Ponad rok temu testowaliśmy bliźniacze urządzenie przeznaczone dla gitar elektrycznych i wyrobiliśmy sobie o nim jak najlepszą opinię. Nie inaczej jest teraz, gdy nowy akustyczny piecyk wypełnił swoim brzmieniem wszystkie pokoje naszej redakcji.

A więc małe jest piękne! Po raz kolejny potwierdza się, że stwierdzenie to nie zostało wymyślone wyłącznie na użytek ludzi z różnymi kompleksami, ale raczej na poparcie trendu miniaturyzacji, zapoczątkowanego kilka dekad temu w Japonii. Na NAMM Show 2010 premiera tytułowego piecyka zrobiła ponownie niemałe zamieszanie, spowodowane głównie jego mniejszymi niż sześciopak wymiarami, połączonymi z porażającą mocą 200 W w klasie A/B, którą oferuje. Piszę ponownie, bo rok wcześniej świat po raz pierwszy usłyszał o ZT Amplifiers za sprawą piecyka „elektrycznego”. Tym razem wyprodukowano raczej coś dla niezależnych twórców, freelancerów i bardów, samotnie obwieszczających światu swoje muzyczne przesłanie. Sprawdźmy na ile, dzięki ZT Lunchbox Acoustic, ten przekaz będzie skuteczny.

Budowa wzmacniacza ZT Lunchbox Acoustic
Brązowe detale w postaci rączki, elementów designu panelu i maskownicy wpływają na naszą podświadomość uspokajająco i niosą informację, że nie ma tu żadnego cyfrowego modelingu, czy super symulacji innych urządzeń, tylko naturalny, transparentny sound naszego wiosła.
Nowy ZT Lunchbox Acoustic posiada niemal te same gabaryty co jego poprzednik, z małą różnicą w postaci większej o kilka centymetrów głębokości. Waga również pozostała ta sama, co sprawia, że nie poczujemy różnicy czy niesiemy do pracy cięższy neseser, czy nasze pudełko na próbę. Całość obita jest twardą sklejką MDF (nie tam żaden paździerz) z jasną okleiną, której wcale tak łatwo nie zniszczymy. Brązowe detale w postaci rączki, elementów designu panelu i maskownicy wpływają na naszą podświadomość uspokajająco i niosą informację, że nie ma tu żadnego cyfrowego modelingu czy super symulacji innych urządzeń, tylko naturalny, transparentny sound naszego wiosła. Czy to przypadek, że L.R. Baggs projektuje swoje preampy i comba również w brązach? Gdy weźmiemy nasz grający sześciopak w ręce, sprawia on wrażenie zwartego i stabilnego urządzenia – w środku nic nie lata, nic nie stuka, nic nie brzęczy. Będzie to miało wpływ na przenoszenie niskich pasm i klarowność brzmienia (zwłaszcza w studio), ale oczywiście głównym elementem odpowiedzialnym za emisję jest 6,5-calowy głośnik. Panel wierzchni posiada dwa rzędy potencjometrów przeznaczonych do korekcji brzmienia dwóch osobnych kanałów. Mowa o torze instrumentalnym, dedykowanym głównie gitarom akustycznym wyposażonym w jakiś preamp oraz torze wokalnym, do którego dostarczamy sygnał z mikrofonu. Górny rząd (instrumentalny) to od lewej: Gain (regulacja poziomu na wejściu), Bass, Treble oraz Reverb, czyli pogłos brzmiący – zdradzę to już teraz – niezbyt płynnie czy gładko. Dolny poziom (wokalny) to niezależna regulacja tych samych parametrów, jednak inaczej skalibrowana i o innym, właściwym głosowi ludzkiemu charakterze. Tutaj zainstalowano dodatkowo czterostopniowy przełącznik Feedback Cut, odpowiedzialny za unieszkodliwianie sprzężeń zwrotnych. Podcina on trzy różne pasma, najczęściej podatne na ten efekt i działa w obydwu kanałach.

Potencjometr Volume również jest wspólny i to głównie dzięki niemu możemy rozkręcić nasz niepozorny głośnik grubo ponad domowe potrzeby. Wejście instrumentalne typu jack i czerwona dioda LED, informująca o pracy ZT Lunchbox Acoustic dopełniają funkcji panelu.
Plecy piecyka ZT Lunchbox Acoustic oferują natomiast prawdziwe bogactwo funkcji. Mamy tu przełącznik dla głośników: Internal (wewnętrzny) i External (zewnętrzny, o oporności minimum 8 Ohm), przełącznik opcjonalnego zasilania Phantom, które daje nasz wzmacniacz, wejścia dla mikrofonu zarówno w postaci XLR jak i jack, gniazda dla pętli efektów (tego się nie spodziewałem!), wejście mini jack dla nagłośnienia ewentualnych podkładów z MP3 playera, czy naszego iPhone’a, liniowe wyjście jack ze swoją regulacją głośności, służące również do podłączania słuchawek i przełącznik napięcia z dostosowanym do amerykańskiego standardu 115 V. Prawda, że na bogato?

Zastosowanie i brzmienie wzmacniacza ZT Lunchbox Acoustic
Jeśli mamy zabukowaną sztukę w jakiejś małej knajpce lub wręcz w kawiarence, prościej niż Lunchboxem nie nagłośnimy naszego wiosła i wokalu. Działa on niemal jak zestaw mikro P.A., zapewniając czysty i silny ton w każdym przedziale pasm przenoszenia
Dzięki tym wszystkim cechom ZT Lunchbox Acoustic staje się jednym z najbardziej przyjaznych użytkownikowi i uniwersalnych comb, jakie w ogóle powstały. Dzięki tranzystorowej technologii nie traci on swej muzykalności nawet przy minimalnym poziomie gainu, choć wówczas oczywiście głośniej od niego zabrzmi nasze „pudło”, szczególnie jeśli należy ono do typu jumbo lub dreadnought. Jeśli mamy zabukowaną sztukę w jakiejś małej knajpce lub wręcz w kawiarence, prościej niż ZT Lunchbox Acoustic nie nagłośnimy naszego wiosła i wokalu. Działa on niemal jak zestaw mikro P.A., zapewniając czysty i silny ton w każdym przedziale pasm przenoszenia. Ważne jest, że na 100% dysponować będziemy zapasem mocy, którego nie zdołamy w takim miejscu w pełni wykorzystać. Wystarczy jedynie usadowić się w takim miejscu, by nie sprzęgało i to wszystko. Wiadomo, że większe koncerty klubowe, lub tym bardziej plenerowe, wymagają nieco innego typu backline’u, choćby ze względów estetycznych, że o odsłuchach wokalowych nie wspomnę. Jedynym wyjątkiem będą większe sale, ale z naszymi solowymi recitalami, bez pełnego składu – wówczas sprzęt ZT spokojnie zabezpieczy nasze potrzeby, zwłaszcza, że na takich imprezach ludzie naprawdę chcą słuchać wykonawcy. Na próbie z rockowym składem z małymi problemami, ale jednak przebiłem się przez bas i bębny, grając na akustyku Seagull S6 z preampem Godina, ale stosując Lunchboxa jako monitorek wokalowy, musiałem dać za wygraną. Zabrakło mu nieco pełni i tonalności – trzeba się było nieco wydzierać, a brzmienie stało się momentami ostre i nieprzyjemne. I tu ciekawostka: Jason Newsted nagrał na ZT Lunchbox Acoustic… swoje partie basu do utworu „Out of my Mind” z projektem WHO CARES (to charytatywna akcja, mająca na celu zbieranie funduszy na szkołę muzyczną w Armenii). Zdziwieni? Ja też byłem zdziwiony i dlatego na dzień dobry wpiąłem do tego maleństwa basówkę Warwicka Corvette Pro. Okazało się, że poza środkiem i górką ZT Lunchbox Acoustic zapewnia sporą porcję miękkiego i czytelnego dołu, którego nie spodziewałem się z tak małej konstrukcji. Nawet przy bardziej energicznej grze nie przesterowywał (Gain na połowie skali), a więc dynamicznie combo jest doskonale wyważone. Pewnie jest to zasługą opatentowanego systemu dynamicznego kształtowania dźwięku, zastosowanego w naszym wzmacniaczu.

Test odsłuchowy wzmacniacza ZT Lunchbox Acoustic wykonałem w niedużej, wytłumionej sali prób. Pierwsze wrażenia po odkręceniu Lunchboxa poza połowę skali Gainu i Volume: ten sprzęt jest naprawdę głośny, harmonijnie pokrywa wszystkie pasma, a więc nie uprzywilejowuje niektórych dźwięków względem innych i nie powoduje wzbudzania się wiosła, chyba że staniemy przodem do wzmaka w odległości metra–dwóch. Wówczas to dźwięk Gis na grubej strunie E potrafi wpaść w sprzężenie. Na neutralnej korekcji brzmienie jest bardzo zwarte pośrodku spektrum i niesamowicie selektywne w skrajach pasm. Daje to poczucie ciepłej przejrzystości i bogactwa w parzyste harmoniczne. Domyślam się, ile w tym zasługi nowych strun, ale ZT Lunchbox Acoustic przekazuje ich walory wręcz wzorcowo. Jednocześnie, gdy chcemy zabrzmieć bardziej pastelowo, wyborne efekty da nam podcięcie nieco pasm określonych tutaj jako Treble i lekkie podbicie basu. Nie zamuli nam to brzmienia, ale wszystko zyska na miękkości i krągłości. Nieco inaczej jest z mikrofonem – do mniej więcej 1/2 skali Gainu i Volume w pozycji maksymalnej nie musiałem posiłkować się switchem Feedback Cut, ale grałem w dobrze wytłumionym pomieszczeniu (na większej przestrzeni byłoby gorzej). Dopiero pełna moc ZT Lunchbox Acoustic zmusiła mnie do korzystania z tego przełącznika. Czy będzie to pozycja 1, 2, czy 3 zależy jak sądzę od charakterystyki mikrofonu oraz tembru i skali głosu. Korekcja kanału wokalnego jest skuteczna i pozwala nawet z nieprzyjemnej, świdrującej uszy barwy ukręcić coś przyjemnego. Naturalny pogłos jest dość „introwertyczny” i nie daje nam wielkiej panoramy Tatr, ale raczej krótki „room plate”, w dodatku gdy odkręcimy go poza połowę skali, zaczyna być nieco potargany. Dlatego zalecam używać go maksymalnie do 1/4 skali.
Ocena końcowa testu wzmacniacza ZT Lunchbox Acoustic
Wzmacniacz cały czas skutecznie wymyka się porównaniom z podobnymi konstrukcjami, bo takich po prostu jeszcze nie ma. Posiada za to szereg zalet, których porównywać z niczym nie trzeba.
Wzmacniacz cały czas skutecznie wymyka się porównaniom z podobnymi konstrukcjami, bo takich po prostu jeszcze nie ma. Posiada za to szereg zalet, których porównywać z niczym nie trzeba. Są to: jego naturalne, organiczne brzmienie, ciepły tembr, którego pozazdrościłby niejeden lampiak, czy waga i gabatyty, pozwalające problem jego transportu uznać za nieistotny. Jednocześnie cena comba ZT Lunchbox Acoustic jest na tyle niska, że nawet początkujący muzyk powinien w kilka miesięcy odłożyć sobie kasę na jego zakup. A będzie to raczej trafiona decyzja.
testował: Maciek Warda
Tranzystorowe, dwukanałowe
combo o mocy 200 W dla
gitarzystów akustycznych
i wokalistów. Małe, lekkie i głośne.
cena: 1 399 PLN
sprzęt dostarczył: www.lauda-audio.pl
strona producenta: www.ztamplifiers.com