Powiedzenie „małe jest piękne” ma wiele konotacji, ale jeśli chodzi o najnowsze trendy w muzycznym biznesie, prawie zawsze jest to wielki plus urządzenia. W przypadku combo (combiątek?) ZT Lunchbox Junior również trudno o trafniejsze stwierdzenie.

ZT to stosunkowo młoda firma, która postawiła sobie niemal nieosiągalne zadanie – zaprojektować i wyprodukować najlepszy wzmacniacz na świecie. Może to zabrzmieć nieco pompatycznie i naiwnie, ale jeśli poznamy dotychczasowe osiągnięcia ZT, zginie niedowierzanie i pojawi się podziw: oni (w swojej klasie produktów) tego naprawdę dokonali! Specjaliści z kalifornijskiego Berkeley mają już na swoim koncie kilka modeli wzmacniaczy, z których – można powiedzieć półżartem – każdy kolejny jest mniejszy od poprzedniego (by być w zgodzie z faktami: istnieje również model The Club z dwunastocalowym głośnikiem). Na tym właśnie polega ich wielkość i z tego powodu mogą one chwalić się pozycją lidera na rynku. Nie konkurują z mocarnymi Marshallami czy Mesami, ale w dziedzinie podręcznych urządzeń nagłaśniających raczej nie mają sobie równych.

Wzmacniacz ZT Lunchbox Junior jest ostatnim modelem, jaki pojawił się w ofercie firmy, i moim zdaniem z kilku względów najbardziej interesującym. Zanim przejdziemy do opisu jednostki, chciałbym zwrócić waszą uwagę na fakt, że jest to wbrew pozorom combo bardzo zaawansowane technologicznie i mające multum możliwości, co już na wstępie zaznaczają producenci, informując nas: „this is no practice amp!” (z ang. 'to nie jest ćwiczebny wzmacniacz!’).
Czytelnikom, którym jakimś cudem umknęły testy poprzednich modeli Lunchboxów publikowane na łamach TopGuitar, może się to wydawać niemożliwe, ale gitary podłączone do tych naprawdę małych pudełek brzmią niewspółmiernie bogato i głośno. Niniejsze urządzenie jest chyba najmniejsze spośród wszystkich braci ZT i dlatego ochrzczono je mianem Junior. Dzisiejsza „młodzież” jest jednak na tyle bezkompromisowa i bez kompleksów, że nie powinno dziwić, gdy już niedługo okaże się, iż Junior zdeklasował i konkurencję, i pozostałe modele ZT.

Budowa wzmacniacza ZT Lunchbox Junior
[dropshadowbox align=”center” effect=”lifted-both” width=”600px” height=”” background_color=”#ffffff” border_width=”1″ border_color=”#dddddd” ]Wielkość konstrukcji ZT polega na tym, że nie konkurują one z mocarnymi Marshallami czy Mesami, ale w dziedzinie podręcznych urządzeń nagłaśniających raczej nie mają sobie równych. ZT Lunchbox Junior to po prostu mały niezbędnik mobilnego gitarzysty.[/dropshadowbox]
Wymiary naszego maleństwa to 165 × 197 × 140 mm (W × S × G). Przyznacie, że nie jest to jakieś monstrum. Jego rozmiar doprowadza nas do słusznego wniosku, że jest to sprzęt doskonały do tego, by wziąć go w podróż, zapakować do walizki, plecaka, a nawet większego nesesera. Myliłby się jednak ten, kto sądzi, że na tym wyczerpują się jego funkcje i zalety.
Junior to zwarta, konstrukcja, w której wszystko ma swoje miejsce, a każdy wewnętrzny element – od głośnika po drukowane płytki z elementami dyskretnymi – jest sztywno i pewnie połączony z całością. Elementem, który odpowiada za wrażenia akustyczne, jest pięciocalowy głośnik potrafiący udźwignąć – uwaga – 80 W mocy! Co prawda, to moc w szczycie, ale w RMS to i tak imponujące 35 W. Podczas grania nie odniosłem wrażenia, by była to wartość czysto teoretyczna, ponieważ poziom headroomu wydaje się być równie przyzwoity, co słychać szczególnie przy dużym wzmocnieniu dźwięku.
Panel sterowania wzmacniacza umiejscowiono na górze combo; składa się on z trzech podstawowych potencjometrów: volume, tone oraz gain. Oprócz nich znajduje się tam jeszcze wejście instrumentalne typu jack 1/4” oraz czerwona dioda LED sygnalizująca pracę urządzenia. O wiele ciekawiej przedstawia się tylna strona ZT Lunchbox Junior. Po pierwsze, widnieje tam gniazdo słuchawkowe jack 1/8”. Po drugie, przełącznik speaker on/off, którym włączamy bądź odłączamy głośnik główny. Poniżej widzimy wejście jack 1/8” aux input, czyli zaproszenie dla naszych odtwarzaczy mp3, CD i multimedialnych telefonów. Dobra, wytknijmy im to – wbrew zapewnieniom producentów jest to również combo do ćwiczeń i nie ma w tym nic złego – to nie żadna ujma, tylko kolejna funkcja, którą może poszczycić się Junior.

Do wzmacniacza ZT Lunchbox Junior wpinamy bezpośrednio przewód sieciowy (mamy tu wbudowany zasilacz), lecz uwagę zwracają dodatkowe dwa gniazda: 12 V in (!) oraz 9 V out. Tak, tak – nasz wzmacniacz możemy traktować jako element łańcucha efektów i zasilać go z poziomu podłogi efektowej (jeśli mamy zasilacz 12 V) lub wychodzić z niego z zasilaniem dla innych efektów, byle tylko zgadzały się końcówki. Sprawdźmy teraz, na co stać to combo.
Brzmienie wzmacniacza ZT Lunchbox Junior
[dropshadowbox align=”center” effect=”lifted-both” width=”600px” height=”” background_color=”#ffffff” border_width=”1″ border_color=”#dddddd” ]Do Juniora wpinamy bezpośrednio przewód sieciowy (mamy tu wbudowany zasilacz), jednak naszą Uwagę zwracają dwa dodatkowe gniazda: 12 V in (!) oraz 9 V out. Tak, tak – ten wzmacniacz możemy traktować jako element łańcucha efektów i zasilać go z poziomu podłogi efektowej lub wychodzić z niego z zasilaniem dla innych efektów.[/dropshadowbox]

Muszę przyznać, że wzmacniacz ZT Lunchbox Junior naprawdę sprawia wrażenie, jakby grała o wiele większa jednostka. Mało tego, nieraz mieliśmy w redakcji piecyki o wiele większe i byliśmy zmuszeni odesłać je z powrotem do producenta lub dystrybutora, bo nie nadawały się do niczego innego niż bycia podnóżkiem… Tym większe było nasze zdumienie, że najmniejsze z „pudełek na lunch” odezwało się tak mocno i bez kompleksów. Wspomniałem już, że nie ma ono imitować hi-gainowych pieców i zamiatać dużych scen – podtrzymuję to, ale poza tym nie powinniśmy czuć skrępowania podczas korzystania z Juniora. Przy jego maksymalnym rozkręceniu słychać prawidłowy balans pomiędzy składowymi spektrum brzmienia, a charakter daje się poznać po korekcji potencjometrem tone. Do ćwiczenia artykulacji, skal czy gam nadają się ustawienia neutralne, a więc dowolny poziom głośności i gain gdzieś w pierwszej połowie skali. Mamy wówczas pełną selektywność dźwięków i w miarę naturalne brzmienie, które nie będzie nas irytowało swoją płaskością, tudzież tranzystorową sztucznością. Jest wszakże jeden warunek – combo ZT Lunchbox Junior nie wybaczy podłej jakości instrumentu, bo tutaj nie ma po prostu możliwości przykrycia equalizacją niedomagań przetworników czy marnej jakości materiałów wiosła – wszystko będzie słychać jak na dłoni.
Brzmienia czyste najlepiej łączą się z fenderowskim twangiem i tzw. szklanką. Ustawiamy wówczas gain na 1/4 skali, ściemniamy nieco barwę i cieszymy się tonalnym, bliskim, bezszumowym brzmieniem z uwypuklonym środkiem, ale tym przyjaznym dla ucha, dającym odpowiedni atak i gorącą gęstość całości. Gra akordowa, jeśli ma brzmieć rockowo, wymaga już odkręcenia gainu na dwunastą, co zapewni nam miły crunch, szczególnie ujmujący na Gibsonach, które przecież jak mało które gitary nadają się do mocnego grania. Przy gainie odkręconym do wartości maksymalnej mamy już sporo przesteru. Wówczas śmiało można pokusić się o wymiatanie solówek wymagających długiego wybrzmiewania i zlewania się poszczególnych nut ze sobą. Czułość piecyka jest wówczas imponująca i należy zwrócić szczególną uwagę na jego artykulację. Power chordy brzmią przekonująco i, jeśli tylko zrobimy odpowiednio głośno, wizytę sąsiadów mamy zapewnioną. Na kulturalną próbę, podczas której wszyscy uczestnicy pilnują głośności, ten wzmacniacz można również zabrać, ale wówczas przydałby się jakiś chorusik albo przynajmniej reverb, by nadać brzmieniu nieco przestrzenności.

Urządzenie może być bardzo przydatne w domowym studiu nagraniowym, gdy chcemy nagrać jakieś demo lub zarejestrować szkic utworu – zbieramy wówczas sygnał mikrofonem skierowanym na boczną powierzchnię membrany głośnika i… nie możemy się nadziwić, jak realistyczną iluzję większego sprzętu daje wzmacniacz ZT Lunchbox Junior. Doskonale brzmi w nagraniach, nie zabiera w ogóle miejsca, jest poręczny i niedrogi, co od jakiegoś czasu przesądza o jego popularności. Chcąc napędzić wzmacniaczem zewnętrzną kolumnę (np. Vox V110NT – Night Train) i tym samym z powodzeniem zagrać na zestawie mały klubowy koncert, musielibyśmy przesiąść się na ZT Lunchbox z wyjściem speaker out. Na Juniorze pogramy za to z kolegami w domu lub poćwiczymy z ulubionym podkładem, przesłanym przez wejście aux.
Ogólna ocena tesu wzmacniacza ZT Lunchbox Junior
Urządzenie będzie bardzo przydatne w domowym studiu nagraniowym, gdy chcemy nagrać jakieś demo lub zarejestrować szkic utworu – zbieramy wówczas sygnał mikrofonem skierowanym na boczną powierzchnię membrany głośnika i… nie możemy się nadziwić, jak realistyczną iluzję większego sprzętu daje ZT Lunchbox Junior.
Byś może wśród pieców o większych gabarytach ZT Lunchboxa Juniora trudno byłoby dostrzec, ale gdyby tylko pozwolono mu wydać kilka dźwięków, momentalnie zająłby należną mu pozycję lidera. To po prostu mały niezbędnik mobilnego gitarzysty, ale też cenne narzędzie dla zwolenników home recordingu i muzyków pragnących trenować swoje gitarowe umiejętności w niewielkich pomieszczeniach. Rzecz godna zainteresowania!
testował: Maciek Warda
Wzmacniacz ZT Lunchbox Junior, cena: 599 PLN
sprzęt dostarczył: www.lauda-audio.pl
strona producenta: www.ztamplifiers.com