Po malutkim i leciutkim modelu Micro 7 przyszedł czas na starszego brata w postaci Session 77. To taki średniak, który swobodnie pogra nam w sali prób i na małej klubowej scenie, a jego wyjście Linbe Out pozwoli ogarnąć dźwiękiem także i większą przestrzeń dookoła. Jego nazwa jednak wskazuje na inne przeznaczenie – piec został bowiem przewidziany do pracy w studiu i jak się domyślamy, tam pokazuje 100% swoich możliwości. Sprawdźmy zatem, z czym mamy do czynienia.
Phil Jones całe dzisięciolecia poświęcił na studiowanie zagadnień projekcji basowego soundu i zajęcia praktyczne z tego tematu, co zaowocowało pokaźną ilością sprzętu autorskiej produkcji. Po latach eksperymantów, innowacji i odważnych projektów ostatnimi czasy Phil po prostu korzysta z własnego dorobku. Po ofercie PJB widać, że przyszły nowe czasy, nie ma już odbiorców dużych paczek z kilkunastoma (a bywało, że i kilkudziesięcioma!) głośniczkami, a to co stało się „chodliwe” to właśnie małe, kompaktowe wzmacniacze i takie piece – poręczne, zgrabne, z funkcjonalnymi wyjściami i wejściami.
W teori
Bohaterem nieniejszego testu jest basowe kombo oparte na wzmacniaczu cyfrowym, który generuje 100 Wat w RMS. Jak łatwo się domyślić, końcówka mocy zrealizowana jest w klasie D, co oznacza małe straty, niską wagę i poprawną wierność dźwięku w stosunku do tego, co wychodzi kablem z naszej gitary. Sama skrzynia z kolei jest wyprofilowana nieco „w górę”, co daje jakiś walor estetyczny, natomiast praktyczne jej cechy to przede wszystkim wentylowana obudowa oraz niesamowita projekcja najniższych pasm, której równać się mogą chyba tylko basowe comba Tech 21. W skrzyni zamknięto 2 głośniki 7 PJB ferrite (siedmiocalowe) o impedancji 8 ohms oraz 3-calowy tweeter PJB. Zakres przenoszonych częstotliwości mieści się w przedziale od 30 Hz do 20 kHz. Tak, membrany siedmiocalowych głośników drgają już od 30 Hz i choć ciężko tak małym wzmakiem słyszalnie wzmocnić to pasmo, to i tak jest to wartość imponująca. W studio nagraniowym ta cecha może mieć niezastąpione znaczenie, a przecież z nazwy wynika, że właśnie w środowisku studyjnym Session 77 odda 100% swoich możliwości.
Sekcja wzmacniacza nieprzypadkowo została wyposażona w dwie wystające, metalowe rączki – okazuje się, że cały moduł wzmaka można łatwo odłączyć i korzystać z niego jak z basowego heada. Na jego panelu widzimy 3-pasmową korekcję (Bass, Mid, Treble) z możliwością podbicia lub podcięcia pasma o +/- 18 dB. Poza tym kontrola Input Level (preamp), Volume oraz Auxiliary Input Level (wejście sygnału ze źródła liniowego ergo: ze smartfona, laptopa, czy tabletu). 3-pozycyjny przełącznik Mute / Low / High pomaga dodatkowo dopasować czułość gniazda instrumentalnego do siły sygnału naszej basówki (a zatem pomaga przy zbyt mocnym sygnale z aktywnych pickupów czy preampów). Jeśli chodzi o gniazda to mamy jedynie to co niezbędne, a zatem Instrument Input (6.3 mm mono), Auxiliary In (3.5 mm stereo), Headphone Out (3.5 mm stereo) oraz Line Out (6.3 mm mono). Kolejny przykład odchodzenia od montowania sekcji DI we wzmacniaczu – coraz częściej widać basowe heady bez symetrycznego wyjścia XLR, co kiedyś było standardem. Ciekawy trend…
W praktyce
Na początku testu akustycznego najciekawszą oberwacją była dla mnie praca potencjometrów Level oraz Volume. Wiadomo – na początku całą korekcję ustawiłem w pozycjach naturalnych i starałem się sprawdzić jak zachowije się dźwięk potraktowany tylko wzmocnieniem preampu i mocy na końcówce. Okazuje się, że korekcja siły sygnału nastąpuje z lekkim opóźnieniem! Niezależnie czy wolniej, czy szybciej przekręcimy potencjometr gainu „w górę”, realna zmiana głośności sygnału następuje wyraźnie po mniej więcej połowie sekundy. Jest to ładna, płynna zmiana, jednakże nacechowana zaskakującą latencją nie wiem z czego wynikającą. Podobnie jest w przypadku potencjometra Volume, choć tu jest to jeszcze bardziej słyszalne. W praktyce na szczęscie nie ma to żadnego znaczenia – odpowiedzmy sobie na pytanie w jakiej sytuacji będziemy potrzebowali skokowo skorygować głośność pieca? W razie takiej potrzeby kupujemy sobie pedał ekspresji albo dodatkowy pedalboardowy preamp i ustawiamy w nim wyższe poziomy sygnały aktywowane np. standardowym footswitchem.
A co do samego dźwięku to nie mam żadnych zastrzeżeń – potencjometr Level dodaje brzmieniu harmonicznej sytości, nasz sound pęcznieje i staje się naprawdę wszechogarniający. Piękną sprawą jest „projekcja siły” tego maleństwa, bo choć rozmiarami nie ma startu do małych nawet comb konkurencji, to skutecznością i sił a przebicia może z nimi śmiało powalczyć. Wielką siłą Phil Jones Bass Session 77 jest także bardzo wierne oddawanie detali i cech brzmienia instrumentu. Wspomaga to jednoczesnie naszą artykulację, ale przede wszystkim pozwala chwalić się brzmieniam z instrumentu. Oznacza to, że to combo jest raczej przeznaczone dla posiadaczy leszych wioseł, z których brzmienia jesteśmy dumni, a nie dla użytkowników basówek entry level. Niestety, detaliczność tego comba bezlitośnie odda wszystkie niedociągnięcia brzmienia naszej gitary. Potencjometry korekcji „sumiennie” reagowały na zmiany – poprzez podbijanie lub obcinanie składowych Bass, Middle i Treble da się uzyskać pełną paletę brzmień: od głębokiego basu, poprzez „mruczany” groove, czyściutki, „punchowy” slap i przejrzyste akordy.
PRODUCENT: https://www.pjbworld.com/
DYSTRYBUTOR: www.w-distribution.de