Markbass jest obecnie jedną z najprężniej działających marek w gitarowym świecie. Praktycznie co miesiąc dochodzi do niej jakieś wielkie nazwisko z basowego panteonu, a nowe produkty, pojawiające się z zabójczą (dla innych firm) regularnością, są po prostu coraz lepsze.
Jestem oczarowany tym headem. Od dawna nic nie zrobiło na mnie takiego wrażenia jak ten wzmacniacz. Pamiętam podobny opad szczęki u siebie, gdy testowałem głowę EBS Fafner czy basową Messę Carbine. To były dla mnie wybitne wzmacniacze, przede wszystkim ze względu na ich brzmienie. Później wiele było po prostu świetnych klamotów, niezliczona ilość zawodowych gratów, które są niczym sceniczne woły robocze, dźwigając trudy występów i różnych sytuacji akustycznych pomieszczeń. Dzisiaj ponownie usłyszałem coś, co sprawiło, że oniemiałem, coś fenomenalnego, coś, czego zapragnąłem od pierwszych granych nut.
Tło wydarzeń
Nawiązana w ubiegłym roku współpraca Marcusa Millera z włoską firmą Markbass zaowocowała na początku dwoma wzmacniaczami sygnowanymi przez słynnego amerykańskiego basistę. Heady Little Marcus i Little Marcus 800 różniły się mocą, ale oferowały te same możliwości kreowania brzmienia. W kolejnych miesiącach doszły do nich kolejne Marcusowe sygnatury (combo, paczki, head 250 W), a ostatnim ogniwem jest nasz Little Marcus 1000, który w tym roku był prezentowany na poczesnym miejscu na targach NAMM w Anaheim.
„Dzięki moim głowom Little Marcus mogę od razu uzyskać moje brzmienie. Te wzmacniacze nie tylko pozwolą ci zabrzmieć jak ja – dzięki pięciopasmowemu EQ i nowym filtrom Old School i Millerizer możesz uzyskać dowolny ton, którego potrzebujesz – bez ograniczeń!”
Marcus Miller.
Już sama nazwa może frapować – to swoisty oksymoron, coś jak mały gigant. Można ją też zrozumieć jako budowanie wizerunku marki opartej na samych flagowych okrętach – nawet head z „Little” w nazwie potrafi mieć 1000 W i brzmieć jak milion dolarów, co oznacza, że w ofercie Markbassa nie ma słabszych punktów.
Budowa
Little Marcus 1000 to głowa o mocy 1000 W RMS/4 Ohm (600 W RMS/8 Ohm). We wszystkich modelach sygnowanych przez Mistrza zastosowano końcówki mocy MPT (Mark Proprietary Technology) oparte o technologię opracowaną przez Marko DeVirgiliisa z zespołem specjalistów. W przeciwieństwie do innych producentów basowych wzmacniaczy, ta końcówka jest przeznaczona do sygnału gitary basowej i to z nią najlepiej się sprawdza, uwznioślając jak tylko się da basowe dźwięki. Chodzi oczywiście o pracę w klasie D. Wzmacniacz Little Mark 1000 (podobnie jak jego słabsze warianty) ma pięciopasmowy korektor, operujący na następujących pasmach: ultralow ±16 dB z centrum na 65 Hz, low ±16 dB na 180 Hz, mid ±16 dB na 500 Hz, high mid ±16 dB na 1,4 kHz oraz high ±16 dB na 3,8 kHz. Drugą sekcję korekcji stanowią dwa dodatkowe filtry opracowane we współpracy z muzykiem – Old School (dolnoprzepustowy) i Millerizer (pasmowo-przepustowy). Domyślamy się wszyscy, do czego służą, a więcej przeczytacie w akapicie o brzmieniu. Obydwie sekcje (EQ1 i EQ2) mogą być włączane lub wyłączane za pomocą opcjonalnego przełącznika nożnego. Wzmacniacz wyposażono w uniwersalne wejście instrumentalne z regulacją czułości, złącza pętli efektów, wyjście liniowe XLR z oddzielną regulacją poziomu, wyjście do tunera, funkcję mute, ogólną regulację głośności oraz wyjście głośnikowe marki Speakon. Dzięki opcjonalnym „uszom” można zamontować go w skrzyni rack.
Marcus Miller 104 CAB
Gdy po raz pierwszy ją ujrzałem, to aż się cofnąłem – wydaje się ogromna! Przypomniałem sobie jednak, że to Markbass i gabaryty nie wiązały się tu nigdy z wagą wyrywającą ramiona ze stawów. Tak też jest w tym przypadku – kolumną można swobodnie manewrować, nawet w pojedynkę.
Paczka także jest owocem współpracy z Marcusem Millerem. Marcus Miller 104 CAB zawiera cztery głośniki po 10 cali oraz jednocalowy tweeter. Jej moc to 800 W RMS, a impedancja wynosi 8 Ohm. W zupełności wystarczy to do heada 1000W, choć oczywiście nie będziemy jego gainu i głośności rozkręcali na 100% – zdrowy rozsądek należy zachować w każdej sytuacji. Pasmo przenoszenia głośników zawiera się w przedziale 35 Hz – 20 kHz. Zastosowane w nich głośniki wykorzystują magnesy neodymowe. Obie basowe kolumny zamknięto w ściętych obudowach, dzięki czemu można używać ich także w ustawieniu wedge, czyli pod kątem względem podłoża. Nie trzeba chyba wyjaśniać, jak jest to wygodne dla muzyka na scenie. Głośniki są zabezpieczone grillem, a otwory systemu bass-reflex oraz gniazda typu speakon umieszczono z tyłu.
Brzmienie
Zacznijmy od tego, że testowałem ten zestaw w kilku konfiguracjach z różnymi basówkami – zarówno z tymi bardziej vintage, jak i nowocześniejszymi. Z akustycznym fretlessem i z aktywnym elektrykiem. Nie będę tu wymyślał opisów tych wszystkich brzmień, bo nie na tym polega opis brzmienia wzmacniacza. Pragnę jednak podzielić się konstatacją, że ze wszystkimi tymi wiosłami Markbass Little Marcus brzmiał… arystokratycznie. To, co potrafi zrobić z dźwiękiem, to, jak umie podrasować nieciekawy sound, stawia go na czele stawki wzmacniaczy. Oczywiście, że nie jest transparentny, markbassy nigdy takie nie były, ale sposób, w jaki koloruje brzmienie, jak doprowadza je do genialności budzi respekt i podziw. Korekcja pięciopasmowa jest dobrana tak, by efektywnie służyć i w studiu, i na scenie. Dla przykładu: ultralow będzie słyszalny na koncercie tylko przy bardzo dużej głośności, ale w studio ten składnik zaznaczy swoją obecność już przy minimalnym odchyleniu potencjometru poza „0”. Podobnie z wysokim środkiem – jego podcięcie w studiu spowoduje, że bas nabierze poważniejszego charakteru, ale już na scenie cofnie się wyraźnie w miksie, co nie zawsze będzie tym efektem, o który nam chodziło. Jednym słowem sekcja EQ2 jest niezwykle plastyczna i sugestywnie oddziałuje na to, co słyszymy. Z kolei sekcja EQ2 (Millerizer i Old School) zastępuje dotychczasowe filtry VLE i VPF i… spisuje się rewelacyjnie. Milleryzacja brzmienia naszej basówki jest wręcz namacalna. Jeśli gramy w dodatku na jakimś jazzbassopodobnym wieśle, to iluzja będzie wręcz zaskakująca.
Choć każdy bas zagada na tych filtrach inaczej, nie oznacza to, że nie uzyskamy tu innego brzmienia. Na pewno będzie ono miało szlachetne brzmienie, ze srebrzystą górką i gęstym dołem, pompującym ciśnienie w naszych uszach. Drugi filtr spiłowuje tej millerowskiej zadziorności pazurki i zaskakująco fajnie spisuje się w duecie z millerizerem, choć pozornie powinny się wykluczać. Wydaje mi się, że ten head może nie spodobać się jedynie basistom spod znaku mocnego metalu czy stonerki. Nie ma w jego brzmieniu krzty brudu, choć oczywiście świetnie współpracuje z podłogowymi przesterami. Cała reszta muzyków (od bluesmanów i jazzmanów przez popowo ukierunkowanych sidemanów, po rockowe towarzystwo) powinna być nim wielce usatysfakcjonowana. Na koniec oczywistość: ten zestaw jest głośny. Skoro ten head nazywa się Mały Marcus, to ciekawe, jakby grzmiał Duży Marcus… Zadaję to pytanie, bo ta głowa w połączeniu z paczką Marcus Miller 104 CAB mogłaby służyć do burzenia murów Jerycha. Bardzo funkcjonalny i skuteczny zestaw.