, a więc i zwiększyć przydatność paczki w różnych gatunkach muzycznych. Moc 120 W przy impedancji 16 Ohm z możliwością podłączenia równolegle kolejnej podobnej kolumny powoduje, że 212 Caiman może pracować praktycznie pod każdym innym wzmacniaczem gitarowym. Sprawdźmy jednak, jak sprawuje się z tym, do którego została pierwotnie przeznaczona.
Brzmienie wzmacniacza Laboga Caiman
[dropshadowbox align=”none” effect=”lifted-both” width=”630″ height=”” background_color=”#ffffff” border_width=”1″ border_color=”#dddddd” ]Po podłączeniu do wzmacniacza rasowego Les Paula odniosłem wrażenie obcowania z absolutną klasyką, jeśli chodzi o brzmienia overdrive.[/dropshadowbox]
Wedle słów producenta Laboga Caiman ma łączyć klasykę z nowoczesnością. Aby to zbadać, do testu użyłem trzech zupełnie różnych gitar: uniwersalnego strata, rockowego Gibsona Les Paul i siedmiostrunowego Framusa Diablo. Kanał Clean od początku okazał się jasny i klarowny, z singli wyciągając klasyczną szklankę, ale dzięki odpowiedniej ilości basu pozwalał również poczuć głębię humbuckerów. Przy zerowej korekcji brzmienie jest od razu bardzo dobre i naturalne – niczego mu nie brakuje, niczego nie jest za dużo – co powinno być cechą określającą każdy dobry wzmacniacz. Potencjometry korekcji są bardzo czułe na zmiany, przez co sami mamy duże możliwości dalszego kształtowania barwy. Przełącznik Bright na kanale czystym z początku wydawać by się mógł niepotrzebny, bo sound jest wyraźny niezależnie od użytej gitary i przetworników, a jednak po jego włączeniu uśmiechnąłem się mimowolnie, słysząc miłe podobieństwo do klimatu znanego z VOX AC30 Top Boost. Dźwiękowe szkło stratocastera zaczyna się tu już mocno kruszyć, za to rozjaśnione w ten sposób humbuckery dostają tnącego ataku. Po przekroczeniu połowy skali Clean Volume brniemy już coraz bardziej w kierunku brzmienia crunchowego, które mimo zachowania swojej wyrazistości jest jednak dość mięsiste.
Pierwszy kontakt z kanałem Drive robi równie pozytywne wrażenie. Na singlach do połowy skali Gain mamy w miarę spokojne brzmienie rockowe. Bez zmian korekcji jest tu jednak ciemniej niż na Cleanie, dlatego do osiągnięcia jasnego i drapieżnego ataku przyda się przełącznik Bright. Po podłączeniu do wzmacniacza rasowego Les Paula odniosłem wrażenie obcowania z absolutną klasyką, jeśli chodzi o brzmienia overdrive. Pełny, nasycony sound, zero „siary” i zachowanie czytelności szerokich akordów nawet przy dużym gainie naprawdę robi wrażenie. Tutaj Laboga Caiman pokazuje swoją prawdziwą naturę, pozwalając na osiągnięcie zarówno brzmień typowo rockowych, jak i bardziej zbliżających się do hardcore’u czy metalu. Cytując za słynnym już dokarmiaczem aligatorów z Illinois, można powiedzieć że niezły z niego „predator”. Znakomicie współpracuje zarówno z pasywnymi, jak i aktywnymi humbuckerami, wyciskając z nich gęsty dźwiękowy sok. Nuta przewodnia może być tu bardziej tradycyjna lub nowoczesna, a zależy to tyleż od ustawień samego pieca, co od zastosowanego instrumentu – Caiman doskonale oddaje charakter każdego wiosła. Przy obniżeniu stroju lub użyciu gitary siedmiostrunowej brzmienie jest wciąż świetne: zwarte i konkretne, ani trochę nie zamulające. Już wiem, dlaczego Labogę wybiera tak wiele kapel metalowych. Dodatkowo mając do dyspozycji dwa osobne potencjometry Gain, możemy ustawić mniejsze nasycenie przesteru do gry rytmicznej i większe do solówek, a pamiętając, że crunch osiągalny jest również na kanale pierwszym, możemy mieć pod nogą aż trzy brzmienia brudne.
Ogólna ocena testu wzmacniacz Laboga Caiman
Laboga Caiman posiada wszystko, czego może chcieć poważny gitarzysta: bardzo dobre brzmienia czyste, skuteczną korekcję, zabójcze przestery, pełną funkcjonalność, a do tego atrakcyjne gabaryty. Czy cena za możliwość nieograniczonego korzystania z tych przywilejów jest zbyt wysoka? Nie sądzę. Wielu zagranicznych muzyków z szanowanych i szanujących się zespołów już wymieniło swoje stare Marshalle czy Mesy na konstrukcje Labogi. Świadczy to więc o tym, że nasze krajowe produkty oceniane są często nie tyle na równi, co niejednokrotnie nawet wyżej od swojej konkurencji, szczycącej się sławną marką. Każdy gitarzysta oczywiście sam powinien wyrobić sobie zdanie na ten temat, pozostaje mi więc zachęcić do zainteresowania się sprzętem spod znaku Laboga, a w tym szczególnie testowanym dziś modelem.